„Avi”, szpital dla zwierząt potrzebuje wsparcia

Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi” z Łubnian opiekuje się teraz około 70 zwierzakami i nieustannie potrzebuje wsparcia. Niestety około 99 procent podopiecznych pochodzi z gmin, które z Centrum nie mają umowy, na mocy której samorząd finansuje pobyt „swoich” pacjentów. Po prostu ludzie przywożą zwierzęta wymagające pomocy do prowadzącej jednoosobowo ośrodek Marty Węgrzyn, a ona nie odmawia.

W okresie lęgowym potrafi tu trafić nawet 15 poranionych ptaków dziennie. Teraz, w okresie jesienno-zimowym, jest ich trzy razy mniej, za to rośnie liczba przyjęć cięższych przypadków, głównie większych zwierząt rannych w kolizjach drogowych. Zmiana czasu im nie sprzyja, w listopadzie ciemno robi się już właściwie w godzinach komunikacyjnego szczytu, stąd liczba kolizji z udziałem zwierząt mocno rośnie. Jeśli chodzi o ptactwo, mamy czas migracji mysikrólików, sporo z nich łamie skrzydła na nieoznakowanych szybach, a wystarczyłby kawałek firanki lub choćby…wstrzymanie się z myciem okien. Brudna szyba oznacza dla nich ratunek.

Teraz i tak jest spokojniej, natłok pacjentów zaczyna się wiosną. – Spustoszenie czynią szczególnie wypuszczane na zewnątrz koty. Bakterie zawarte w ich ślinie powodują, że 99 proc. zranionych przez nich ptaków nie przeżywa. Koty grabią również gniazda zajęcy, potrafią wybrać zajęcze oseski co do jednego – podkreśla pani Marta.

Drugim dużym zagrożeniem są ludzie i część z nich przysparza roboty centrum „Avi” z… dobrego serca. – Ludzie zbierają ptasie podloty, uważając, że biegają porzucone przez rodziców, a to zwykła forma ich aktywności – podkreśla szefowa ośrodka. – Podobnie ma się sprawa z sarnimi oseskami. Niedawno sarna odebrana interwencyjnie z „troskliwego” domu z przerażenia po prostu bała się ruszyć – wspomina.

Niezwykle trudno odwrócić takie „wdrukowanie na człowieka”, jedna z ostatnich pacjentek, pustułka, trafiła do ośrodka z podejrzeniem twardego spotkania z szybą, tymczasem zupełnie wytarty ogon ptaka wskazywał, że była przetrzymywana w zamknięciu. Dla dzikiego ptaka jest to niewyobrażalny szok.

Niestety, nie wszystkie gminy poczuwają się do obowiązku finansowania opieki chorych zwierząt ze swojego terenu. Czasem przeszkody są natury formalno-prawnej.

Większość zwierząt, które trafiają pod opiekę ośrodka „Avi” pochodzi z Opola i okolic. Miasto akurat rozumie problem i ma podpisaną stosowną umowę, tyle że z ośrodkiem spod Strzelec Opolskich – tłumaczy Marta Węgrzyn. – Ja choćbym chciała, nie mogę przedstawić swojej oferty opieki w miejskim przetargu, bo warunkiem jest 50 tysięczny budżet, pochodzący z umów z innymi samorządami. Nie dysponuję takimi pieniędzmi – przyznaje. – Tymczasem ludzie nie są przecież zorientowani w  formalno-prawnych uwarunkowaniach i przywożą zwierzęta do mnie.

Gminy mają obowiązek zorganizowania pomocy dzikim zwierzętom, ale takie jak Opole czy Kluczbork, które podjęły w tym względzie kroki,  są mimo to w mniejszości.

Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Zwierząt „Avi” utrzymuje się więc w większości z prywatnych datków. Pomagają osoby prywatne i firmy, każda złotówka się tu liczy. Fundacja „Avi” dysponuje blisko 6 hektarami terenu przekazanego przez nadleśnictwo Opole, jednak nie ma pieniędzy, by je stosownie do potrzeb chorych zwierząt zagospodarować. Na razie zwierzęcy szpital mieści się na prywatnej posesji Marty Węgrzyn, jest ciasno i mało komfortowo.

Jeśli chcesz pomóc, możesz to zrobić wpłacając pieniądze na konto Fundacji „Avi”: 86 1090 2138 0000 0001 4699 9709.

 

fot. Marta Węgrzyn

Najnowsze artykuły