Chata z kraja nie istnieje

Podczas gdy jak wiadomo wszechświat się nieustannie rozszerza, to nasz świat sprawia wrażenie, jakby się coraz bardziej kurczył. Stajemy się coraz mniejszą wioską, wprost proporcjonalnie do postępu technologicznego. A wraz z tym procesem jednocześnie rośnie poczucie naszej współzależności wobec wydarzeń na świecie. Efekt motyla można dziś z powodzeniem w geopolityce zastąpić efektem drona, który zrzuca bomby gdzieś nad Ukrainą, a echa tych wybuchów docierają wprost do nas.

Jaki więc będzie ten 2025 rok, zależy nie tylko od nas. Dobrze to w każdym razie nie wygląda: Na tygodnie przed swoim zaprzysiężeniem przyszły prezydent USA nazywa premiera sąsiedniej Kanady „gubernatorem” i wprost deklaruje zainteresowanie wchłonięciem tego kraju jako 51. stanu USA. Unię Europejską traktuje jako” zlepek sympatycznych małych krajów”, co raczej nie brzmi jako zapowiedź partnerskich, równoprawnych stosunków. Donald Trump nie ma z tym problemu, by bez ogródek opowiadać jak chętnie przyłączyłby do siebie Grenlandię, która ma już przecież swojego gospodarza, a mianowicie Danię. To może zachęcić Xi Jinpinga do bardziej zdecydowanych kroków w kwestii przyłączenia Tajwanu do Chin. No bo dlaczego nie Tajwan skoro Grenlandia i owszem?
Co do integralności Ukrainy, zdaje się, że również Kijów nie ma w tym względzie złudzeń: zakończenie wojny, którą wywołała Rosja wiązać się będzie ze stratami terytorialnymi. Pozostaje tylko kwestia jak będą one dla Ukrainy bolesne. To, że przyszły prezydent USA deklaruje jak najszybsze spotkanie z Putinem w kwestii zawarcia pokoju, tego ostatniego jedynie zachęca do radykalizacji swoich warunków, również w kwestii terytorialnych zdobyczy. Już sam fakt pośpiechu Trumpa coraz bardziej urealnia obawy jego konkurentki Kamali Harris, sformułowane podczas ostatniej debaty prezydenckiej: Putin w kwestii Ukrainy właśnie szykuje się, by skonsumować Trumpa w porze lunchu.
W Europie chwieją się liberalne demokracje, w tym te dwie najsilniejsze: we Francji i Niemczech. Pewnie wyjdą z tego obronną ręką, ale już nie z tak pewnym chwytem jak dotąd. Europejscy populiści- putiniści już witają się z gąską, znaczy ze swoim guru z Kremla, gdzie do grona wasali obok premiera Orbana dołączył premier Słowacji. I o to chodzi zarówno Putinowi jak i Trumpowi – by osłabić unijną jedność, potencjał, zwasalizować Europę, rozbić europejską integrację poprzez bilateralną politykę kija i marchewki z poszczególnymi krajami. Na zasadzie cohabitation mrówki ze słoniem. Trump postrzega politykę jak biznes, z tym, że wyłącznie jednostronnych korzyści. Putin patrzy szerzej, odbudowuje strefę wpływów, dla niego rachunek ekonomiczny tak bardzo się nie liczy, przynajmniej na tym etapie, dlatego mami maluczkich tanią ropą i gazem.
Od czegoś trzeba zacząć, a najłatwiej od wyłuskiwania ze Wspólnoty niewielkich unijnych państewek, których potencjał jest odwrotnie proporcjonalny do ego ich przywódców. Wystarczy je odpowiednio podbijać stwarzając ułudę partnerstwa, przyjaźni oraz roztaczając aurę ich rosnącej roli w świecie i nawet się nie obejrzą, gdy staną się pionkami na nie swojej szachownicy. Ten proces odnośnie premierów Węgier i Słowacji, Orbana i Ficy, właśnie trwa w najlepsze.
Stara prawda uczy, że nigdy nie jest tak dobrze jakby się chciało i nigdy tak źle jak się można było obawiać. Jak będzie tym razem? W każdym razie to i tak jest bardziej aktualne powiedzenie niż „moja chata z kraja”. Bo żadna już taka nie jest.
Ryszard Rudnik

Najnowsze artykuły