Cyrk przyjechał

Poseł Zbigniew Ziobro na okoliczność przymusowego doprowadzenia przed sejmową komisję ds. Pegasusa zapowiadał, że posiada w domu pokaźny arsenał, ale go nie użyje, gdy przyjdą go doprowadzić policjanci, tylko poczęstuje ich herbatą. Niestety, gdy przyszli, nie było go w żadnym z jego domów. Urządził za to cyrk medialny, gdzie umyślni z TV Republika stwarzali atmosferę jakby Ziobrę policjanci mieli obdzierać ze skóry, a chodziło jedynie o zwykłą czynność administracyjną doprowadzenia świadka. Były wszak i momenty ucieszne, gdy red. Rachoń uskutecznił żwawym kłusem asystę policyjnej suki odwożącej posła Ziobrę na przesłuchanie sprzed siedziby rodzimej stacji.
To, co w zmyśle pisowskich propagandzistów miało świadczyć o słabości „państwa Tuska”, w rzeczywistości świadczy o powrocie do normalności: Otóż Policja nie wiedziała gdzie jest Ziobro, bo w normalnym demokratycznym kraju nie inwigiluje się świadków ani Pegasusem, ani w żaden inny sposób. Policjanci nie wtargnęli za Ziobrą do siedziby TV Republika, bo gdy ma się asekurować świadka nie znaczy, że można gdziekolwiek wejść po niego siłą. Policjanci nie dali się po prostu sprowokować, trzymali się procedur . Bo co innego znaczy doprowadzenie świadka przed oblicze sejmowej komisji, a co innego doprowadzenie podejrzanego do prokuratora.
Tak, to dzwonienie policjantów co godzina do bramy domu Ziobry świadczy o normalności, a nie bezradności państwa. Politycy PiS tych zasad nie rozumieją, dlatego z nich szydzą, bo one nie mieszczą się w zakresie dobrze przyjmowanej przez nich logiki zamordyzmu.
Przy okazji zachowania Ziobry pojawiły się porównania do zatrzymania Barbary Blidy, które nadzorował jako prokurator generalny za pierwszych rządów PiS. Różnice polegały na tym, że ona posiadała jedną sztukę broni, miała być zatrzymana w charakterze podejrzanej, na dodatek jak wiadomo w dymanej sprawie jakoby pośredniczenia w łapówce. I najważniejsza różnica to taka, że ona akcji zatrzymania nie przeżyła. A podobieństwo jest jedno – zarówno Barbara Blida jak i rzeczony pozostawali w trakcie leczenia onkologicznego. Z tym, że ona się swoją chorobą nigdy nie zasłaniała. Pacjent Ziobro i owszem. Sam z siebie publikował nawet drastycznie zdjęcia z przebiegu swojego leczenia, twierdząc, że został do tego zmuszony przez Donalda Tuska.
Gdy było już po wszystkim, partyjni koledzy świadka ogłosili, że komisja zamykając obrady, by nie stać się elementem starannie wyreżyserowanego przez ziobrystów show… spanikowała w obawie przed intelektualnym nokautem w wykonaniu posła Ziobry. Pozostając w bokserskim anturażu – to tak jakbyśmy mieli uwierzyć w to, że pięściarz cztery razy nie wyszedł na ring, za piątym razem się spóźnił z powodu wypasionej boks-autoprezentacji i ogłosił, że przeciwnik nie poczekał, bo się go przestraszył. To nawet byłoby śmieszne, gdyby nie było żałosne.
Ziobro szeryfem? Jeśli już, to takim więcej absencjonowanym.

Najnowsze artykuły