Dawid Tomala z AZS-u Politechniki Opolskiej mistrzem olimpijskim!

Dawid Tomala z AZS-u Politechniki Opolskiej w nocy z czwartku na piątek został mistrzem olimpijskim. Nasz chodziarz triumfował na dystansie 50 km! To drugie złoto dla Opola w historii Igrzysk po piłkarzu Zbigniewie Gucie w 1972 roku.

32-letni Tomala od kilku sezonów reprezentujący klub i uczelnię z Opola sprawił tym samym nie lada niespodziankę. Tym bardziej, że był to dopiero jego drugi ukończony start na 50 km.

Nie mogę w to uwierzyć, pracowałem na taki sukces całe życie – mówił już na mecie oficjalnym mediom olimpijskim sam zainteresowany. – Miałem 15 lat, gdy poszedłem na pierwszy trening i już wtedy marzyłem, żeby zostać złotym medalistą olimpijskim. Początkowo chciałem to osiągnąć na 20 kilometrów, ale ten rok zmienił wszystko. To był dopiero mój drugi występ na tym dystansie, a teraz zdobyłem mistrzostwo olimpijskie.

Co ciekawe pierwszy start na 50 km zaliczył wtedy gdy uzyskał minimum uprawniające go do występu w Tokio… a raczej w Sapporo, gdzie ostatecznie rywalizowali chodziarze, albowiem w oddalonej o ponad 1000 km stolicy upały byłyby zbyt groźne. Dlatego początek zmagań zaplanowano na godz. 5.30 czasu miejscowego, a więc o godz. 22.30 w nocy z czwartku na piątek w Polsce.

Późniejszemu triumfatorowi to jednak zupełnie nie przeszkadzało. Długo szedł w czołowej grupie, a potem – mniej więcej w połowie dystansu – niespodziewanie zaatakował i zbudował sobie przewagę, którą następnie już pewnie utrzymywał. Ostatecznie zwyciężył z czasem 3.50,08.

– To dość monotonny dystans, zawodnicy śmieją się, że największa zabawa jest od 40 kilometra, gdzie to zmęczenie jest przeogromne, mijają trzy godziny pracy, zaczynają się dziać dziwne rzeczy na trasie – mówił przed wylotem do Tokio podczas spotkania z mediami w siedzibie Politechniki Opolskiej. – Nieraz było już tak, że zawodnik, który jest pierwszy, ma bardzo dużą przewagę, nagle znika z trasy, jest tak wykończony, że nie jest w stanie dokończyć dystansu.

Z opolaninem tak nie było: drugiego na mecie Jonathana Hilberta z Niemiec wyprzedził o blisko 36 sekund, a trzeciego Evana Dunfee z Kanady o 51 sekund. Zresztą około 10 km przed metą miał już ponad trzy minuty przewagi nad najgroźniejszymi rywalami. Do tego też nie widać było po nim większego kryzysu czy też nie groziła mu dyskwalifikacja, co w tym sporcie zdarza się stosunkowo często.

Warto zauważyć, że igrzyska w Tokio nie były pierwszymi w życiu Tomali. Startował przecież w Londynie. Dziewięć lat temu szedł jednak na 20 km i zajął 19 miejsce. Jak sam przyznawał zmienił dystans bo szukał nowego wyzwania.

– Potrzebowałem czegoś nowego, czegoś specjalnego – tłumaczył na mecie. – Pomyślałem, że nowy, dłuższy dystans będzie dobrym rozwiązaniem i teraz wiem, że jest. Czemu 50 km? Bo mamy najlepszego chodziarza w historii Roberta Korzeniowskiego. On jest legendą, a teraz ja zapisałem swój fragment tej historii – podkreślał.

I nie ma się co dziwić, iż nawiązuje do legendy polskiego sportu. Wszak to piąty w historii i jednocześnie piąty złoty medal dla naszego kraju w chodzie sportowym na tej rangi imprezie. Wszystkie cztery wcześniejsze wywalczył właśnie wspomniany Korzeniowski – trzy na dystansie 50 km (Atlanta 1996, Sydney 2000 i Ateny 2004) i jeden na 20 km (Sydney 2000).

Złoty medal zostanie wręczony Tomali w sobotę podczas dekoracji na Stadionie Olimpijskim w Tokio. Do Polski nasz zawodnik wraca 10 sierpnia.

Najnowsze artykuły