Itaka Arena – opolskie Camp Nou

Mogło zakręcić się w głowie od gości, którzy w dniu otwarcia Itaka Areny odwiedzili nasze redakcyjne studio „Czas na stadion”, które prowadziliśmy bezpośrednio ze stadionu, mając widok na wypełniające się do ostatniego krzesełka trybuny. Była więc okazja do wyjątkowych wspomnień z Antonim Piechniczkiem, Wojciechem Tycem, Krystianem Koźniewskim, Józefem Żymańczykiem oraz niezwykle rzadko odwiedzającym dziennikarzy Józefem Klose.

Moment, który ściska w gardle

Zanim jednak oddamy głos dawnym gwiazdom klubu, krótki cytat z dnia otwarcia meczu bez pamięci zakochanego w Odrze Opole Marcina Sagana. W klubie miał swój epizod jako piłkarz, ale już w roli naczelnika sportu opolskiego ratusza oddał całe serce, aby nowy stadion powstał, a potem godnie przywitał się z mieszkańcami.

„Było pierwsze lato, było wszystko nowe. Był czas… Jest taki moment, kiedy ściska w gardle. Kiedy marzenia się spełniają. Tyle lat naszej Odry Opole i jestem tak bardzo dumny, że coś takiego wczoraj się wydarzyło. Liczba osób, którym miałbym dziękować, że miałem w tym swój udział liczy pewnie z 200 osób. Dla mnie to chyba dzieło życia…” – napisał.

21 marca klub zaczął pisać nową historię. Otwarcie najpiękniejszego i najbardziej ekologicznego stadionu w Polsce było wyjątkową okazją, aby porozmawiać o teraźniejszości, nacieszyć się nowością, ale także wrócić do historii. A ta rozpoczęła się 16 czerwca 1945 roku, gdy oficjalnie powstał OKS Odra Opole, a prezesem został Leonard Olejnik. I teraz to właśnie przy jego ulicy kontynuowane będą dzieje klubu z byłej już Oleskiej 51.

Ciąg dalszy nastąpił

– Jestem raczej tradycjonalistą i dużą wagę przywiązuję do miejsc, które w historii zapisały się czymś ważnym. Dlatego trudno mi było pogodzić się z faktem, że Oleska nie będzie już domem Odry. Ale gdy zobaczyłem końcowy efekt nowego stadionu przy Olejnika, łatwiej mi zrozumieć, że życie musi mieć swój ciąg dalszy, który właśnie nastąpił. Komplementy na temat obiektu słyszę z każdej strony i pod wszystkimi się podpisuję. Zaplecze jest znakomite, a obiekt piękny i nowoczesny. Przed meczem z Magdeburgiem byłem w szatni naszych chłopaków i powiedziałem im, że w Opolu nie wypada grać źle – zwierzył się nam Antoni Piechniczek.

Pierwszym wydarzeniem w historii klubu wcale nie był jednak mecz, a… bieg uliczny. W 1948 roku Odra połączyła się z Chrobrym Groszowice, a po fuzji z Lwowianką w latach 1948-58 występowała pod szyldem Budowlanych Opole. Była też Odra/Varta, Odra/Unia Opole, upadłość w 2009 roku i reaktywacja pod szyldem Stowarzyszenie Opolskiego Klubu Sportowego „Oderka” Opole. 14 czerwca 2011 roku powrócono do nazwy Odra. W dniu otwarcia Itaka Areny najczęściej wspominano jednak dwumecz w Pucharze UEFA z Magdeburgiem. A gdyby nie Wojciech Tyc mogło do niego nigdy nie dojść. Przypomnijmy bowiem, że do rozgrywek dostaliśmy się przez Puchar Ligi, który Odra wygrała, a Tyc został królem strzelców rozgrywek z 6 golami na koncie.

Marzyliśmy o innym rywalu…

– Cieszyliśmy się z awansu do Pucharu UEFA, ale wylosowaliśmy najgorzej jak można. Marzyliśmy o atrakcyjnym wyjeździe do Włoch, Hiszpanii czy Anglii, a trafił nam się sąsiad z NRD, z którym graliśmy mnóstwo sparingów. W dodatku był to szalenie trudny przeciwnik z siedmioma reprezentantami kraju, wtedy autentycznymi gwiazdami – wspominał 1977 rok Wojciech Tyc.

Była gwiazda Odry wolała jednak rozmawiać o teraźniejszości. – Izraelici krócej błąkali się po pustyni w poszukiwaniu swojej Ziemi Obiecanej niż Odra czeka na powrót do ekstraklasy, ale chcę wierzyć, że nowy obiekt ułatwi nam powrót do elity. W dniu otwarcia Itaka Areny jestem pierwszy raz w środku obiektu, dotąd oglądałem go wyłącznie z zewnątrz. Jestem nim oczarowany. Trybuny wydają się nawet wyższe niż na zdjęciach. To nasze, opolskie, Camp Nou. Nawet barwy się zgadzają – dodaje.

Kasztelan do dziś nie przeprosił

Tyle lat naszej OKS Odra Opole S.A. i jestem tak strasznie dumny, że coś takiego wczoraj się wydarzyło. Liczba osób, którym miałbym dziękować, że miałem w tym swój udział liczy pewnie z 200 osób. Dla mnie to chyba dzieło życia…Z historią pierwszego meczu kontra Magdeburg nierozerwalnie związany jest także inny gość naszego redakcyjnego studia, Krystian Koźniewski, którego swego czasu wołano polskim Puskasem. Ten znakomity w młodości technik miał swój udział przy bramce na 1-0 w Opolu.

– Piłka po moim strzale raczej zmieniła kierunek i sędzia słusznie uznał, że to samobój. Potem powinien jednak podyktować karnego za faul na Klose i kto wie, jak potoczyłyby się losy rywalizacji – wspomina.

Miesiąc później, w ligowym meczu z Pogonią Koźniewski doznał poważnej kontuzji kolana. W ciągu dwóch lat przeszedł trzy nieudane operacje. Dobrze zapowiadająca się kariera musiała dobiec końca. Nieoficjalnie jednak mówiło się, że powodem zawieszenia butów na kołku przez piłkarza był jego… niepochlebny komentarz o pierwszym sekretarzu PZPR Edwardzie Gierku.

– Zenon Kasztelan do tej pory nie przeprosił mnie za tamten faul. Chciałem wślizgiem przedłużyć piłkę do Klosego, a on upadł mi na udo. Zrobiła się dźwignia i kolano „poszło”, co czuję do dzisiaj. A potem rzeczywiście wrobiono mnie w polityczną sprawę. Nikt wtedy nie pytał mnie o zdanie, ważniejsze było zaufanie do partii, a ja nigdy do niej nie należałem. Pamiętam, że jeszcze Gmoch obiecywał mi, że jak wrócę do zdrowia i będę potrzebny na boisku, karę odwieszą, ale tak nigdy się nie stało. Mało tego, niesłuszną karę nałożył na mnie jeszcze klub. Mógł maksymalnie dwa lata, a dał dożywocie!  – przywołuje słodko-gorzkie wspomnienia. – Co tam jednak, najważniejsze, że Odra ma teraz wyjątkowy stadiom. Wiem co mówię, bo widziałem ich sporo. I aż łezka w oku się kręci, bo chciałoby się na takim zagrać. To już niemożliwe oczywiście, ale kto mi zabroni marzyć o powrocie Odry do ekstraklasy. Chciałbym tego doczekać – kończy.

Młodszy junior z przedmeczu

Legendą klubu z innego pokolenia jest Józef Żymańczyk. Chłopak, który Odrę ma w sercu od dziecka również nie krył wzruszenia.

– Doskonale pamiętam pierwszy mecz z Magdeburgiem w Opolu, bo jako młodszy junior wystąpiłem w przedmeczu. Miałem wtedy 12 lat. Wygraliśmy 2-1, a ja przed spotkaniem nie mogłem dopasować butów. Miałem zbyt duże korkotrampki. Koledzy potem się śmiali, że mam wielką stopę jak Wójcicki i nawet tak na mnie wołali – opowiada.

Pytany o swoich idoli wylicza bez wahania: – Tyc, Klose, Wójcicki, Młynarczyk. Chowałem się na drużynie Antka Piechniczka. Podawałem im piłki i rozpierała mnie duma. Dzisiaj czuję się jak w innym świecie. Nigdy nie przypuszczałem, że w Odrze będą tak doskonałe warunki do gry. Naprawdę kosmos – kończy.

Chcę tego małego Meksykanina

Najbardziej wzruszony był jednak Józef Klose. Na początku nieśmiały, jakby onieśmielony atmosferą i zainteresowaniem wokół swojej osoby, z czasem chętny, by zdradzić coś więcej z historii dwumeczu przeciwko Magdeburgowi. Przypomnijmy, to właśnie ten piłkarz ze Sławięcic strzelił gola na otarcie łez w rewanżowym meczu.

– Zaczynałem jeszcze w starej Odrze. Ze Szczepańskim, Korkiem, Brejzą, Jarkiem, Banią i  Łucyszynem. Najpierw musieli mnie jednak sprowadzić do drużyny, a to wcale nie było łatwe, bo jestem bardzo rodzinny i nie chciałem się z domu ruszać. W wieku 15 lat wzięli mnie do pierwszej drużyny w Sławięcicach, a stamtąd do Chemika Kędzierzyn Koźle. Ja jednak bardzo tęskniłem za rodzicami i po roku wróciłem do domu, ale Chemik jeszcze raz mnie zabrał. W juniorach grało u nas trzech reprezentantów Polski, więc z Odry przyjechali ich zobaczyć dyrektor Sobolewski, trener Foryś i kierownik Śliwak. W pewnym momencie trener powiedział im, że nie chce żadnego z reprezentantów tylko tego malutkiego Meksykanina, mając mnie na myśli. Nie chciałem, ale Odra nie odpuszczała i po kilku moich złamanych obietnicach wreszcie przyjechali po mnie sami, zabrali walizkę i przywieźli do Opola meldując w hotelu przy ulicy 1 maja – wspominał w naszym studiu.

Piwko i woda z Klose

Wzruszony Klose opowiedział nam jeszcze jedną historię, która do tej pory nie ujrzała światła dziennego, a miała ścisły związek z dwumeczem przeciwko niemieckiej drużynie.

– Na rewanż naprawdę jechaliśmy z nadziejami. Na rogatkach Magdeburga pomyślałem, że trzeba chłopaków dodatkowo zmobilizować. Poszliśmy więc na dworzec do knajpki. Młodsi piłkarze dostali wodę, starsi mogli wypić po jednym piwie. Chcieliśmy w ten sposób jeszcze bardziej się skonsolidować. Na boisku zabrakło niewiele i choć czuliśmy niedosyt, to nikomu wtedy nie przyszło do głowy, że to ostatni jak do tej pory mecz Ody w europejskich pucharach.

***

Ze współczesnym Magdeburgiem dzisiejsza Odra towarzysko zremisowała 1-1. Sam wynik oczywiście nie był najważniejszy. Dzisiaj cieszymy się ze wspaniałej inauguracji, ale już o niej zapominamy. Teraz liczy się tylko walka o utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. Bo tylko w ten sposób można kontynuować marzenia Piechniczka, Tyca, Koźniewskiego, Żymańczyka, Klose i nas wszystkich, że powrót do elity będzie możliwy wcześniej niż za kolejne 44 lata.

Dariusz Król, Donat Przybylski

Dariusz Król

Znawca futbolu, pomysłodawca i były redaktor naczelny ogólnopolskiego tygodnika „Tylko piłka”. W przeszłości także dziennikarz tygodnika i dziennika Gazeta Opolska (m.in. kierownik działu sportowego). Obecnie redaktor magazynu „Opole i kropka” i Czasu na Opole, w których zajmuje się głównie tematami z życia miasta, historią i sportem.

Najnowsze artykuły