Jarecki: „grooviący” muzyk [ROZMOWA]

Opolanin z Dambonia, współzałożyciel Kultórwy. Muzykę tworzy w „Kurniku”, gra z największymi artystami polskiej sceny soul, R’n’B i funk, a ostatnio został wyróżniony przez prezydenta Opola za  promocję naszego miasta. Jarek Kubów, czyli Jarecki opowiedział nam o swojej pracy artystycznej*.

 

W listopadzie 2021 roku otrzymałeś od prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego nagrodę promocyjną za aktywność kulturalną promującą miasto w kraju i za granicą.
Jarecki: Staram się godnie reprezentować nasze miasto. Jest to dla nas wielkie wyróżnienie, z którego bardzo się cieszymy. Mówię tu w imieniu grupy  ludzi, którzy pracują na sukces marki „Jarecki”.  Taka nagroda uskrzydla i motywuje do działania.  Dla mnie, jako rodowitego opolanina, to szczególne wyróżnienie, zwłaszcza że Opole to Stolica Polskiej Piosenki.

Bardzo spodobało mi się takie stwierdzenie, że „Jarecki to styl z przeszłości z aktualnym przesłaniem”…
– To jest pewnego rodzaju misja, bo staramy  się zapełnić lukę na naszym rynku muzycznym.  Według mnie brakuje dobrze „grooviącej” muzyki, która w żargonie jest grana do tyłu. To m.in. soul, R’n’B, funk. Przyjęliśmy sobie za punkt wyjścia krzewienie tego gatunku u nas w kraju. Szczególnie, że historia pokazuje, że było tylko kilka takich projektów w Polsce. Największym sukcesem okazał się zespół Sistars. Znamy się  z tamtą ekipą, nie tylko z siostrami Przybysz, ale również z Bartkiem Królikiem. Tym bardziej cieszę się, że mogę należeć do tak wąskiej społeczności soulowo-funkowej w Polsce.

Mówisz ciągle „my”, czyli kogo masz na myśli?
– Przede wszystkim mojego kuzyna, Bartosza Kochanka, znanego jako DJ BRK. To on głównie odpowiada za kompozycje, które znajdują się na krążku. Od lat wydawaliśmy razem płyty jako kolektyw, szukając wspólnego mianownika.  Wszystko to realizujemy u niego w studiu zwanym „Kurnik”.

Chciałam właśnie zapytać czym jest „Kurnik”?
– To bardzo klimatyczne studio nagrań w Chróścinie pod Opolem. Jestem tam praktycznie codziennie. Przyjeżdża do nas mnóstwo artystów z całej Polski, jak na przykład Mrozu. W zeszłym roku mieliśmy przyjemność zrealizować utwór dla Piaska na jego płytę „50/50”. Zgłosił się do nas z informacją, że robi taką płytę taneczną, funkową i poprosił o skomponowanie jednej piosenki. „Studio Kurnik” to taka mała bohema, znana w całej Polsce. Współpracujemy ze znakomitymi gitarzystami – Kubą Mitorajem i Sebastianem Laryszem. Mamy wspaniałych znajomych z Wrocławia, którzy w każdej chwili są gotowi nas wesprzeć i stworzyć coś nowego. Robi nam się z tego taki mały dom produkcyjny. Weszliśmy ostatnio w temat produkcji teledysków. Klipy, które powstały do mojej ostatniej płyty, zrealizowaliśmy praktycznie sami. Organizowaliśmy cały plan, światła, dźwięk.

Między innymi do utworu „Medytacja” z Vito Bambino?
– Tak, teledysk bardzo minimalistyczny w swej formie kręciliśmy głównie na Wyspie Bolko. Z każdą taką produkcją zyskujemy doświadczenie i wydaje mi się, że jesteśmy teraz w dobrym miejscu. Marzymy o takim domu produkcyjnym, który zrzesza przy sobie bardzo dużo artystów, gotowych do działania w każdym momencie, z głowami pełnymi pomysłów.

Skąd u ciebie ciąg do muzyki? Masz jakieś rodzinne tradycje?
– W domu wszyscy są po Plastyczniaku, więc był u mnie taki artystyczny klimat. Mama dodatkowo udzielała się w chórze, a tata działał ze znanym rzeźbiarzem Janem Borowczakiem m.in. przy stawianiu pomnika opolskiej Nike na Placu Wolności. Ale myślę, że największy wpływ na mnie miał mój starszy brat, który grał na gitarze i to dzięki niemu usłyszałem po raz pierwszy Michaela Jacksona. On wolał wprawdzie bardziej rock’n’rollowe klimaty, ale to też bardzo otworzyło mnie na muzykę. W domu w ogóle było dużo fajnej muzyki, od Beatlesów, przez Barry’ego White. Po latach łapię się na tym, że słucham jakiegoś utworu i pamiętam dokładnie solówkę z Deep Purple czy Led Zeppelin, właśnie dzięki mojemu bratu, który tłukł to na okrągło na gitarze. Teraz bardzo mi to pomaga w improwizacjach podczas komponowania. Rozumiem całą konstrukcję utworu.

W 2006 roku wygraliście Debiuty na 43. Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Jak do tego doszło?
– Zaczęło się jeszcze wcześniej, kiedy z moim zespołem Kultórwa braliśmy udział w konkursach muzycznych. Byliśmy wtedy outsiderami i nie mieliśmy w głowie występów na scenie amfiteatru. Szczególnie, że to nie była muzyka festiwalowa. W tamtym czasie działał w Opolu Miejski Ośrodek Kultury (przyp. red. obecne Narodowe Centrum Polskiej Piosenki), który podsunął nam pomysł eliminacji do Debiutów z racji tego, że nie było dawno reprezentacji z Opola. Podeszliśmy do tego z kuzynem na luzie i efektem tego dostaliśmy słynną Karolinkę za utwór „Leń”. To wtedy powołaliśmy do życia pełny zespół, grając muzykę na żywo z instrumentami. Pomógł nam w tym Janek Swaton, który grał na saksofonie.

Czy masz takich artystów, z którymi współpraca utkwiła ci najbardziej w pamięci?
– Każda z nich jest wyjątkowa i musiałbym chyba wszystkich wymienić. Myślę, że jednak najważniejsi są moi najbliżsi: mój kuzyn Bartek, Janek Swanton, Michał Maliński – bębniarz, który obecnie gra z Kasią Nosowską, Arek Suchar na basie, Sebastian Larysz… Od każdego czegoś się uczę, z każdej kooperacji wyciągam wspaniałe doświadczenia, które mnie kształtują. W tamtym roku wszedłem we współpracę z Kasią Moś. Udało się wcześniej zorganizować spotkanie integracyjne, dzięki czemu mogliśmy wymienić się energią i sprawdzić, czy będzie między nami nić porozumienia. Okazało się, że to wszystko „zażarło” i dzięki temu mamy utwór „Dobre moce”.

Jak wspominasz udział w Męskim Graniu?
– Pierwszy raz na Męskim Graniu zagraliśmy w 2018 roku. To był również czas mojej intensywnej współpracy z Grubsonem, więc musiałem  pogodzić te dwa projekty. Nigdy nie zapomnę  koncertu w Gdańsku, gdzie mieliśmy grać na Małej Scenie. Okazało się jednak, że cała ta ogrom[1]na publiczność bierze udział w koncertach na obu scenach jednocześnie. Wtedy zawiązaliśmy współpracę z twórcami projektu i dzięki temu udało nam się zagrać duży koncert w Krakowie  w zeszłym roku.

Miniony rok był chyba bardzo owocny dla Jareckiego?
– Zdecydowanie! Udało mi się nawet zagrać w musicalu dla dzieci. Byłem szopem razem z Antonim Królikowskim, Rafałem Maserakiem i Adamem Zdrójkowskim. Produkcja była już kilka razy emitowana na antenie Polsatu. Moje dzieciaki były zachwycone, że mogą zobaczyć  tatę w nowej roli. Dla mnie wzięcie udziału w tak dużej produkcji telewizyjnej było niesamowitym doświadczeniem.

Jesteś rodowitym opolaninem. Nie korci cię jednak, żeby przeprowadzić się do Warszawy?
– Bardzo cenię sobie spokój, jaki daje Opole. Jako grający artysta dużo podróżuję i zwiedzam inne miasta. Jest mi jednak bliżej do tych mniejszych i nie wiem, czy bym się odnalazł na dłuższą metę w takiej Warszawie. Oczywiście, duże miasta mają to do siebie, że tętnią życiem kulturalnym, ścierają  się ze sobą wielkie osobowości i projekty, można wiele wyciągnąć dla siebie. Ale mnie i tak ciągnie do spokojnego domku pod lasem. Chociaż tam też bym długo nie wytrzymał (śmiech), bo musiałbym wrócić do ludzi. Bez nich nie istnieje moja twórczość. W końcu doszedłem do wniosku, że mogę mieszkać w Opolu i mieć swoją metę, gdzie mogę w każdej chwili odciąć się od bodźców i wy[1]ciszyć. Tym jest wspomniany wcześniej „Kurnik”.

A jakie masz plany na ten rok?
– Zdecydowanie nowa płyta. Miałem dużo czasu, aby stworzyć coś nowego, ale pozostało mi jeszcze kilka utworów, które nie weszły na poprzednią. Byłoby wspaniale, gdyby udało się ją wydać na Gwiazdkę.

 I tego ci życzymy!

 

*Rozmowa ukazała się w lutowym wydaniu magazynu „Opole i Kropka”

 

Najnowsze artykuły