Jerzy Stemplewski: Mistrz fotografii

Zaczynał od zdjęć sportowych, ale fotografował również tak ważne dla opolan wydarzenia, jak powódź tysiąclecia czy obrona województwa opolskiego. Rozmawiamy z wybitnym opolskim fotografem, Jerzym Stemplewskim, który od ponad 54 lat dokumentuje życie miasta i jego mieszkańców. Wywiad ukazał się w styczniowym numerze “Opole i kropka”.

– Fotografuje Pan Opole od 1966 roku, a pasjonuje się fotografią pewnie jeszcze dłużej. Pamięta Pan swój pierwszy aparat?

– Zacząłem fotografować bodaj w szóstej klasie szkoły podstawowej, podczas obozu harcerskiego w Paczkowie. Trafił wtedy w moje ręce pożyczony aparat marki „Druh” i na nim zacząłem dokumentować życie moich kolegów i koleżanek harcerzy. Potem, już w Technikum Mechanicznym w Opolu, poznałem Jasia Berdaka, późniejszego świetnego artystę fotografika. Miał własną ciemnię na ul. Krakowskiej, czyli blisko szkoły, do której chodziliśmy. Tam spędzaliśmy mnóstwo czasu „bawiąc się” fotografią i ucząc się tego fachu.

 – W „Trybunie Opolskiej” rozpoczynał Pan swoją karierę od relacji z wydarzeń sportowych, między innymi meczów Odry Opole w złotych latach dla tego klubu. Jak Pan wspomina tamte mecze i atmosferę na stadionie?

– Odra Opole w latach sześćdziesiątych miała w składzie znakomitych piłkarzy, miedzy innymi Engelberta Jarka, Konrada Kornka, Zbigniewa Guta (złoty medal na olimpiadzie w Monachium), Józefa Klose (ojciec Mirosława) i grała z największymi zespołami w ekstraklasie, takimi jak Górnik Zabrze czy Legia Warszawa. Trudno jest opisać tę atmosferę, ale wystarczy spojrzeć na zdjęcia, aby ją poczuć. Stadion przy Oleskiej dosłownie pękał w szwach, a na meczach zjawiało się kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

– Fotografia sportowa zakłada dużą dynamikę. To chyba szczególnie trudne zadanie w dobie aparatów analogowych, kiedy ma się do dyspozycji 36 klatek? Jak Pan sobie radził?

– Tak, to były czasy zupełnie innej fotografii, która wymagała dużej dozy refleksu i planowania. Kiedy miało się do dyspozycji tylko 36 lub 12 ujęć, a brakowało czasu na zmianę filmu w aparacie, ratunkiem było posiadanie drugiego aparatu. I tak, do dziś dnia, kiedy idę fotografować jakieś wydarzenie w mieście, staram się mieć ze sobą dodatkowy aparat, od razu przygotowany do akcji.

– Po sporcie przyszedł czas na wydarzenia społeczne, kulturalne i polityczne w Opolu. Które z nich szczególnie zapadły Panu w pamięć?

– Przez te ponad 50 lat zebrało się tego bardzo dużo. Jako współpracownik „Trybuny Opolskiej” dorobiłem się legitymacji prasowej. Miałem zatem względną swobodę w robieniu fotografii podczas oficjalnych uroczystości, takich jak pochody 1-Majowe czy dożynki wojewódzkie oraz centralne, które odbyły się w Opolu w 1971 r . Udało mi się sfotografować ówczesnych notabli komunistycznych, którzy przyjeżdżali do Opola podczas oficjalnych delegacji. Jest zatem i Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz czy generał Wojciech Jaruzelski. A w tle miasto przystrojone transparentami, które dzisiaj wydają się śmieszne, a wtedy były chlebem powszednim miejskich obchodów. Możemy zatem przeczytać między innymi o sojuszu robotniczo-chłopskim w walce o socjalizm. W tamtych latach tego rodzaju patetycznych haseł było wiele na miejskich budynkach. Teraz to świadectwo historii.

– Podobno dostał Pan propozycję pracy jako reporter amerykańskiego „Newsweeka” w Polsce. Jak do tego doszło?

– Choć trudno to sobie teraz wyobrazić, to korzystając z chwilowej „odwilży” w kraju, dzięki własnym staraniom, udało mi się w 1968 roku ukończyć w trybie korespondencyjnym prestiżowy New York Instytute of Photography. A wszystko dzięki zdjęciom, które regularnie do nich wysyłałem. W zamian, również drogą korespondencyjną udzielali mi cennych wskazówek odnośnie techniki robienia zdjęć. Mając dyplom tej szkoły, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, otrzymałem propozycję pracy w amerykańskim „Newsweeku”, bo bardzo zależało im na zdjęciach zza żelaznej kurtyny. Honorarium w dolarach, jakie miałem otrzymywać było astronomiczne jak na owe czasy w Polsce. Niestety, sytuacja polityczna uniemożliwiła realizację tych planów, czego oczywiście bardzo mocno żałuję.

 – Czy jest zdjęcie z okresu PRL, które szczególnie Pan sobie ceni?

– Jest wiele takich zdjęć. Na pewno ważne były zdjęcia z opolskiego amfiteatru z czerwca 1981 roku z Lechem Wałęsą i Romanem Kirsteinem. To były czasy pierwszej „Solidarności” i niesłychanego entuzjazmu wśród ludzi. Wystarczy spojrzeć na fotografie, żeby zobaczyć, jak wielu opolan przyszło na spotkanie z Wałęsą. Panowała atmosfera wielkiej mobilizacji i nadziei na pozytywne zmiany w kraju. Niestety, kilka miesięcy później ten entuzjazm został zdławiony przez władze komunistyczne i nastały smutne lata stanu wojennego.

– Ma pan w swojej bogatej kolekcji zdjęcia z opolskich festiwali. Jak Pan wspomina atmosferę tamtych imprez?

– Z punktu widzenia fotoreportera, pierwsze festiwale cechowały się olbrzymią swobodą Z aparatem i legitymacją dziennikarską mogłem bez problemu poruszać się, nie tylko wśród publiczności przed sceną, ale również na zapleczu festiwalu, śledząc wydarzenia zakulisowe. Wtedy artyści mieli czas, aby wyjść w miasto i bawić się w takich miejscach, jak chociażby legendarna restauracja na rynku „Pod pająkiem”. Było kolorowo i radośnie. I ta atmosfera udzielała się mieszkańcom.

 – Jednym z najważniejszych wydarzeń we współczesnej historii Opola, po 1989 roku była wielka powódź z 1997 roku. Które z Pana zdjęć najbardziej oddaje grozę tamtych wydarzeń?

– Zaskoczę Pana, ale powódź fotografowałem bezpośrednio ze swojego mieszania na opolskim Zaodrzu. Nasz blok również został zalany i odcięty od świata wielką wodą. Byłem bezpośrednim świadkiem tego, co tam się wydarzyło i obserwowałem ludzkie dramaty, ale także akty sąsiedzkiej solidarności i wsparcia.

 – Pomimo olbrzymiego rozmiaru tragedii, na wielu zdjęciach widzimy uśmiechniętych ludzi, siedzących wprost na dachach wieżowców.

– To dlatego, że ludzie autentycznie sobie pomagali. Ci zalani z parteru, odcięci od świata (woda sięgała im do sufitu) mieszkali u swoich sąsiadów piętro wyżej. Mieszkańcy spotykali się razem na dachach bloków i przechodzili dachami między klatkami. Gotowaliśmy razem i wspólnie ratowaliśmy dobytek. Przez klika dni hodowaliśmy nawet w bloku świnię, którą nurt wody zepchnął w pobliże naszej klatki schodowej. Wojsko zabrało ja po kilku dniach, jak już można było do nas dopłynąć amfibią. To było niesamowite doświadczenie.

– Podobny zapał udało się chyba wzniecić rok później, kiedy mieszkańcy Opola i regionu stanęli w obronie województwa opolskiego?

– Tak, to zupełnie inna historia, ale również piękna karta w dziejach Opola. Byłem wtedy osobistym fotografem ówczesnego marszałka województwa Stanisława Jałowieckiego. To wielkie szczęście, że mieszkańcy potrafili zebrać się razem i powalczyć o swój region. Ten entuzjazm widać na zdjęciach z placu Wolności w Opolu, gdzie manifestowały tysiące ludzi. Ja najbardziej jednak lubię z tego okresu zdjęcia pokazujące pojedyncze osoby trzymające się za ręce w symbolicznym łańcuchu w obronie województwa. Udało mi się również zrobić zdjęcie mężczyzny, który przy znaku oznaczającym granicę województwa opolskiego pokazuje słynny gest Kozakiewicza. To jeden z symboli tamtych czasów.

– Jest Pan laureatem wielu nagród, w tym nagrody marszałka województwa „Za zasługi dla województwa opolskiego” oraz nagrody Prezydenta Opola w dziedzinie kultury. Czy ma Pan swoje marzenia związane z fotografią? Czego możemy Panu życzyć?

– Nadal chciałbym pokazywać swoje prace i dzielić się tym, co przeżyłem i widziałem. Niedawno nawiązałem współpracę z Archiwum Państwowym w Opolu i przekazałem im swoje zdjęcia. Chętnie korzystam również z mediów społecznościowych, gdzie dzielę się z internautami swoimi zdjęciami. Cieszę się, że jest młode pokolenie ludzi zainteresowanych historią swojego miasta, które szukają i dostrzegają w tych zdjęciach coś ciekawego, wartościowego dla siebie. To dla mnie bardzo ważne.

Zdjęcia: archiwum prywatne

 

Dariusz Król

Znawca futbolu, pomysłodawca i były redaktor naczelny ogólnopolskiego tygodnika „Tylko piłka”. W przeszłości także dziennikarz tygodnika i dziennika Gazeta Opolska (m.in. kierownik działu sportowego). Obecnie redaktor magazynu „Opole i kropka” i Czasu na Opole, w których zajmuje się głównie tematami z życia miasta, historią i sportem.

Najnowsze artykuły