Kandydat Niewidzialnej Ręki
Koalicja Obywatelska postawiła w prezydenckich prawyborach na Rafała Trzaskowskiego, który to kandydat wiadomo skąd przychodzi, kim jest i co reprezentuje. Natomiast PiS wystawił Karola Nawrockiego prezesa IPN. Reklamuje go jako kandydata niepisowskiego a obywatelskiego, choć żadna organizacja obywatelska za nim nie stoi, lecz po prostu po długich wahaniach namaścił go prezes PiS. Wystawia go PiS, finansuje PiS, pisowcy tworzą jego sztab wyborczy, który ma nadzieję, że ludzie uwierzą w ten kabaret z kandydatem naprędce skleconej kamandy zwanej komitetem poparcia, gdzie widnieją nazwiska wypróbowanych pisowskich satelitów, wdzięcznych beneficjentów oraz rodziny prezesa. Kandydat Niewidzialnej Ręki, można powiedzieć.
W takiej dymanej akcji, która i tak ma marne szanse, że ktoś w nią uwierzy, trzeba chociaż zadbać o szczegóły, bo ciągle zaklęcia ”jestem kandydatem obywatelskim” nie wystarczą. Na przykład na początek, podczas inauguracyjnego przemówienia, nie może sprawiać wrażenia, jakby je dopiero co od kogoś dostał i niespecjalnie oswoił się z treścią.
Po drugie, naprawdę warto założyć, że elektorat to nie są wyłącznie pacjenci z chorobą Alzheimera. Dlatego, tak jak nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nie stosuje się dwa razy tego samego szablonu, znanego już z prezentacji słynnego premiera z tabletu, Piotra Glińskiego w 2013. Tamten też miał być obywatelski, też bezpartyjny, też miał skończyć wojnę polsko-polską. Tyle, że kilka miesięcy później wstąpił do PiS i od tej pory wiernie partii służy, co niekoniecznie było tożsame z dobrze rozumianą służbą Polsce, o rozbrojeniu narodowych nastrojów nie wspominając.
Sam Nawrocki indagowany na kilka dni przed prezentacją, odmówił wyjaśnień dotyczących jego poglądów zasłaniając się faktem, że jeszcze nie kandyduje i nie wiadomo, czy będzie. Wiadomo, że nie wiadomo, skoro prezes Kaczyński jeszcze wtedy takiej decyzji nie podjął, wahał się do końca między argumentacją suflujących doradców, z których jedni byli za, a inni przeciw. Dziś wiemy tylko tyle, że kandydat Nawrocki generalnie uważa, że w Polsce jest coraz gorzej, rzecz jasna od czasów powrotu Tuska. Jak raz powiedział to w chwili, gdy jednocześnie nadeszły dobre wieści o stanie gospodarki, w której wzrost w październiku okazał się 2,5 razy wyższy od oczekiwań ekonomistów a bezrobocie spadło poniżej 5 procent. Co tylko potwierdza przypuszczenia, że kandydat obywatelski PiS tak się zna na gospodarce jak koza na perfumach. Coś tam Nawrocki bąkał o CPK, którego budowę rząd Tuska właśnie dofinansował 3,5 miliardami. Dzięki temu prace mogą wreszcie ruszyć, bo za czasów rządów PiS budowa ta rozwijała się głównie werbalnie, na slajdach, systematycznie zieleniła się każdą kolejną wiosną, a o efektach może mówić najwyżej kilka parafii dofinansowanych z pieniędzy na lotnisko. Jedno co Nawrocki już obiecał, to nieopodatkowanie nadgodzin, choć pewnie rodacy woleliby, żeby ktoś wreszcie miał plan na odwrócenie tendencji, według których mamy w Unii jeden z najdłuższych czasów pracy, harujemy najdłużej, a mimo to jesteśmy w grupie pracowników najsłabiej opłacanych w UE .
Na razie kandydata PiS wspiera IPN na swoich stronach www., instytucja z założenia apolityczna, ale się tym najwyraźniej nie przejmuje. Jej prezes też jest więc teoretycznie apolityczny i pewnie to drugi powód tej wymyślanki z obywatelskością: chodzi o to, że zgodnie z ustawą jako kandydat partyjny musiałby zrezygnować ze stanowiska. A tak to się będzie trzymał stołka, bo los wielu ludzi poprzedniego rozdania władzy, którzy po 15 października 2023 przycupnęli w IPN na zasadzie przechowalni, od tego zależy.
Widać, że Nawrocki będzie się zmagał ze swoją przeszłością, gdy jako pięściarz poznał półświatek Wybrzeża. Nawet ostatnio z jednym z sutenerów fotografował się przy kawiarnianym stoliku. Dziś tłumaczy, że przybył tam z misją nawrócenia grzesznika na uczciwą drogę, po czym na tym samym wdechu bronił się, że nic o kryminalnej przeszłości swojego rozmówcy nie wiedział. Znaczy, to jego wyjaśnienie trzyma się kupy nawet mniej niż jego inauguracyjna prezentacja. Nic dziwnego, że pytań niezależnych dziennikarzy wystrzega się jak ognia i ożywia się głównie podczas opowieści o treningach na siłce.
Już wiadomo natomiast na czym Karol Nawrocki oprócz wyciskania leżąc się zna, a mianowicie na genetyce. Otóż już zaczął wystawiać certyfikaty, kto posiada, a kto nie posiada genu polskości. To jeszcze nie jest badanie kształtów czaszki, długości i stopnia zakrzywienia nosa, rozstawu oczodołów, ale idzie w tym kierunku, który prawdopodobnie stanie się też jednym z wiodących w jego kampanii. Bo jak się nie ma lepszych pomysłów, to najskuteczniej jest dzielić ludzi na swoich i obcych.
Mieliśmy kiedyś Karola, który się kulom nie kłaniał, a teraz nastał Karol, który się kłania prezesowi. W sumie ma za co, w końcu Kaczyński dostrzegł w nim delfina Andrzeja Dudy, odsuwając na bok swoich wiernych partyjnych pretorian. W ten sposób murowany wydawałoby się kandydat Przemysław Czarnek został na finiszu zamurowany. Nawrocki to produkt tak autentyczny, jak oferowany ostatnio na polskim rynku „Salceson drobiowy ze świniobicia”.
Na razie sondaże farbowanemu lisowi PiS nie dają wielkich szans na zwycięstwo. Jeśli ta tendencja się utrzyma, wyjdzie z tej batalii na tarczy. Choć bardziej wypadałoby napisać – na noszach. Tych z gdańskiego psychiatryka z czasów Gomułki, za które Nawrocki jako dyrektor Muzeum II Wojny Światowej lekką ręką zapłacił 25 tysięcy złotych, bo mu powiedzieli, że wynoszono na nich z okopów bohaterskich obrońców Westerplatte.
Ryszard Rudnik
fot. Facebook Nawrocki 2025