Lawenda jest dobra na miłość

Z Iwoną Łapińską, „Panią Eteryczną”, zielarką, praktykującą białą magię, o okultyzmie roślin i nie tylko rozmawia Ryszard Rudnik.

– Co to jest czarna magia to mniej więcej wiadomo, a biała magia?

– Biała magia to jest ta pozytywna, a czarna ta negatywna. Zajmuję się ziołami, roślinami okultyzmem. Ale moją główną aktywnością jest okadzanie, czyli suszenie roślin, motanie roślin w smużki, do kadzideł. Rośliny mają potężną moc magiczną, nie tylko leczniczą. Dają bardzo dużo magicznego dobra, czyli oczyszczają przestrzeń z negatywnej energii, potrafią poprawić nam nastrój a nawet pomagają nam się zakochać.

– Jakbym się chciał zakochać, teoretycznie oczywiście, to jakimi roślinami powinienem się otaczać?

– Najlepiej by było się otaczać melisą i lawendą. Można udekorować dom bukietami, można również okadzać pomieszczenia i przeprowadzać miłosne rytuały.

– Mamy wrzesień, na jakie rośliny mamy teraz sezon?

–  Sezon to w zielarstwie słowo klucz. W każdym miesiącu jest sezon na inne rośliny. Ja je zbieram od marca, kończę w listopadzie. W tym roku jesień przyszła wcześniej, jak zresztą wszystkie pory roku. My zielarze jesień mieliśmy już w sierpniu, a wraz z nią przychodzi sezon na nawłoć, wrotycz, bylicę, głównie pospolitą, ale jest też bylica piołun. Są to rośliny, które pięknie wypełniają kadzidła, pięknie służą, ale mają również potężną moc energetyczną.

– Moc ku czemu?

– Ku oczyszczeniu…

– Czyli można powiedzieć, że używa się kadzideł wtedy, gdy człowiek się gorzej czuje, dla poprawy nastroju i samopoczucia.

– Ja używam kadzideł kiedy czuję się źle i wtedy gdy czuję się dobrze. Jeśli celebrujemy sytuacje pozytywne, spotkania rodzinne, urodziny na przykład, również okadzamy. Żeby wzmocnić pozytywny nastrój, działanie Księżyca, bo Księżyc również jest magiczny.

– Jesoo…

– No właśnie, pierwotnie okadzanie służyło do tego, by pozbywać się negatywnej energii a nawet chorób. Kadzidła wykorzystywano na przykład w oborach, żeby ograniczyć ryzyko zakażenia się chorobami zwierząt. Okadzano pomieszczenia, w których przebywali chorzy, żeby zneutralizować bakterie i zarazki.

– A skąd się u pani wzięły się te praktyki?

– U mnie zaczęło się od kupienia starego domu. Czułam, że jest w nim dużo nagromadzonej energii i szukałam sposobu, żeby tą energię wyczyścić. Przyszły mi z pomocą rośliny, które akurat rosły w moim przydomowym ogrodzie. Pomotałam, wysuszyłam, okadziłam ten mój dom. Okazało się, że moje kadzidła podobają się, mają wzięcie, ludzie się zainteresowali. Sprzedaż się rozrosła, już trzeci rok zajmuję się kadzidłami.

– Czyli kadzidła to nie tylko magia, ale i biznes?

– Kadzidła stały się moim sposobem na życie. Ale nie tylko, bo przy okazji zbioru ziół pokazuję je też w Internecie, prowadzę spacery ziołowe, warsztaty ziołowe, edukuję w Internecie o właściwościach leczniczych i magicznych ziół.

– Mówiliśmy o sposobach na zakochanie, a na podły nastrój co by mi pani poradziła?

–  Większość roślin ma wiele właściwości. Jeśli mamy intencję, by poprawić sobie nastrój, to również lawenda pomoże. Ona ma bardzo duży potencjał poprawiania humoru. Poza tym lawenda potrafi odpędzać wampiry energetyczne, czyli osoby, które wysysają z ciebie energię. Jeśli ktoś jest skazany na częste przebywanie z taką osobą, na przykład w pracy, to można pomieszczenie okadzić suszem z lawendy i wtedy ograniczymy negatywne oddziaływanie kogoś takiego.

–  Trochę tu okadzamy naszą współczesność fluidami z czasów naszych prababek…

– Bo ludzie coraz częściej i chętniej wracają do naturalnych sposobów. W powodzi tej całej cyfryzacji, komputeryzacji, monetyzacji zaczynamy szukać naturalnych dróg podejścia do życia. Poza tym jeśli chodzi o czarowanie i rośliny, to ja mam to we krwi, moja praprababka Izabela była znaną zielarką i akuszerką na Wołyniu. Odkąd się tym zaczęłam zajmować wszyscy w rodzinie mówią, że to prawdopodobnie jest genetyczna spuścizna po niej. U mnie w domu też dużo mówiło się o ziołach, ale nigdy tyle co ja teraz. Robiło się ziołowe herbatki, przekazywało z pokolenia na pokolenie rozmaite domowe sposoby. Na przykład, że na niegojący się pępek trzeba położyć pieniążek.

– To pomaga?

– Moja mama kiedyś zastosowała i pomogło. Nastawienie jest ważne, jeśli nie wierzymy, że rośliny, kadzidła nam pomogą, to pewnie nie pomogą. Nastawienie to główna miara sukcesu we wszystkim co robimy. To jest istotne już w przypadku zbierania roślin, bo musimy im powiedzieć, po co to. Gdy na przykład zbieram wrotycz, to już w tym momencie myślę, co będzie w tych kadzidłach oprócz niego. Bardzo lubię łączyć wrotycz z szałwią, która ma w sobie dużo energii. W przypadku takiego kadzidła będzie ono miało silnie właściwości oczyszczające przestrzeń. Fajnym składnikiem kadzideł jest również melisa.

– Gdy ktoś przychodzi do pani i prosi o jakiś sposób na więcej pieniędzy, co pani radzi?

– Radzę zastosować dąbrówkę, to takie małe fioletowe ziele, które rośnie na początku wiosny. Ale obfitość finansową przyniesie również nawłoć.

– Akurat nawłoć to każdy zna, jak się suszy takie zioła?

– Ja suszę związane, choć można je najpierw ususzyć i potem związać, ale wtedy mogą się łatwo połamać. Błąd, jaki często robią ludzie polega na suszeniu na słońcu. Suszymy zawsze w cieniu, bo suszone w słońcu tracą swoje właściwości i lecznicze, i magiczne. Ja bym nawet powiedziała, że ważniejsze od tego co się suszy, jest to, jak się suszy. Oprócz słońca unikamy też suszenia roślin w pokoju, gdzie jest bardzo dużo energii, na przykład w sypialni, gdzie śpimy, oddychamy przez wiele godzin. Rośliny lubią spokój, dlatego do suszenia wybierajmy dla nich pomieszczenia, gdzie najmniej się dzieje w domu. Bardzo dobrze sprawdzają się strychy.

– A gdzie pani zbiera te rośliny?

– Zaczęłam od własnego ogrodu. Pani, która nam sprzedała dom miała tam bardzo dużo ciekawych roślin. Poza tym mam upatrzone stanowiska w różnych miejscach na polach, byle z dala od dróg, przemysłu. Bardzo dbam o to, by zbierać w czystych przestrzeniach. No ale jeśli mamy dostęp do ziół, które rosną przy osiedlach, byle z dala od głównych szlaków, to też możemy zebrać i sobie takie kadzidła namotać. Już samo zbieranie ziół działa na nas pozytywnie i podnosi na duchu

– Zbierać, albo zgłosić się do pani.

– Zawsze namawiam ludzi, którzy się do mnie zgłaszają, by spróbowali najpierw sami takie kadzidło zrobić. Bo ich intencja będzie do zbieranych roślin szła bezpośrednio od samego źródła.  Ja oczywiście też nadaję swoim kadzidłom intencje, i jeżeli są to kadzidła miłosne, to one już wiedzą, że takie są.

– Co to znaczy przekazać intencje kadzidłom?

– Prosić rośliny o pomoc, wystarczy proces myślowy przy ich przygotowywaniu. Myślę, że każdy z nas ma tak w swoim życiu, że jeśli sobie coś postanowimy, to niektóre przynajmniej z tych postanowień się dzieją, materializują. A rośliny wzmacniają te nasze intencje.

– Jest też pani propagatorką tzw. dzikiej kuchni, co to w ogóle jest?

– Dzika kuchnia, czyli wiedza o tym, o czym nie wiedziałeś, że możesz zjeść, ja to też nazywam jedzeniem chwastów. Dzika kuchnia to nie jest wymysł współczesny, lecz stary sposób na przednówek, który trzeba było jakoś przeżyć, gdy w spiżarni nie było już żadnych zapasów jedzenia, a na polu jeszcze nic nie urosło. Najwięcej produktów dzikiej kuchni je się więc  wczesną wiosną.  Na przykład większość gatunków naszych polskich drzew jest jadalna, zazwyczaj są to młode pędy, przysmakiem są młode pędy sosny, bardzo smaczne, pięknie pachną i mają cytrusowy posmak. Można je jeść bezpośrednio z drzewa, można też je dodać do sałatek, do zup, do kanapek, jako dodatek. Później, przez cale lato można jeść kwiaty, na przykład liliowce, yuki. Zresztą w medycynie chińskiej te kwiaty jedzono od wieków. Większość roślin jadalnych ma właściwości zdrowotne, większe lub mniejsze. Jesteśmy nauczeni, by jeść szpinak a nie jesteśmy nauczeni jeść podagrycznika, który jest lekarstwem na podagrę i ogólnie jest bardzo zdrowy. Dziś ogrodnicy traktują go jako chwast, bo szybko się rozrasta.

– A zimą co się dzieje?

– A zimą korzystamy z suszonego dobra. Warto sobie przygotować też kiszonki z kwiatów, świetne są kiszone pączki mniszka lekarskiego, które zbieramy zanim pojawią się kwiaty. Wyglądają trochę jak kapary, a kisimy je tak samo jak ogórki. Można chrupać ze słoika albo jako dodatek do sałatek i kanapek. Można też robić przetwory słodkie, ja na przykład robię dżem z płatków magnolii, to jest taki smakołyk, którego nie kupisz w żadnym sklepie.

–  Mówimy, że rośliny to samo zdrowie, ale przecież są i takie trujące.

– Rzeczywiście są zioła, które są niebezpieczne i takie, który uważa się za niebezpieczne. Taką rośliną, która uznawana jest za niebezpieczną jest wrotycz, zakazany w całej Unii, ale zielarze go zbierają i wykorzystują. Dawka czyni truciznę. Podobnie jest z żywokostem, kiedyś był wykorzystywany jako zioło, dziś stosuje się go tylko zewnętrznie w maściach, bo zawiera związki, które niszczą wątrobę. Ale znowu- w dużych ilościach. Znani, doświadczeni zielarze wiedzą co i ile stosować, żeby zioło nie zaszkodziło, a pomogło.

– Jest tyle roślin, jak w ogóle da się opanować wiedzę o takiej mnogości.

–  Zielarz całe życie się uczy. Są zioła, które po raz pierwszy widziałam w tym roku, na przykład kocankę piaskową, która rośnie nad morzem, lubi piaszczyste podłoże. Kocanki piaskowe są żółte i gorzkie, czyli dobre na wątrobę. Pięknie też działają na naszą skórę.  Możemy je stosować wewnętrznie i zewnętrznie, czyli okładać się nimi żeby mieć ładniejszą i zdrowszą skórę. Generalnie jeśli ktoś zaczyna interesować się ziołami radzę, by zacząć od poznawania najwyżej trzech w roku, potem następnych trzech itd. Ja uczyłam się ziół tym sposobem. Nie sposób dowiedzieć się wszystkiego naraz. Często spotykam się z komentarzami moich followersów na social mediach: O matko to co pani pokazała, to ja mam tego pełno w ogródku, albo –  myślałam że to nic niewarty chwast. Nie wiem czy pan zna sumaka pospolitego, dużo go wszędzie u nas rośnie. Jego owoce, czyli takie czerwone szyszki, są jadalne, można je schrupać na surowo. Ale są też świetne do przygotowania napoju indiańskiego. Indiańskiego, bo powszechnie był on znany wśród Indian, którzy dodawali do niego czasem dla osłody syrop klonowy. Wystarczy szyszki sumaka potrzymać przez godzinę w zimnej, cieplej, byle nie gorącej wodzie, i mamy wspaniałą kwaskowatą, pachnącą lemoniadę. Jest naprawdę przepyszna.

Najnowsze artykuły