Michał Kołodziejczak: Wyrzuciłem kluczyki do poprzedniego życia

Z Michałem Kołodziejczakiem, szefem AgroUnii, rozmawia Ryszard Rudnik.

– Ostatnio GUS podał, że siła nabywcza rolników spadła o 8,5 proc. rok do roku, najbardziej ze wszystkich grup zawodowych w Polsce.

– Myślę, że spadła jeszcze więcej, a te dane są niedoszacowane. A nawet jeśli, to i tak jest to bardzo dużo, zwłaszcza przy coraz większej niewypłacalności rolników, dla których nożyce cenowe między cenami środków produkcji a płodów rolnych coraz bardziej się rozjeżdżają.

– I to jest główna przyczyna?

– Główna przyczyna jest taka, że rząd nie dba o produkcję polskiej żywności.

– A to dziwne, bo przecież PiS kreuje się na głównego reprezentanta wsi.

–  Niestety żadna inna partia na wsi nie rzuciła rękawicy PiS-owi. PiS był jedynym środowiskiem, który mówił do rolników. To błąd opozycji, że tematy rolnictwa zostawili całkiem z boku. Rolnictwo i polska wieś były dla nich obciachem, i my, mieszkańcy wsi, to czujemy. PiS tylko na tym skorzystał. Polską wieś pozostawiono PiS-owi na pożarcie. Podczas wyborów 2019 roku tylko Zjednoczona Prawica mówiła językiem polskiej wsi, choć jak się okazuje fałszywie.

– Mówił pan o rosnących kosztach produkcji. Ostatnio cena gazu na światowych rynkach jest niższa niż przed wojną z Ukrainą, a u nas nadal wysoka, czyli z obniżek cen nawozów raczej nici.

– Trzeba sobie powiedzieć jasno: gaz od szczytu cenowego po rozpoczęciu wojny w Ukrainie potaniał ośmiokrotnie, ale nie dla nas w Polsce.  Nawozy, do których produkcji potrzebny jest gaz, powinny być już dużo tańsze. Rzeczywistość jest inna,  dziś słyszymy od Grupy Azoty, że po ostatnich obniżkach nawozy znów będą drożały. To pokazuje, że duże spółki skarbu państwa drenują kieszenie tych, którzy w Polsce najciężej pracują.

– AgroUnia tworzy jedną listę z Porozumieniem. Idziecie razem do wyborów. Widziałem jeden sondaż, który daje wam wynik nadprogowy, ale pozostałe już takie optymistyczne nie są…

– My dzisiaj w ogóle nie patrzymy na sondaże, a na to, co trzeba w Polsce zmienić. Na patrzenie na słupki wyborcze przyjdzie czas, a najważniejsze będą te 5 listopada z wynikami wyborów. Tak, idziemy razem, będziemy tworzyć wspólną partię, będziemy wystawiać wspólnych kandydatów w całym kraju. Będziemy bronić miejsca pracy, nasze gospodarstwa rolne, firmy. I żeby zwrócić Polakom podmiotowość, żeby znów uwierzyli, że coś od nich w Polsce zależy.

– A nie warto było iść wspólnie z PSL-em? Nie boicie się rozdrobnienia sceny politycznej, w tym elektoratu wiejskiego?

– Nie boimy się. Patrzymy na potrzeby Polaków, a nie na inne partie, które rozmawiają dziś między sobą, a nie z Polakami. Dziś realizujemy polityczny projekt z Porozumieniem. Nasze rozmowy były szybkie, intensywne  i konkretne. I tego życzymy całej opozycji, żeby z ich rozmów coś wynikało.

– Stał się pan jednym z liderów polskiej wsi, wchodzi pan do polityki. Nie śni się panu po nocach historia wzlotu i upadku Andrzeja Leppera?

– To, co zrobiła Agrounia w ciągu pięciu lat, faktycznie wskazuje na to, że jako środowisko jesteśmy autentycznym jedynym reprezentantem polskiej wsi w tej chwili. A ja dzisiaj bardziej niż o siebie boję się o to, co będzie z miejscami pracy w Polsce, dziś nie dostrzegamy  wielu społecznych dramatów, ograniczeń w dostępie do służby zdrowia na przykład…

– A to nie lepiej trzymać się tego, z czego wyrastacie, czyli wsi, produkcji rolnej, rolnictwa?

– Ale przecież wykluczenie zdrowotne, komunikacyjne, brak  pomocy niepełnosprawnym, każde inne dotyczy też przecież mieszkańców wsi. Polska wieś to nie jest jakiś odrębny skrawek kraju. Ja nie boję się podejmowania szerszych tematów, dziś we wspólnej rodzinie z Porozumieniem, reprezentujemy też szerokie środowisko, które będzie reprezentować nie tylko polską wieś.

– Wyczytałem, że jest pan wiejskim krezusem, gdyż jeździ pan… czteroletnim lexusem i ma …20 hektarów. To znaczy, że wiele haków na pana nie mają…

– Jeżdżę  już innym autem, a co do hektarów, mamy teraz rodzinne gospodarstwo, do którego każdy z członków naszej rodziny wniósł swoją ziemię, a ja te swoje 20 hektarów. Prowadzą je rodzice, brat, ja od 4 lat zajmuję się głównie polityką. Potrafiłem wyrzucić kluczyki do mojego poprzedniego życia i uważam, że tak powinien zrobić każdy polityk. Rozmawiałem ostatnio z pewnym wicewojewodą i on tłumaczył mi, że w polityce trzeba też myśleć o tym, gdzie się później wróci. Gdybym tak myślał, to może zachowywałbym się jak wiceminister Kaczmarczyk z Solidarnej Polski, dziś szeregowy poseł , który publiczną ziemię załatwiał dla swojej rodziny. A mnie zależy na tym, by wprowadzać w Polsce zmiany dużo szersze niż dla swoich, to mnie kompletnie nie interesuje.

– Ziemia dla swoich to zdaje się szerszy temat.

– No widzi pan, sugeruje pan, żebym się zajmował tylko rolnictwem, a w tym momencie przechodzimy do tematyki sądownictwa, które powinno być sprawne, szybkie, a kara nieunikniona.

– Pan zdecydowanie nie ma chemii z politykami Solidarnej Polski. Wspomniał pan o wiceministrze Kaczmarczyku, europosła Patryka Jakiego zablokował pan w windzie, gdy zmierzał na partyjną konwencję, wiceministrowi rolnictwa Januszowi Kowalskiemu wręczył pan kredki, żeby sobie traktor namalował. A pan wie, jaką on ma awersję do kolorowych kredek…

– Akurat wtedy, gdy spotkałem pana Jakiego  wybuchła afera z „ziemią dla swoich”, gdy okazało się, że wiceminister Kaczmarczyk załatwiał poza kolejką i przetargami ziemię dla rodziny. Tam był tez wątek pana Ognistego, który coś podobnego próbował robić pod Głubczycami. A co do pana Kowalskiego, to przecież on zastał wiceministrem rolnictwa „z czapy”, kompletnie się na nim nie zna, to niech sobie chociaż wieś narysuje. Zna się na sianiu fermentu i zamętu, i to niestety wychodzi mu bardzo dobrze. A od pana Jakiego chciałem tylko odpowiedzi na jedno proste pytanie, czy takie załatwianie ziemi dla swoich jest w porządku. On tak strasznie się przed nią bronił, a unikanie odpowiedzi oznacza, że chcieli coś ukryć.

– Najtrudniej odpowiada się na najprostsze pytania.

– No właśnie.

– Gdy jeszcze pracował pan na roli, zajmował się pan produkcją ziemniaka. Są jakieś koincydencje między nią a polityką?

– Tak, bardzo duże. Jako producenci ziemniaka jesteśmy odcięci od rynków europejskich, tak samo jak rząd PiS odciął nas od dobrych relacji z krajami Unii. Nie sprawdził się sojusz z Węgrami, dziś głównym sojusznikiem rosyjskim w Unii. Gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej uprawialiśmy 25 mln ton ziemniaków rocznie, dziś uprawiamy ich nieco ponad 7 milionów ton. To właśnie na Opolszczyźnie jest wielki agrokoncern, który produkuje najwięcej ziemniaków w Unii Europejskiej, tylko, że nie należy on do Polaków. To pokazuje jak polska wieś się zmienia i nie zawsze w dobrym kierunku.

Najnowsze artykuły