Minął tydzień
Decyzja PKW o przyjęciu sprawozdania wyborczego PiS pokazuje, że w Polsce można bezkarnie okradać państwową kasę na potrzeby rządzącej partii a dowody tego złodziejstwa, uznane zresztą przez PKW w sierpniu ubiegłego roku, pod koniec grudnia skwitowane zostały za niebyłe. Szast-prast było i nie ma. Co do przewodniczącego PKW sędziego Marciniaka, który tak bardzo się starał odkręcić sierpniową uchwałę, dużo mówił po przepisach – radzę śledzić jego karierę. Otóż w tym roku kończy się kadencja prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego i jego następcę zdąży jeszcze wybrać prezydent Duda. Jak myślicie, kto nim zostanie i kto już dziś tak bardzo się stara zdobyć przychylność decydenta?
***
Marzena Małek jako wiceprezes spółki Enea podjęła decyzję o zakupie biomasy. Tymczasem za wpłacone 50 milionów złotych zaliczki za 170 tys. ton biomasy do Polski dotarło jedynie 20 tysięcy ton. Pani Małek nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności i wskazuje, że umowę zawarła nie ona, a funkcjonująca w ramach koncernu nadzorowana przez nią w tej kwestii Elektrownia Połaniec, która ową biomasę kupiła w ramach kontraktu interwencyjnego, czyli bezprzetargowo i płacąc zanim towar dotarł do Polski. Co prawda centrala, czyli Enea sprawdziła kontrahenta, dubajską firmę Arkan, ale okazało się, że… to nie była ta sama firma, z którą podpisano umowę. Żeby było ciekawiej, niezależnie od dostawcy audytorzy Enea zwrócili uwagę, że proponowana cena za biomasę jest rażąco zawyżona, ale tym się oczywiście nikt nie przejął. W uznaniu zasług premier dwutygodniowego rządu Mateusz Morawiecki mianował wiceprezes Małek na ten krótki, acz owocny dla niektórych czas ministrem aktywów państwowych. Najprawdopodobniej za skuteczne zdezaktywowanie tych 50 baniek.
***
Sędziowie Igor Tuleya z Sądu Okręgowego w Warszawie, Paweł Juszczyszyn z Sądu Rejonowego w Olsztynie i Ewa Gregajtys z Sądu Apelacyjnego w Warszawie złożyli trzy pozwy przeciwko Zbigniewowi Ziobrze domagając się przeprosin i zadośćuczynienia, w sumie na 2,2 miliona złotych za lata prześladowań przez wymiar sprawiedliwości przezeń kierowany i inspirowany.
Sędzię Gregajtys przeniesiono bezprawnie do innego wydziału i blokowano jej powrót, wbrew orzeczeniom sądu do macierzystego wydziału. Sędzina była prześladowana za stosowanie prawa unijnego.
Sędzia Tuleya domaga się zadośćuczynienia za wytaczanie mu bezzasadnych dyscyplinarek, bezprawne zawieszenie przez Izbę Dyscyplinarną i uchylenie mu immunitetu, niedopuszczanie go do orzekania w sądzie (wbrew orzeczeniom) i bezpodstawne ściganie przez prokuratorów. Początkiem prześladowań sędziego był wyrok w sprawie blokowania Sali Kolumnowej przez PiS, który się partii nie spodobał.
Sędzia Juszczyszyn został bezprawnie zawieszony przez Izbę Dyscyplinarną, niedopuszczony do orzekania wbrew prawomocnym orzeczeniom sądu, był sekowany bezzasadnymi dyscyplinarkami i karnie przeniesiony do innego wydziału. Sędzia Juszczyszyn zaczął być prześladowany, gdy poprosił o listę sędziów popierających kandydatów do ziobrowej Krajowej Rady Sądownictwa, po bezprawnym przerwaniu konstytucyjnej kadencji poprzedniego składu i wyborze nowego, wbrew zapisom konstytucji.
Pozwany Ziobro powinien za to odpowiadać karnie, ale skoro polskiemu państwu się z tym nie śpieszy, sędziowie postanowili wystawić swojemu prześladowcy rachunek w procesach cywilnych. Poseł Michał Wójcik z ziobrowej drużyny politycznej już skomentował fakt pozwów, że Zbigniew Ziobro się ich nie boi, ale przecież nikogo nie obchodzi stan emocjonalny pana Ziobry. Po pierwsze, jeśli się nie boi, to ciekawe, czy w tej sprawie się będzie zasłaniał immunitetem. A po drugie, ważne, że wreszcie zacznie za swoje niecne czyny odpowiadać.
Zbigniew Ziobro zaczynał od piętnowania sędziów, którzy ukradli wiertarkę i pęto kiełbasy, i za to zresztą dawno odpowiedzieli. A skończył na prześladowaniu sędziów za ferowane przez nich wyroki, które mu nie pasowały.
***
Prezydent Andrzej Duda nie podpisał ustawy o sporcie, która miała od 1 stycznia regulować m. in. wyrównanie praw macierzyńskich dla sportsmenek, wprowadzić przepisy chroniące sportowców nieletnich, ustalających stypendialne zachęty dla sportowców chcących kontynuować kształcenie, zwiększające wymiar stypendiów sportowych od lat mimo inflacji pozostających na tym samym poziomie, wprowadzających przedstawicieli zawodników do zarządów związków sportowych i ustalających parytet płci w tych zarządach. Podobno właśnie ta ostatnia zasada nie spodobała się panu prezydentowi, w związku z tym całą ustawę skierował do parodii Trybunału Konstytucyjnego, choć przy odrobinie dobrej woli mógł ustawę podpisać i przesłać do wyjaśnienia jedynie nie pasujące mu paragrafy do tego pisowskiego cyrku. Nikt bowiem nie wyrzuca drzwi , skoro nie podoba mu się klamka.
Ale zdaje się to był tylko pretekst, pan prezydent i jego polityczni mecenasi nie mogą przeżyć, że porządki w sporcie robi znienawidzony przez nich minister Nitras. I punktuje pisowskich poprzedników ustawą, która pokazuje skalę potrzeb i jednocześnie zaniechań poprzedniej ekipy w polskim sporcie. Wygląda na to, że w pisowskich czasach tam się tylko zgadzała kasa dla swoich.
***
Premier Słowacji Robert Fico po złożeniu wizyty na Kremlu zagroził Ukrainie blokowanie dostaw prądu za zakręcenie kurka gazociągu z Rosji. To, że Ukraina nie przedłuży umowy na przesyłanie rosyjskiego gazu, która skończyła się w Sylwestra 2024 roku, było wiadomo mniej więcej od dwóch lat. I wiadomo też skąd bierze się ta decyzja – trudno bowiem od Ukraińców wymagać, żeby przykładali rękę do zarabiania na gazie, z którego pieniądze idą potem na bomby spadające im na głowy. Robili to zresztą przez dwa lata wojny, by Europa mogła się do zakręcenie kurka przygotować. Co więcej, Unia się do tego faktu przygotowała i również Słowacji brak gazu nie grozi, a jedynie o stracone miliony kasowane za przesył paliwa z Rosji.
Reakcja Fico, choć w dużej mierze reżyserowana, to klasyczne zachowanie populistów jego pokroju: Nic nie robić latami a potem, gdy mleko się wylewa, płakać nad nim i szukać winnych wszędzie, tylko nie u siebie. Podobnie zresztą reaguje obóz PiS na rosnące koszty emisji CO2. Przez osiem lat unijny system ściągał im do kasy państwa dziesiątki miliardów złotych z odpisów emisyjnych, które miały być przeznaczone na rozwój zielonej energii i jednocześnie systematyczne ograniczanie skali opłat emisyjnych. Pieniądze przeputali nie wiadomo na co, a dzisiaj jęczą, że koszty energii są u nas jedne z najwyższych w Europie. I apelują, żeby się wycofać z rozwiązań, na które zgarnęli już dziesiątki miliardów złotych. To jest tak jakby malarz wziął zaliczkę na zakup farb, po czym ją przepił i powiedział zleceniodawcy, że musi odstąpić od umowy, bo nie ma czym malować.
Ergo – po populistach, niezależnie jakiej są maści, wcześniej czy później zawsze zostaje spalona ziemia.