Minął tydzień
Minął tydzień
Prasa zachodnia informuje o propozycjach pokojowych prezydenta Trumpa dla Ukrainy. No więc „jeśli nie chcą być Rosjanami” mają przekazać USA połowę przychodów z wydobycia surowców, oraz połowę opłat z ewentualnych nowych licencji na wydobycie. USA mają mieć też zagwarantowane prawo pierwokupu reszty wydobycia, głównie kopalin rzadkich i rzecz jasna amerykańskie firmy pierwszeństwo w odbudowie kraju Zobowiązania Ukrainy wobec USA podsumowano na 500 miliardów dolarów, przy czym dotychczasowa pomoc Ameryki dla Kijowa wyniosła według Trumpa około 350 miliardów, według Ukrainy łącznie niecałe 100 miliardów.
A nam się dotąd wydawało, że 200 milionów górki za sprzedaż agregatów prądotwórczych dla naszej Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych to było przegięcie. Te 500 miliardów to trochę mniej niż połowa wszystkich reparacji i odszkodowań wojennych jakie Niemcy do dziś wypłaciły za II WŚ (ok.1,2 bln dolarów), przy czym to była kara dla agresora a nie dla ofiary agresji, jak mamy do czynienia w przypadku Ukrainy. Nikt by się nie zdziwił, gdyby teraz Trump zażądał od Europy zwrotu za plan Marshalla.
***
A’propos RARS – OLAF, czyli Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych zakończył właśnie śledztwo w sprawie zakupu agregatów prądotwórczych za pośrednictwem polskiej agencji dla Ukrainy, zarzuca RARS nadużycia, zakupy po zawyżonej o 40 proc. cenie, uprzywilejowanie znajomych kontrahentów i żąda od polskiego rządu zwrotu 91 milionów euro. Zapłacimy my wszyscy, teraz pozostaje już tylko ustalić kto na tym zarobił. Na szczęście sądząc po majątkach ludzi związanych z agencją za czasów Morawieckiego jest co wyegzekwować, jeśli oczywiście nie zdążyli wszystkiego przepisać na żony.
Raport OLAF potwierdza ustalenia polskiej prokuratury i jak raz trudno go oskarżyć o polityczne motywacje: Były szef RARS to nie żadna ofiara politycznej nagonki, tylko zwyczajny podejrzany o czyny kryminalne. Raport OLAF na pewno mu nie pomoże w uniknięciu deportacji z Wielkiej Brytanii.
***
Politycy PiS zaangażowali się w obronę miejsc pracy w Poczcie Polskiej. Rzecz w tym, że Poczta została doprowadzona na skraj przepaści za sprawą ośmioletniego gospodarzenia menedżerów z politycznej poręki PiS i jako firma skarbu państwa przez PiS przez cały ten czas była dozorowana. Gdy prywatna konkurencja doskonaliła system paczkomatów, PP przystąpiła do sprzedaży podróbek Gucciego, dewocjonaliów, galanterii patriotycznej i skądinąd całkiem dobrych słodyczy firmy „Pszczółka”. Czyli gdy Poczta Polska organizowała u siebie w urzędach kiermasz mydła i powidła, prywatna konkurencja im uciekała w tempie jednostajnie przyspieszonym. A na koniec PP dobił pomysł wyborów kopertowych, na które Poczta wyrzuciła w błoto 70 miliomów złotych. „Na gębę”, bo nikt z decydentów politycznych, którzy wydali jej szefostwu polecenie druku i przechowywania kart wyborczych, się pod nim nie podpisał.
Oczywiście Pocztę Polską trzeba ratować, ale niekoniecznie rękami tych, którzy ją w milczeniu ugrobili, a teraz larum grają, Się znaleźli obrońcy Poczty Polskiej od siedmiu boleści.
***
Wiceprezydent USA J.D. Vance powiedział na konferencji w Monachium, że w Europie martwi go najbardziej odejście od „tradycyjnych wartości”. Z serwilistycznym poparciem jego tezy ciupasem pośpieszyli byli ministrowie Czarnek i Ziobro. Tym samym zgadzają się z Vance’m, że to nie Rosja jest największym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa, ale fakt, że każdy śpi z kim chce i czuje się kim chce. Że sprzeciw wobec mowy nienawiści i pogardy, to bardziej problem ograniczania wolności słowa niż pamięć o tym, że właśnie taka mowa doprowadziła do Holokaustu.
Przy czym czas przeszły stopniałej wielkości ministrowi Ziobrze ciąży bardziej, więc przy okazji dał upust swoim frustracjom i wypłakał się wiceprezydentowi USA, że władzę stracił w wyniku spisku brukselskich sił liberalnych.
Nie wiadomo co na to wiceprezydent Vance i czy rzeczywiście Zbigniew Ziobro mu zbudował swym listem wizerunek Rzeczypospolitej. Ale gdyby nawet, to jest facet, który całkiem niedawno Trumpa porównywał do Hitlera a teraz jest gorącym trumpistą. Dzieje się tak, bo to gość, który nie zna Europy, nie ma o niej zielonego pojęcia, hitleryzm zna z hollywoodzkich filmów a Rosja kojarzy mu się z kozaczokiem, którego nagranie pewnie odnalazł na You Tubie. Tak że jest nadzieja, iż w kwestii zagrożeń Europy, zwłaszcza gdy je lepiej pozna, również zmieni zdanie.
Ludzie mentalnie labilni tak mają, że ich poglądy też takie są. Z tym, że gdy na dodatek są nieukami, dyletantami i arogantami pełniąc odpowiedzialne polityczne funkcje, to rzeczywiście może być jakiś problem.
***
Karol Nawrocki kandydat na prezydenta zakamuflowanej opcji pisowskiej z początku na wieść o kontaktach prezydenta Trumpa z Putinem był tak skołowany, że pytany nie sądził o nich nic. Ale pisowska formacja rychło otrząsła się z szoku i ma już uzgodniony przekaz w sprawie: Otóż to Tusk tworzy europejską koalicję, która sprzeciwia się wysiłkom pokojowym Waszyngtonu i Moskwy. Ta koncepcja nie jest jednak do końca dopracowana, bo wystarczyło zdjęcie, gdzie Tuska podczas narady u prezydenta Macrona zasłonił sąsiad po lewej, by pisowska szczujnia ogłosiła, że w Paryżu Tuska nie było a TV Republika pokazała nawet, że w tym czasie skrobał w Sopocie ziemniaki.
Może ktoś pomyśli, że narracja w kwestii rosyjskiej się pisowcom nie spina, ale to błąd, ponieważ im się spina każda narracja, która prowadzi do korzyści dla ich partii i ich osobiście. I tu nie różnią się wiele metodą od prezydenta Trumpa, który właśnie powiedział wprost, że Ukraina nie powinna dążyć do wojny z Rosją, tak jakby to ona zaatakowała, a dyktator Zełeński za to co zrobił swojemu narodowi cieszy się u siebie 4 procentowym poparciem. Teraz komentatorzy całego świata zastanawiają się skąd prezydent Trump wziął takie dane o poparciu ukraińskiego prezydenta, których nie potwierdzają żadne źródła. Jeszcze się nie przyzwyczaili, że Trump takie dane, również te dotyczące pomocy dla Ukrainy (patrz wyżej), wyciąga spod małego palca. Do tej pory krążyła złośliwa opinia, że nie ma takiego dyktatora, którego Trump by nie lubił. A tu proszę jest, nazywa się Zełeński.
***
Jak zmienia się narracja wśród polskich trumpistów świadczy wypowiedź Nawrockiego o przyczynach ukraińskiej wojny. Owszem, przyznał, że to Rosja jest napastnikiem, ale na tym samym wydechu wskazał współwinnych: unijne elity, w tym Donalda Tuska wymienionego z nazwiska. Szkoda, bo jeśli chodzi o pomoc dla Ukrainy w tej wojnie rząd PiS zachowywał się modelowo.
W potoku wydarzeń, często zapominamy, że słowa Nawrockiego to nie są dialogi pajaca w programie Cyrk przyjechał, nie tragarza lodówek, ale mamy do czynienia z prezesem IPN, instytucji, której zadaniem jest zgłębianie prawdy historycznej. Teoria, że gdy ofiara odrzuca żądania agresora, staje się współodpowiedzialna jego napaści, rodzi obawy, że jeszcze chwila i się dowiemy, że atak Hitlera na Polskę w 1939 to była nasza współwina, bo trzeba było po prostu zgodzić się na budowę eksterytorialnej autostrady do Prus Wschodnich, tak jak tego od nas żądał.
Ten człowiek jako prezes IPN jest tak nie na miejscu, jak nie przymierzając Behemoth przygrywający do mszy w kościele. O jego intelektualnych i wszelkich innych brakach jako kandydata na głowę państwa lepiej nie wspominać.
***
Z braku nowych pomysłów i w związku z tym, że kandydatowi PiS w kampanii prezydenckiej pali się grunt pod nogami, politycy tej partii odmrażają stare kotlety z kampanii przed 10 laty i straszą górników, że rząd zamknie im kopalnie. Ustawiają się ostatnio przed kopalnią w Libiążu twierdząc, że KO chce ją zamykać i oczywiście kandydat Nawrocki jest jedynym gwarantem, że tak się nie stanie.
Owszem, kopalnie będą zamknięte, ale nie dziś, jutro, za rok ani nawet za lat pięć, tylko w odległych terminach ich wygaszania ustalonych w 2021 roku w ramach umowy społecznej, którą z górnikami podpisał nie kto inny, tylko pisowski minister Jacek Sasin. Obecny minister przemysłu zadeklarował, że tamto porozumienie obowiązuje, i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Wygląda więc na to, że PiS kwestionuje umowę, którą sam przygotował, a którą rząd Tuska zamierza honorować.
To taka stara pisowska metoda ćwiczona już wcześniej gdy ogłosili, że KO chce sprzedać Lasy Państwowe. Dowodów na to, że tak się stanie nie ma żadnych ,ale dowodów na to, że tak się nie stanie również nie, więc kłammy ile wlezie z nadzieją, że ciemny lud to kupi.
***
Na czwartkowe obrady sejmu poseł Konfederacji Ryszard Wilk przyszedł wyraźnie poniedziałkowy po ostro skrapianej niedzieli. Może było za dużo tych „piw z Mentzenem”, nie wiadomo.
***
Na tym samym posiedzeniu Sejmu poseł PiS Edward Siarka, tym razem na trzeźwo, podczas wystąpienia posła Ziobry się wzmożył i groził premierowi kulą w łeb. Po czym wraz z przeprosinami sugerował, że był w nastroju poetycznym i tylko nawiązał do wersów Władysława Broniewskiego. Pozostając na tym diapazonie, sam Siarka kojarzy się raczej z „Kartką z dziejów ludzkości” Juliana Tuwima, który to wiersz dla przypomnienia zaczyna się tak: „Spotkali się w święto o piątej przed kinem/Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem…”. Na swojej ulotce wyborczej Edward Siarka zapewniał, że serce ma wypełnione Polską. Szkoda, że nie pomyślał o głowie, bo najwyraźniej by się przydało. Jest jednak jeden plus Siarki w Sejmie: otóż jest on z zawodu nauczycielem, i za sprawą jego mandatu młodzież na szczęście mogła uniknąć z nim kontaktu.