Minął tydzień
Pan prezydent Duda udał się był z dziesięciominutową wizytą do prezydenta Donalda Trumpa. Otoczenie polskiego prezydenta, które najpewniej spotkanie to sprokurowało wyjaśnia, że było one bardzo owocne. Najwyraźniej prezydencki minister Marcin Mastalerek usiłuje przekonać opinię publiczną, że minuta trwa 600 sekund, ale to się raczej nie uda, bo ludzie przeważnie znają się na zegarku.
Nawet były pisowski minister spraw zagranicznych, Jacek Czaputowicz, przyznał, że prezydent Duda w USA został „potraktowany instrumentalnie”, czyli robił za klakiera podczas występu Trumpa na kongresie ichniej prawicy, a przemówienie prezydenta USA, pełne bredni i kłamstw (brakowało już tylko stwierdzenia, że biedni Amerykanie jedzą psy) przyjął owacją na stojąco. Może po prostu nie do końca wszystko zrozumiał, ale to akurat nie jest okoliczność łagodząca.
Nie można jednak powiedzieć, że wizyta Andrzeja Dudy u prezydenta Trumpa nie była nic warta. Otóż była ona symptomatyczna i powinna dać do myślenia mentzenopodobnym zwolennikom wizji Polski jako kraju, który może być silny a jednocześnie poza strukturami unijnymi. Osamotniona Polska, panie Mentzen i pozostali, będzie potraktowana dokładnie tak, jak Andrzej Duda przez Trumpa, przez 50 minut trzymany w przedpokoju po to, by uzyskać dziesięciominutowe posłuchanie. Bonusem będzie pochwała ze sceny w rodzaju_ – Dobrze żeś się sprawił, Andrzej.
***
Do dyskusji na temat przyszłości Ukrainy włączyła się była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, która oczekuje rychłych wyborów w ogarniętej wojną Ukrainie. I nie ma się co dziwić – dla kobiety, która potrafiła załatwić na ponad dwa lata miejsce dla męża na OIOM-ie, nie ma rzeczy niemożliwych.
***
Sztab wyborczy Karola Nawrockiego poinformował, że nieprawdą jest, iż ich kandydat 3. rocznicę wybuchu wojny w Ukrainie w ramach swojej kampanii uczcił przegryzając kiełbasą z pęta. Były to podobno nie ujęcia rocznicowe, lecz sprzed trzech dni. No i w tym problem, że gdy konkurencja, czyli Rafał Trzaskowski, w kwestiach geopolitycznych, bezpieczeństwa państwa przedstawia sztab swoich kompetentnych doradców, sztab jego póki co najpoważniejszego konkurenta skupia się na wyrobach wędliniarskich.
***
Poseł Dariusz Matecki z PiS (dawniej Solidarna Polska) nie zgadza się z doniesieniami prokuratury, która w 6 zarzutach oskarża go o pranie brudnych pieniędzy, wyprowadzanie kasy, lewe zatrudnienie w Lasach Państwowych za w sumie ponad 450 tysięcy złotych i współuczestnictwo w ustawianiu konkursów Funduszu Sprawiedliwości pod dwie zaprzyjaźnione organizacje: Stowarzyszenia Fidei Defensor i Przyjaciół Zdrowia. Na okoliczność etatu Mateckiego zatrzymano nawet trzech byłych dyrektorów LP, w tym tego najważniejszego, którzy wymyślili dla niego stanowisko w Centrum Informacji LP. a potem w Lasach szczecińskich. Matecki twierdzi, że owszem pracował, czego dowody ma na swoim prywatnym koncie i FB, gdyż była to praca zdalna. Niestety co innego twierdzą w Lasach Państwowych, gdzie śladu jego aktywności nie zarejestrowano. Przez 31 miesięcy zatrudnienia ani razu Matecki nie zalogował się do podstawowego systemu pracy urzędnika. Prokuratura wystąpiła z wnioskiem o cofnięcie posłowi immunitetu i o pozwolenie sejmu na jego aresztowanie. Na wieść poseł poinformował, że spokojnie mógłby wyjechać na Węgry, ale taki nie będzie i zostanie. Zapowiedział, że sam zrezygnuje z immunitetowej tarczy, nad czym się jednak jeszcze zastanawia.
Poseł Matecki jest m.in. znany z konsekwentnego naruszania prywatnej strefy swoich adwersarzy, pchając się im pod sam nos z komórkowym fotoaparatem. W areszcie to mu nie grozi, gdyż telefony pozostają tam w depozycie, a średnia w polskim kryminale wynosi w porywach 3 metry kwadratowe na pensjonariusza. Można więc powiedzieć, że dopiero gdy ten trafi za kraty niejeden od posła Mateckiego odetchnie.
***
Okazuje się, że za pisowskich czasów w kwestii pracy zdalnej dla przedstawicieli władzy nie było rzeczy niemożliwych. Otóż jak podała minister Paulina Henning-Kloska pracownik biura poselskiego ministra Michała Wosia z Solidarnej Polski zdalnie opiekował się żubrami. Paradoksalnie nie można wykluczyć, że ten dystans wyszedł żubrom na dobre.
***
W polskim politycznym grajdole mamy kolejną seksaferę. Oto posłanka PiS Iwona Arent wiedziona porywem serca wprowadziła na polityczne salony Tomasza J. , który okazał się kombinatorem i oszustem. Korzystając z kontaktów partnerki Tomasz J. miał dostęp o polityków PiS najwyższego szczebla, do szefów największych spółek skarbu państwa wchodził jak do siebie, nocował w hotelu poselskim i trzymał swoje wypasione bmw na sejmowym parkingu, gdyż partnerka wyrobiła mu stosowną przepustkę. W ten sposób załatwiał swoje interesy, w tym z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych, gdzie jak wiadomo za czasów premiera Morawieckiego po znajomości można było państwu drogo sprzedać to, co się wcześniej tanio kupiło.
Tomasz J. zanim sprzeniewierzył się uczuciom wobec posłanki Arent powoływał się na znajomość również z premierem Morawieckim, twierdził, że jest też agentem ABW lub CBA, w zależności jak mu się powiedziało. Jego proces właśnie ruszył.
Najwyraźniej zły los posłanki Arent nie oszczędza, nie dalej jak w czerwcu 2023 jej syn Michał potraktował z piąchy swoją dziewczynę, zadając jej kilka ciosów prostych. Wtedy posłanka twierdziła, że nic takiego się nie stało, „tylko szarpnął partnerkę za włosy i opluł”. Nie doceniła kreatywności syna, który nie tylko skatował kobietę, ale z pomocą znajomej rzecz całą nagrał telefonem, zadając kłam słowom matki.
Znaczy posłanka Arent to kobieta okłamana jako matka i jako kochanka, z tym, że co do ostatniego przypadku prokuratura ma duże wątpliwości i ogłosiła, że będzie je wyjaśniać.
***
Po wyborach w Niemczech Alternatywa dla Niemiec (AfD) stała się główną siłą opozycyjną w Bundestagu. W tej wiktorii są również wątki opolskie, gdyż ojciec przewodniczącej AfD urodził się w rodzinie prominentnego działacza NSDAP i szanowanego SS-mana w dzisiejszych Głubczycach, która to polska nazwa nie przechodzi jej przez gardło. Owszem, Frau Weidel uważa, że landy na terenie byłej NRD to są „Niemcy Środkowe”, co by znaczyło, że my mieszkamy według niej ciągle w Niemczech Wschodnich. Ona natomiast nie mieszka nawet w Niemczech Zachodnich, bo razem ze swoją partnerką, imigrantką ze Sri Lanki, osiadły były w Szwajcarii, do której Afd zdaje się nie ma terytorialnych roszczeń. Tworzą tam zgrane stadło i wychowują wspólnie dwójkę dzieci, co według AfD powinno być w Niemczech zabronione, podobnie jak bezkarne osiedlanie się imigrantów.
Szwajcaria jako alternatywa dla Niemiec brzmi obiecująco, zdecydowanie bardziej niż sama Alice Weidel.
***
Tymczasem AfD i Konfederacja nawiązały współpracę w Parlamencie Europejskim. „Piwo z Mentzenem”, prezydenckim kandydatem Konfederacji jest, cóż poradzić, do strawienia, dopóki wszyscy nie będziemy musieli go wypić. Na razie wiadomo, że trunek Mentzena oprócz niemieckich rewizjonistów bardzo smakuje Rosjanom, zwłaszcza, że Mentzen konsekwentnie dosmacza go pod ich gusta systematycznie dokładając Ukraińcom.
***
Kandydat Nawrocki natomiast nie ograniczył się ostatnio jedynie do wizyty w masarni. Ogłosił również swój stosunek do szczepień, czyli swój sprzeciw dla szczepień przymusowych. Co nie wymaga zachodu, bo takich zabiegów u nas nie ma, są najwyżej szczepienia obowiązkowe. Bo obowiązek to jednak co innego niż przymus , gdyż dotyczy również naszych powinności wobec osób trzecich. Ale to kandydata Nawrockiego nie zraża, choć widzi miejsce dla wyjątków takich jak „szczepienia przeciwko palio i Heinego Mediny”. Są podejrzenia, że chodziło mu o chorobę Heinego-Medina, co oczywiście wyklucza chorobę polio, bo to jedno i to samo. Palio natomiast to słynny doroczny festyn w Sienie, organizowany na cześć Matki Boskiej, którego kulminacyjnym momentem jest wyścig konny na Piazza del Campo. Dlaczego przeciwko festynowi ktokolwiek miałby się szczepić, nie bardzo wiadomo. Chyba, że chodziło mu o konie.
Generalnie lepiej gdy Nawrocki nic nie mówi i je kiełbasę. Bo najwyraźniej ma duże kłopoty z powtórzeniem tego, co mu tam w PiS-ie napiszą.
***
Były premier Mateusz Morawiecki usłyszał prokuratorskie zarzuty przekroczenia uprawnień w związku z organizacją wyborów kopertowych w 2020 roku. Podejrzany skorzystał z prawa odmowy wyjaśnień. Zwolenników uspokoił, że dysponuje „asem w rękawie”, choć na razie dowody oraz jednoznaczny niekorzystny dla niego prawomocny wyrok WSA dotyczący nielegalności tych wyborów wskazuje, że ma nie tyle atuty w rękawie co wyrok w kieszeni.