Minął tydzień
Jan Żaryn, z pisowskiego rozdania szef Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Ignacego Jana Paderewskiego i Romana Dmowskiego (dziś Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza) nabył był w Szwajcarii za 300 tysięcy złotych fortepian Paderewskiego z jego szwajcarskiej willi w Riond-Bosson. Niestety, okazało się, że Maestro nawet przy nim nie stał. Instrument bowiem został wyprodukowany w latach 20. XX wieku, w czasie, gdy Paderewski wyjechał już z tego pięknego kraju i już tam na stałe nie wrócił.
Fortepian marki Bösendorfer, warty jakieś 10 razy mniej niż wyasygnował nań z publicznych pieniędzy na wniosek Żaryna ówczesny minister kultury Piotr Gliński, został w listopadzie zeszłego roku uroczyście zaprezentowany na Zamku Królewskim w Warszawie wśród innych pamiątek po artyście w ramach wydarzenia „Paderewski odzyskany”. Choć pasowałoby raczej hasło „Żaryn wydudkany”. Dziś Jan Żaryn tłumaczy swoją niekompetencję faktem, że oparł się „na dwóch bardzo ładnych opiniach osób, które tę kolekcję oceniły”. Jak się okazało chodziło o znawców… starodruków. Natomiast jeśli chodzi o ekspertów od budowy instrumentów, którzy w jednej chwili odkryliby oszustwo związane z wiekiem fortepianu (nawet jeśli oszuści sygnaturę instrumentu przemyślnie zamalowali), Żaryn nikogo takiego nie zapytał. Za to gdy sprawa wyszła na jaw złożył oświadczenie, że gdyby zakupu zaniechał, kultura polska poniosłaby, uwaga, niepowetowaną stratę.
Jemu niepowetowana z podwatowaną się myli, zwłaszcza, że fortepiany Paderewskiego ze szwajcarskiej willi Mistrza w Riond-Bosson są już od dawna w Polsce.
Miała zakwitnąć myśl narodowa, jest ignorancja i pusta głowa.
***
Z raportu NIK, badającego tzw. aferę wizową wynika, że PiS za swoich rządów wydał ponad 366 tysięcy wiz dla migrantów z Azji i Afryki ( w tym część poszła za łapówki), a MSZ zabronił sprawdzać konsulatom ich kwalifikacje. Okazało się też, że już po wybuchu wojny na Ukrainie wydano około 1800 polskich wiz Rosjanom, choć ABW przestrzegało MSZ oraz ówczesnego wicepremiera ds. bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego, że stwarza to zagrożenie dla polskiego państwa. Oczywiście w niczym to nie przeszkadza PiS w nieustannej antymigranckiej retoryce.
Kiedyś Lech Wałęsa ukuł takie hasło: Jestem za, a nawet przeciw. Ale dopiero drużyna prezesa Kaczyńskiego ten diamentowy bon-mot oszlifowała na brylant hipokryzji. W niej są bowiem bezkonkurencyjni.
***
Stan zdrowia Zbigniewa Ziobry umożliwia mu zeznawanie przed komisją sejmową ds. Pegasusa, zdecydował biegły, co bardzo zdziwiło byłego ministra, gdyż jak oświadczył nikt go na okoliczność przesłuchania nie zbadał. Nie zbadał, bo dokumentację medyczną związaną z jego aktualnym stanem zdrowia biegły zdobył zgodnie z procedurą w inny sposób. Kiedyś Ziobro nie mógł zeznawać ze względu na stan zdrowia, a gdy szczęśliwie leczenie przynosi dobre efekty nie może tego zrobić, bo jak oświadczyli jego koledzy, nie można zeznawać przed komisją, która nie istnieje, gdyż tak stwierdziła Julia Przyłębska z przyległościami, które u nas ciągle jeszcze udają Trybunał Konstytucyjny.
To rzadki przykład trybunału, którego wyroki wszyscy znają, zanim jeszcze zostanie określony termin posiedzeń. A co do odpowiedzialności Zbigniewa Ziobry – już tylko L4 ratuje mu cztery litery.
***
A skoro przy pisowskich fasadach praworządności jesteśmy – neoKRS uznała, że polski rząd nie istnieje, gdyż panie z rządu Tuska podczas przysięgi przy obejmowaniu funkcji użyły feminatywów, czyli powiedziały o sobie ministra zamiast minister. Jajcarze z neoKRS postanowili zainteresować tym sędzię Przyłębską, póki tam ona jest do grudnia. A ta ma rozstrzygnąć z zespołem czy rząd Tuska jest zgodny z konstytucją. A że sami w tym neoKRS zostali wybrani dokładnie w sprzeczności do ustaleń w tejże konstytucji, bo Kaczyńskiemu i Dudzie się wydawało, że zwykłą ustawą mogą zmienić jej zapisy i obsadzić Krajową Radę Sądownictwa po swojemu, to już zainteresować się nie łaska. Po czym wziąć, spakować manatki i więcej wstydu sobie i etosowi zawodu sędziego nie robić.
***
Chris Prothero , szef zespołu, który udowodnił, że katastrofa samolotu PAN AM nad Lockerbie w 1988 roku był efektem bombowego zamachu, nie był w stanie potwierdzić tez o bombowym zamachu prezydenckiego TU 154 nad Smoleńskiem. W efekcie szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz z zemsty nie zapłacił mu ostatniej transzy honorarium za zleconą ekspertyzę, co zresztą Macierewiczowi nie przeszkodziło w twierdzeniach, że zespół Prothero w pełni poparł tezę o zamachu. Wykorzystał przy tym fakt, że zleceniobiorca podpisał klauzulę poufności, więc swoich prawdziwych ustaleń ogłaszał nie będzie.
Zdaje się, te to był już ostatni gwóźdź do trumny kłamstwa smoleńskiego autorstwa Antoniego Macierewicza. I nadszedł czas, by jego politycznego trupa wyniosła na marach do sądu prokuratura.