Nie strasz obcokrajowcem, on pracuje również dla ciebie
Z dr Sabiną Kubiciel-Lodzińską, migrantolożką, pracownikiem naukowym Wydziału Ekonomii i Zarządzania Politechniki Opolskiej, rozmawia Ryszard Rudnik.
– Po raz trzeci zorganizowaliście jako uczelnia konkurs Opolska Firma Przyjazna Cudzoziemcom. Właściwie po co?
– Nie sami organizujemy, naszymi współorganizatorami jest Wojewódzki Urząd Pracy w Opolu, Opolska Izba Gospodarcza i Okręgowy Inspektorat Pracy w Opolu, a objął go honorowym patronatem Marszałek Województwa. Ten konkurs organizujemy po to, żeby docenić pracodawców, którzy kierują się zasadami równego traktowania pracowników bez względu na to skąd pochodzą oraz wspierają ich integrację. No i chodzi przede wszystkim o to, by podkreślić fakt, że ta integracja najłatwiej, najprościej przebiega na płaszczyźnie zawodowej, w ramach wspólnej pracy. Można powiedzieć, że powadzona jest najlepiej i praktycznie bezkosztowo.
– Dużo mamy tych obcokrajowców pracujących w opolskich firmach?
– Oficjalne dane ZUS dotyczące płatników składek, z maja tego roku, mówią, że pracuje w regionie około 26 tysięcy obcokrajowców. Głównie, w około 80 procentach, są to Ukraińcy, ale wśród firm, które zgłosiły się do naszej trzeciej edycji konkursu są takie, które zatrudniają ludzi z Nepalu, Uzbekistanu, Kolumbii, Bangladeszu, Brazylii, Filipin, Tadżykistanu. W całym kraju mamy około 1,2 miliona ubezpieczonych pracowników obcokrajowców. Natomiast szacuje się, że w Polsce przebywa około 2,5 miliona cudzoziemców.
– Kierunki napływu siły roboczej do nas są coraz bardziej odległe.
– Tak, i rodzi to nowe wyzwania związane z ich adaptacją. O ile relatywnie łatwo jest zintegrować w zespole pracowników z Ukrainy, to gdy mamy do czynienia z pracownikami z bardzo odległych krajów, to asymilacja staje się zdecydowanie trudniejsza. Dlatego konkursowe jury brało pod uwagę również to, czy dany pracodawca przewidział dla pracowników obcokrajowców jakieś dodatkowe świadczenia, pomoc – czyli zakwaterowanie, transport do i z pracy, szkolenia zawodowe, pomoc w legalizacji pobytu i w różnych sytuacjach kryzysowych. Wielu pracodawców nadal pomaga swoim ukraińskim pracownikom w związku z sytuacją wojenną, na przykład w ściąganiu do Polski rodzin, w załatwianiu miejsca w żłobku, przedszkolu. Chodzi o dodatkowe aktywności pracodawcy, które niekoniecznie występują wobec polskich pracowników. Pytaliśmy również o charakter zawieranych umów, czy są to umowy cywilno-prawne, czy też umowy zlecenia.
– Widać trend, że przyjeżdżają do nas pracownicy z coraz odleglejszych krajów również na Opolszczyznę?
– Widać. Pracodawcy deklarują, że zatrudniają ludzi z coraz bardziej odległych kierunków, choć oczywiście prym ciągle wiodą obcokrajowcy z krajów ościennych i nieodległych, czyli Ukrainy, Mołdawii, Białorusi. Te nowe kierunki mogą być dużym wyzwaniem dla pracodawcy i to niekoniecznie związanym z religią.
– Jakiego rodzaju?
– Kulturowego. Naukowcy z Łodzi robili niedawno takie badania wśród Nepalczyków. W związku z nimi jeden z pracodawców zasygnalizował, że jednego dnia nie pojawiło się w zakładzie wszystkich 30 pracowników. No i okazało się, że dla nich to naturalne, że raz w miesiącu wypada absencja związana z dniem prania. Nie przyszło im do głowy zapytać, czy taki dzień funkcjonuje również w Polsce, rzecz jasna polski pracodawca nie miał o dniu prania zielonego pojęcia.
– A skoro jesteśmy przy barierach, to jakie najczęściej związane z zatrudnieniem obcokrajowców sygnalizują polscy pracodawcy?
– Przede wszystkim bariery prawne, często zdarza się, że cudzoziemcy dostają wizę na inny okres, pozwolenie na pracę na inny, a prawo pobytu na jeszcze inny. Brak synchronizacji tych pozwoleń jest dużym problemem, na co zwracają też uwagę sami zatrudnieni obcokrajowy. Poza tym ostatnio wydawanie wiz na pobyt z tych odległych kraju jeszcze bardziej się skomplikowało w związku z aferą wizową. Dużym problemem są kwestie językowe, w pracy dobrze jest język polski znać, a to raczej regułą nie jest. Trzecim problemem jest czas pobytu. Pracodawca, gdy już kogoś zatrudnia, szkoli go, znaczy inwestuje w niego, chciałby, żeby ten pracownik pracował u niego jak najdłużej. A obcokrajowcy bardzo często sami traktują pracę w Polsce mocno tymczasowo. Do tego stopnia, że pracodawcy, akurat w naszych badaniach a nie w związku konkursem, sygnalizują, że cudzoziemcy nie chcą umów o pracę, wolą tymczasowe umowy zlecenia, bo nie są zainteresowani dłuższym związkiem z miejscem zatrudnienia. Myślę, że to jest kalka zachowań Polaków, którzy wyjeżdżali kiedyś do pracy do Niemiec czy Holandii. Interesowało ich, żeby zarobić jak najwięcej a nie ubezpieczenie, odprowadzana składka emerytalna, bo te wyjazdy traktowali z początku absolutnie tymczasowo. Z naszego punktu widzenia natomiast ważne jest, by procedury związane z pracą były jak najbardziej sformalizowane. Po pierwsze, dlatego, by ci ludzie zarabiali przynajmniej płacę minimalną, a po drugie, by odprowadzali składki emerytalne, które istotnie zasilają nasz system ZUS, no płacą u nas podatki.
– A to ciekawe, bo całkiem niedawno migrantolodzy sygnalizowali, że część obcokrajowców, zwłaszcza z krajów pozaunijnych, będą traktowali pracę w Unii jako przyczółek do lepszego życia na dłużej.
– Część tak, ale nie większość. Część pewnie też myśli, by pracę w Polsce zastąpić pracą w Niemczech, czy innych bogatszych krajach Zachodu, gdzie pensje i socjal są wyższe. Lecz to nie jest takie proste, nawet jeśli chodzi o Ukraińców, Po pierwsze, w Niemczech trafiają na zdecydowanie większą niż w Polsce barierę językową, a także bardziej skomplikowany system wdrożenia na rynek pracy. Nie ma tam możliwości zatrudnienia obcokrajowca bez podstawowego kursu języka niemieckiego, trzeba ukończyć tzw. Umschulung i dopiero wtedy można starać się o jakiekolwiek legalne zatrudnienie. Wielu obcokrajowców, również z tych odległych krajów, postrzega Polskę w kategoriach tymczasowości: chcą tu zarobić i wrócić do siebie.
– My im w zmianie tej decyzji nie pomagamy, bo i nie ma u nas żadnej polityki integracyjnej.
– Nie ma, nie ma nawet pomysłu na taką politykę. Trwają prace nad przygotowaniem Strategii migracyjnej Polski na lata 2025-2030, w których uczestniczą m.in. naukowcy z Politechniki Opolskiej, więc pewne rozwiązania będą proponowane. W tej chwili w województwie małopolskim wdrażany jest pilotażowy program, który polega na tym, że pracodawca, który wyśle swojego cudzoziemskiego pracownika na intensywny kurs języka polskiego, może starać się o refundację kosztów zatrudnienia jego zastępstwa. Na razie trudno powiedzieć cokolwiek o efektach.
– A jaki odsetek zatrudnionych w Polsce stanowią dzisiaj cudzoziemcy?
– Około 7 procent, to świadczy o zapotrzebowaniu polskiego rynku pracy, a dla nas wszystkich jest sygnałem, że musimy się do ich obecności przyzwyczaić, bo wymaga tego nasza gospodarka a więc i dobrobyt nas wszystkich.
– Tymczasem populistyczna opozycja znów wychodzi do ludzi z rasistowskim przekazem, że imigranci stanowią u nas problem.
– Niestety pracodawcy wskazują nam, że atmosfera wokół zatrudniania obcokrajowców jest coraz gorsza. Że ciągle wśród ludzi pokutuje mylne przekonanie, że oni zabierają nam pracę. Nie, nie zabierają, tylko uzupełniają coraz większe luki na naszym rynku zatrudnienia. Część ludzi poddaje się tej narracji, że imigrant to samo zło i zagrożenie. I nie zastanawiamy się nad tym jak wielka jest polska diaspora w Wielkiej Brytanii, innych krajach Zachodu i bylibyśmy pewnie oburzeni, gdyby traktowano ich tam tak, jak my w części traktujemy obcokrajowców u nas.
– Oliwy do ognia dolewają ostatnio propagandyści PiS, którzy straszą Polaków, że wkrótce uchodźcy dostawać będą jednakowe unijne zasiłki, a to może być więcej niż minimalna pensja albo niejedna emerytura w Polsce.
– Z tego co wiem, to jest ciągle luźny pomysł. Na pewno trzeba tu wziąć pod uwagę siłę nabywczą w poszczególnych krajach, dlatego ta kwota będzie zróżnicowana. Ta sama kwota w Luksemburgu nie waży tyle samo co w Polsce. Z pewnością ta kwestia będzie wymagać uregulowań i uwzględnienia sytuacji ekonomicznej w poszczególnych unijnych krajach.