O tym jak Jeremiasz piernikarzem został

Wakacje to znakomity czas do odkrywania miejskich legend, a Opole, jak przystało na miasto z 800-letnią historią, posiada ich całe mnóstwo. Zabieramy Was zatem do świata opowieści łączących magię z historycznymi faktami, w które wpleciony jest dreszczyk emocji. Jest to także element nowej wakacyjnej atrakcji, jaką są rodzinne wycieczki po naszym mieście – właśnie śladami opolskich legend i tajemnic.*

Dawno temu, kiedy nie było fabryk czekolady, a słodkie potrawy były luksusem, za niezwykły smakołyk uważano pierniki. Ten rodzaj pieprznego ciasta z miodem przyrządzano według różnych, pilnie strzeżonych receptur. Najsłynniejsze z nich wypiekano w Toruniu i Norymberdze. Trudnili się tym niektórzy piekarze zwani piernikarzami. Doceniając ich umiejętności wydano przywilej na wypiekanie ciast z miodem. Od tego czasu piernikarze stali się uprzywilejowaną grupą wśród piekarzy, od tej chwili piekarzom nie wolno było piec ciast korzennych…

Wszyscy mistrzowie piernikarscy pilnie strzegli sekretów swoich wypieków. Nauka tego zawodu była dostępna tylko dla synów majętnych rodziców, bowiem trzeba było za nią słono zapłacić. Do Opola pierniki z Torunia i Norymbergii przywozili kupcy, a opolanie chętnie je kupowali. Pierniki uwielbiały także dzieci burgrabiego Daniela Scholtza, ale jak każdy smakołyk w tym czasie, nie mogły być spożywane codziennie. Najtrudniej było o pierniki w zimie. Syn burgrabiego Jeremiasz, postanowił nauczyć się je wypiekać, aby on i jego młodsze siostry mogli jadać je częściej. Mimo sprzeciwu ojca często zachodził do kuchni, zwłaszcza gdy przychodziła pora pieczenia ciast. Zamkowy kucharz nie potrafił jednak upiec tego rarytasu. Jeremiasz poprosił więc ojca, aby wysłał go na naukę do któregoś z mistrzów piernikarskich. Burgrabia zżymał się na takie fanaberie synowskie. Nie mógł zrozumieć dlaczego jego syn zamiast interesować się fechtunkiem czy strzelaniem, chce zostać piekarzem. Długo nie zgadzał się na prośby syna. Zatrudnił nawet nauczyciela, który miał go nauczyć szermierki, jednak Jeremiasz nie miał do tego serca.

Bardzo wcześnie przyszła sroga zima. Przyjezdni kupcy rzadko pojawiali się w mieście. Na Święta Bożego Narodzenia ledwo można było kupić bakalie, marcepany i korzenne przyprawy. A przywiezione pierniki rozeszły się w mig. Po Nowym Roku zachorowały dwie siostry Jeremiasza – Katarzyna i Urszula. Miejscowy lekarz, mimo starań, nie umiał ich wyleczyć. W czasie choroby dziewczynki bardzo chciały zjeść trochę piernika, ale w Opolu ich nie było. Zafrasował się bardzo burgrabia. Po raz pierwszy zrozumiał, że gdyby nie jego upór, to zapewne Jeremiasz umiałby je wypiekać i jego córki mogłyby dostać piernik w każdej chwili. Posłano umyślnego do Wrocławia, w dużym mieście pewnie łatwiej kupić taki specjał. Minął jeden dzień i drugi, a umyślnego z piernikiem nie było. Dziewczynki były coraz słabsze, lekarz jedynie kręcił głową, puszczanie krwi na wiele się nie zdało. Siostry Jeremiasza zmarły.

Goniec z piernikiem przyjechał dopiero po tygodniu. Okazało się, że miejscowy piernikarz też był chory i trzeba było czekać aż wydobrzeje. Dziewczynki pochowano w kościele franciszkanów. Burgrabia po śmierci córek zmienił decyzję i przyzwolił synowi na naukę u piernikarza. Jeremiasz wyjechał do Torunia, gdzie nauczył się tajników tego zawodu. Po powrocie do Opola otworzył swoją piekarnię. Jeremiasz stał się przednim mistrzem w swoim zawodzie, a jego korzenne ciastka sprzedawały się znakomicie, dorównując jakością toruńskim specjałom. Chłopak miał dobre serce. Pamiętał o swoich siostrach i ich niespełnionym pragnieniu. Odtąd każdemu choremu dziecku przynosił w darze piernik w kształcie serca, aby szybciej dochodziło do zdrowia.

* Tekst ukazał się w sierpniowym wydaniu magazynu “Opole i Kropka”.

Najnowsze artykuły