Piekło wojny też pachnie siarką

Rozmowa z posłem Witoldem Zembaczyńskim, uczestnikiem ekspedycji humanitarnej do Bachmutu, na pierwszą linię frontu wojny w Ukrainie.

–  Wrócił pan cały i zdrowy, szacunek za odwagę.  Pojechaliście do najgorętszego teraz miejsca na Ziemi.

– Tak, to było piekło. To co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Tam, w Bachmucie, nieustannie ostrzeliwanym, wojnę słyszysz, widzisz i czujesz.

– Czujesz? To jaki jest zapach wojny?

– Ta wojna, oparta na artylerii, moździerzach, jest wypełniona specyficzną konsystencją powietrza. Kiedy jesteś  od strefy zero około 15 kilometrów, najpierw dociera do ciebie odgłos głębokiego basu, tak jakbyś znalazł się w centrum burzy z piorunami. To oczywiście robi na tobie wrażenie, ale jeszcze nie czujesz niczego oprócz tej fali akustycznej. Gdzieś tak od Kramatorska w kierunku Bachmutu widzisz księżycowy krajobraz  jak po katastrofie, usłany szczątkami drzew, właściwie żadne z nich nie ma korony. Nie ma ptaków, w ogóle jakakolwiek ożywiona przyroda już się stamtąd wyniosła. Ze zwierząt to ciągle dudnienie potrafią wytrzymać nieliczne wałęsające się po okolicy psy, zdane na łaskę ludzi. Kiedy zbliżasz się do strefy zero, wjeżdżasz w ścianę ogromnego smrodu, oddychasz powietrzem przesączonym prochem, siarką , fosforem.

– Tak pachnie wojenne piekło.

– Dokładnie, do tego przy wybuchach ciśnienie eksplozji wciska ci do wewnątrz klatkę piersiową. Z tego samego powodu konwój, w którym jedziesz ma uchylone szyby, dla wyrównania ciśnienia w kabinie. Po to, by wytrzymały podmuch eksplozji i szkło cię nie poraniło.

– W Bachmucie nie ma drzew, ptaków a ludzie jednak zostali. Dlaczego?

– Z własnego wyboru, większość pewnie dlatego, że nie miała dokąd pójść, z poczucia, że nie chcą opuścić domu. Albo po prostu dlatego, że w pewnym momencie jest już im wszystko jedno. To są niesamowite widoki, wśród nieustannego dudnienia rozrywanych pocisków ludzie wycinają drzewa w parkach, na skwerach, by mieć się czym ogrzać. Kombinują jedzenie dla swoich pupilów Ten widok zawsze będę pamiętał: wyładujemy w Bachmucie dary w punkcie magazynowym. Od strony rosyjskich pozycji osłania nas czołg, który nieustannie strzela w ich kierunku. Ukraińcy używają czołgów jako surogat artylerii, bo dział im brakuje. A 150 metrów od nas,  w tym samym momencie.  wychodzi starszy pan z labradorem na smyczy, bo pies się musi załatwić. Czołg wali non stop, a pies jak gdyby nigdy nic podnosi tylną łapę i robi siku. Dalej przemyka przy budynku  dziewczyna z jakąś menażką. Były inne surrealistyczne widoki, gdy pośród kupy gruzu, pośrodku wydawałoby się,  niczego, jakaś ekipa usiłowała naprawić zwisający kabel. Obrazy zupełnie nie pasujące do tego scenariusza wojny. A my rozpakowujemy samochody, gdy nadlatują drony. Jest komenda: kryj się! Żołnierze strzelają do tych dronów ze wszystkiego z czego się da. Bo mogą to być drony zwiadowcze, ale najpewniej to są takie z uchwytami dodrukowanymi na drukarkach 3D, zrzucające ładunki wybuchowe. Jak trafi, to koniec.

– Pewnie w tym piekle obowiązuje jakiś kodeks przeżycia.

– Główne zasady są dwie: przemieszczaj się wyłącznie wzdłuż ścian budynków i nigdy nie zatrzymuj się na otwartej przestrzeni. Nigdy nie parkuj pojazdu między budynkami, zawsze myśl o tym, żeby coś cię osłaniało.  Jeśli Ruscy strzelają z lewej, idź tak, żeby budynek cię zasłaniał od ich ognia, jeśli musisz przejść otwartą przestrzeń. rób do szybko i nigdy grupą, zawsze w rozproszeniu. No i w strefie zero  obowiązuje całkowity zakaz używania telefonów komórkowych. Jeśli Rosjanie zlokalizują sygnał telefonów, natychmiast strzelają w to miejsce.

– A te czołgi, które zastępują im działa, są już z Zachodu?

– Nie, to głównie sprzęt rosyjski, porzucony przez Ruskich, gdy się stamtąd w panice wycofywali. Widziałem tam taki napis na wraku: „Za Sołtiwkę, suki”. To jest dzielnica Charkowa, gdzie toczyły się najcięższe walki. Gdy rozmawiałem z kapitanem Łutsenką, dzięki któremu w ogóle mogliśmy wjechać do strefy zero, bo wojsko żadnych cywili tam nie wpuszcza, powiedział: Co to jest dziesięć dwanaście czołgów, my tu potrzebujemy najmniej pięćset. Batalion rozwalonych ukraińskich czołgów widzieliśmy na długości kilku kilometrów.

– Nazwisko Łutsenko wydaje się być znajome…

– Jurij Łutsenko to bohater Pomarańczowej Rewolucji, były więzień polityczny reżimu Janukowycza, były prokurator generalny Ukrainy, były minister spraw wewnętrznych. To jest facet, który nie musiałby tam być, lecz jest, walczy. Ta wojna zrównuje ludzi. Jego odpowiedź na pytanie jakie uzbrojenie im jest tam potrzebne zamykało się w dwóch słowach: artyleria i drony. Mówił wprost: Moja przewaga nad Ruskimi polega na tym, że mamy tu brytyjskie sterlingi, 9 mm świetne pistolety maszynowe. Lecz również  Rosjanie się dozbrajają, Ostatnio wagnerowcy dostali sprzęt do zwalczania dronów.

– A jak wygląda dziś dzień w Bachmucie?

– O świcie rusza zmasowany szturm na bronioną jeszcze przez Ukraińców wschodnią część miasta. Atakują poborowi, niedoświadczeni żołnierze, głównie więźniowie. To jest autentycznie mięso armatnie, codziennie giną setkami. I tak do wieczora. Po ich trupach nocą wagnerowcy rozpoczynają rzeź Ukraińców. To są zawodowi szturmowcy, posiadający  nowoczesną broń, termowizję, noktowizję  zaawansowany system łączności. A to wszystko jest okraszone nieustanną wymianą ognia artyleryjskiego. Byliśmy w Bachmucie w ciągu dnia, kilka godzin, non stop słyszeliśmy odgłos ostrzału, takie charakterystyczne bum-bum. Pierwsze, to odgłos wyrzucanych gazów prochowych przy wylocie z lufy, drugie to uderzenie pocisku w cel. No i jeszcze ten świst pocisków przelatujących nad głową.

– Rosjanie twierdzą, że Bachmut jest okrążony

— To, że tam byliśmy oznacza, że nie do końca. Rzeczywiście, istnieje tylko jeden szlak dostaw ukraińskich do miasta, od strony Konstantynówki (Konstantiniwki) . Ta droga, którą jechaliśmy jest jak sito, nieustannie ostrzeliwana przez Ruskich i naprawiana, bo to jedyna możliwość zaopatrzenia obrońców Bachmutu . W jego stronę cały czas jadą czołgi, wozy bojowe piechoty, hammery, wojskowe quady, a w drugą holują uszkodzony sprzęt, do naprawy. Trzeba powiedzieć, że Ukraińcy dysponują tam wszelką możliwą wojskową techniką. Byłem w Bachmucie w punkcie dowodzenia jednostki dronów tzw. Ptaków Maidiara. Oni tam twierdzą, że tylko z dronów zabijają dziennie 40 Ruskich.

– Wszyscy mamy wyobrażenie wojny wyniesione z filmów, pan widział wojnę naprawdę.

– To jest zupełnie co innego, tam nie ma heroizmu, jaki sobie wyobrażamy.  Ukraińscy żołnierze mają takie powiedzenie, że swojej kuli nie usłyszysz. To znaczy tak się pocieszają, że śmierć jest natychmiastowa. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Najgorsze są rany po pociskach moździerzowych, powodują okropne szarpane rany. W ogóle żeby pojechać z naszą misją, musieliśmy przejść szkolenie z medycyny taktycznej. Jak użyć opaskę opatrunkową, jak posłużyć się izraelskim opatrunkiem, jak opatrywać rany postrzałowe, jak ewakuować rannych, jak reagować gdy odniesiesz rany zanim przyjdzie pomoc.  Musisz wiedzieć jak zatamować krew. Jeśli nie zatamujesz własnego krwawienia w ciągu 6 sekund, nie przetrwasz. Musisz wiedzieć jak to zrobić. Byli z nami medycy, oni ryzykowali najwięcej.

– Dlaczego?

–  Bo wagnerowcy wiedzą, że zabicie medyka odbiera życie kilku kolejnym osobom, którym mógłby on pomóc. Dlatego na froncie są głównym celem. Wagnerowcy mają prostą taktykę: ranią żołnierza, czekają aż będzie mu udzielana pomoc i wtedy otwierają właściwy ogień.

– I jak was przyjęli żołnierze na pierwszej linii frontu?

–  Na każdym kroku spotykała nas życzliwość i wdzięczność nie do opisania, byli trochę zaskoczeni, że dotarliśmy do punktu zero

– Co zawieźliście do Bachmutu?

– Naszym celem było zaopatrzenie jednostki operatorów  dronów Ptaki Maidiara. Tych dronów do Bachmutu pojechało 13, każdy o wartości około 10 tysięcy złotych. Na miejscu Ukraińcy dodrukowują do nich na drukarkach 3 D specjalne uchwyty, dzięki czemu dostarczony sprzęt może przenosić ładunki wybuchowe. Dostarczyliśmy też żołnierzem 30 frontowych kamizelek kuloodpornych z certyfikatem balistycznym, nokto-  i termowizory, osprzęt wojskowy, magazynki do kałasznikowów, ładownice, umundurowanie. Z samego Opola, bo przecież byli z nami ludzie z całej  Polski,  zawieźliśmy 8 palet darów, Tu muszę podziękować za współpracę opolskiemu oddziałowi PCK i  wolontariuszom punktu pomocy z Turawa Park. Naprawdę tam żołnierzom wszystko się przydaje, śpiwory, bo w okopach teraz siedzą tam w błocie i śpiwory w takich okolicznościach właściwie są  jednorazowe. Bardzo dziękowali nam za kartony z nutridrinkami, potrzebne do rekonwalescencji żołnierzy, ale i za snickersy, puree’ ziemniaczane, rozmaite puszki z żywnością, napoje. No i zawieźliśmy mnóstwo pomocy medycznej- cewniki, kroplówki, opatrunki, lekarstwa . Również agregaty prądotwórcze, potrzebne są tam głównie duże dieslowskie. Głównym organizatorem wyprawy była fundacja Otwarty Dialog a pojechaliśmy tam w ramach akcji Opozycja dla Ukrainy.

– Było warto?

– Było, ale z tym co tam zobaczyłem muszę się jeszcze przespać. Moja pierwsza refleksja jest taka : w tej wojnie nie ma miejsca na rozmowy. Ruskich zatrzymać można tylko siłą. Ukraińcy dają radę, ale wielkim kosztem. To już nie jest ta armia, co w 2014 roku, lecz zaprawieni w boju żołnierze. Stoi za nimi cały kraj.  Ukraińców nie można zostawić samych, bo oni walczą również o nasz spokój, o spokój całej Europy. Kto sobie z tego nie zdaje sprawy, robi wielki błąd.

Rozmawiał Ryszard Rudnik

Z ostatniej chwili: W poniedziałek  23 stycznia Rosjanie przerwali ostatni szlak ukraińskich dostaw do Bachmutu od strony Konstantynówki (Konstantiniwki). Żołnierze ukraińscy w mieście walczą teraz odcięci. Dowódca Ptaków Maidiara poinformował posła Zembaczyńskiego, że jeden z trzynastu dronów dostarczonych przez Polaków został już strącony przez wagnerowców. To znaczy, że maszyny już uczestniczą w walce.

fot. archiwum prywatne

Najnowsze artykuły