Poszukiwacze zaginionych kadrów [WYWIAD, DUŻO ZDJĘĆ]

Z Jarkiem Majcherem, fotografikiem, autorem i wydawcą fotograficznych albumów. Fanem i  kustoszem starych filmów z regionu rozmawia Ryszard Rudnik.

Na zdjęciu głównym „Ludzie pod ratuszem Opole, lata 50”.

– Fajny film wczoraj widziałem, na Canal+ Dokument, o ratowaniu starych taśm filmowych w USA. I wtedy pomyślałem o Tobie, bo przecież ty to samo robisz tu, w Opolu. Jesteś jednoosobowym poszukiwaczem starych taśm filmowych związanych z Opolem i regionem. Wyciągasz je z jakichś zakamarków, sklejasz, odgrzybiasz, odkurzasz i przywracasz pamięci widza. Sam sobie jesteś detektywem, laborantem – restauratorem, kustoszem, strażnikiem i magazynierem starych kronik. Z tego filmu dowiedziałem się, że jeszcze do lat 70. ubiegłego wieku nikomu nawet przez myśl nie przyszło, że te stare rolki filmów trzeba konserwować.

– To jest właśnie problem, że rewolucja technologiczna dotknęła kino w takim tempie, że właściwie w krótkim czasie zostały zlikwidowane wszystkie stare projektory, czyli tradycyjne kina, wytwórnie filmowe pozbyły się całego związanego z obróbką taśmy oprzyrządowania. Zlikwidowano prawie wszystkie linie produkcyjne związane z taśmą filmową. Chyba KODAK jeszcze ją produkuje dla celów archiwizacyjnych.

–   A kiedy ci przyszło na myśl, by ratować te starocie?

– Ratowanie staroci zacząłem od fotografii. Przygotowując książki o historii fotografii tatrzańskiej, przygotowując materiały o opolskich kościołach drewnianych (na marginesie – udokumentowałem wszystkie na fotografiach w podczerwieni, tylko nikt nie jest zainteresowany w Opolu ani w regionie wydaniem takiej książki), mając doświadczenie w obróbce starych fotografii, w przywracaniu ich do życia, tak się zdarzyło, że uwagę skierowałem w stronę filmów. Rodzina była tu impulsem.

– Ale że co, żona zasugerowała?

– Dokładnie, pewnego dnia żona mówi tak: słuchaj, tam w szafie leżą trzy puszki starych filmów, może zeskanowałbyś ten materiał, żeby nasze dziecko – jak dorośnie – mogło zobaczyć, co tam tato nakręcił. To były filmy zrobione na taśmie 16 mm w Amatorskim Klubie Filmowym „Kręciołek”, gdy w latach 80-tych bawiłem się w filmowca amatora. Objechały wtedy całą Polskę i zdobyły parę nagród krajowych i międzynarodowych. Najważniejszy jest dla mnie Złoty Medal Federacji UNICA z Tallina oraz Górniczy Oskar z Katowic – figurka taka jak w Hollywood, tylko wykonana z bryły węgla. Te trzy filmy były u mnie w domu razem z materiałami produkcyjnymi, to znaczy: negatyw barwny obrazu, kopia robocza, negatyw ścieżki dźwiękowej, zestaw filtrów barwnych korygujących kolor każdego ujęcia podczas kopiowania, kopia eksploatacyjna i ścinki montażowe. W sumie kilka puszek. Na całe szczęście miałem te materiały w domu. Dlatego uniknęły smutnego losu instytucji, w której powstały.

Na zdjęciu Gierek i Jaroszewicz, centralne dożynki w Opolu 1971.

–  Do „Kręciołka” wrócimy, na razie opowiedz, jak się przywraca stare filmy do życia?

– Najpierw zastosowałem metodę najprostszą – znalazłem firmę, która skanuje stare taśmy filmowe. Okazało się, że taśma odwracalna – tym razem jedyny egzemplarz – wróciła do mnie w gorszym stanie niż wyszła. Podczas skanowania zerwała się, a ślad pęknięcia biegł ukosem przez osiem klatek. Poza tym skan był na tyle niedoskonały, że zacząłem kombinować jak to zrobić lepiej. Zaczęło się szukanie w literaturze, internecie i po Polsce różnych starych przyrządów. Bo przecież film trzeba na czymś przewinąć, podejrzeć, wyświetlić, spróbować zgrać i odratować dźwięk. Jest taki wspaniały sklep po dawnym ZURiT-cie na 1 Maja w Opolu, w tym sklepie są wszystkie drobiazgi elektroniczne dla pasjonatów. Zbudowałem samodzielnie skaner do wszystkich rodzajów taśm – od 8 do 35 mm, co pozwala kopiować film klatka po klatce: jeden obrót, jedna klatka, jedno zdjęcie. I tak się bawię, 10 minut filmu to jest ok. 10 tysięcy klatek, czyli 10 tysięcy zdjęć. Jeśli film jest w miarę wyczyszczony mechanicznie, skanowanie idzie gładko. Jeśli mam do czynienia z taśmą „po przejściach”, czyli zagrzybioną, zakurzoną, porysowaną i wyblakłą lub dla odmiany niedoświetloną, potrzebna jest kąpiel o tajemniczym składzie i odpowiedniej temperaturze. Otrzymujemy wtedy satysfakcjonujący efekt. Podczas skanowania występuje na ogół jeszcze kilka problemów. Stare taśmy zmieniają swoje wymiary, jedne się rozciągają, inne kurczą. Poza tym emulsja filmowa niestety łatwo poddaje się atakom grzybów, pleśni i w warunkach jakie posiadam, te rzeczy są nie do usunięcia. Firmy rekonstruujące stare filmy dla wielkich wytwórni używają specjalnych maszyn przeciągowych z agresywnymi chemikaliami, które zabijają grzyby i wypłukują większe zanieczyszczenia. Ja pracuję w warunkach domowych… Poza tym, umówmy się, mam zwykle do czynienia z filmami nieprofesjonalnymi, często prześwietlonymi lub niedoświetlonymi. Przy fotografowaniu takiej klatki dzisiaj okazuje się, że jednak coś jeszcze da się z niej wydobyć. Udaje się doprowadzić wartości tonalne obrazu do tego, że mamy czerń, szarość i biel. Natomiast kolory to zupełnie inna bajka, na ogół kolorowa taśma z lat 70. i 80. XX wieku wygląda gorzej niż film czarno-biały sprzed II wojny światowej. Wszystko na nich, niebo, łąka, przedmioty są w kolorze wypłowiałej cegły.

–  A skąd się wziął pomysł na nazwę AKF „Kręciołek”?

– Z tygodnika „Ekran”. Ukazywała się w nim humoreska o operatorze Kręciołku. I klubowi koledzy w latach 50. doszli do wniosku, że to dobry pomysł na szyld. Inne AKF-y w Polsce funkcjonujące tak jak nasz, przy domach kultury, nazywały się zwykle od sponsorów lub miast. A u nas przyjął się ten Kręciołek, chociaż był krótki czas, gdy klub nazywał się AKF Opole.

Kadr z realizacji filmu PIESN O BOLKACH, 1963

–   Ratowane stare obrazy są zwykle nieme. Dawniej ścieżki dźwiękowe rejestrowano na taśmach magnetofonowych, a te zachowały się rzadziej niż nawet same filmy.

– Czasem się zachowały, ale rzeczywiście niezwykle rzadko. Taka taśma miała to do siebie, że można ją było wziąć i zagrać powtórnie jakimiś piosenkami, i wtedy ślad po filmowej ścieżce dźwiękowej przepadał. W większości obrazom towarzyszyły nagrania muzyczne, a te akurat można odtworzyć i to w jakości lepszej niż ich pierwowzór na taśmie. Ale na niektórych filmach, gdy jednocześnie z obrazem nagrywano dźwięki samochodów, gwar tłumu, kroki, oddech miasta – to są już rzeczy nie do odtworzenia.

– Podobnie jak głos lektora.

– To są elementy – po wizji – najbardziej cenne. Mam film „Dni Opola” z 1957 roku, nakręcony przez Kazimierza Michlika. Z czołówki filmu wiemy, że lektor czytał tekst, ale ścieżka dźwiękowa niestety się nie zachowała, pozostało nam tylko dobrać jako podkład muzykę z tamtych lat, na przykład piosenki Marii Koterbskiej. Ze świadomością, że to rozwiązanie dalece zastępcze. No ale cóż, obraz niemy dla przeciętnego widza jest bardzo trudny w odbiorze. Cisza na filmie źle się sprzedaje.

– A co dzisiaj Jarek Majcher ma na swoim warsztacie?

– W AKF „Kręciołek”, do którego uczęszczałem pod koniec lat 70-tych wówczas jako uczeń, był człowiek o nazwisku Jerzy Joniec. I on spotkał w Opolu początkującego dramaturga Ryszarda Latkę, który napisał słynną sztukę „Tato, tato, sprawa się rypła”. Z Latką nagrał film, historię wiejskiego chłopaka, który chodzi po Opolu, wchodzi do sklepu, kupuje nowe ubrania, stare pakuje i wrzuca nieekologicznie do Młynówki. W ten sposób żegna się symbolicznie ze swoją wiejską przeszłością. Postanawia poderwać dziewczynę, która siedzi na schodach Amfiteatru i czyta tygodnik „Literatura”. Kupuje więc taki sam tygodnik i siada obok niej, ale zaczyna padać deszcz i dziewczyna ucieka.Z podrywu nici. A on, świeżo upieczony miastowy wałęsa się po Opolu, w jednej ręce trzymając pęto kiełbasy, w drugiej bułkę. Widać, że mimo wysiłków nie bardzo oderwał się od korzeni. I w zasadzie nic się w tym filmie nie dzieje oprócz komentarza autora, że oto widzimy na filmie wczesnego Ryszarda Latkę, autora niezwykle popularnej wówczas sztuki, zresztą sfilmowanej, ze wspaniałą rolą Franciszka Pieczki. A dziś ważne jest przede wszystkim to, co na tym filmie dzieje się wokół, czyli oglądamy miasto z tamtych czasów. Opole, którego w wielu fragmentach już nie ma, a które przy okazji spaceru Latki możemy sobie przypomnieć, jako tło i mistrza drugiego planu. Traf chciał, że po czterech dekadach udało mi się ten film, a właściwie jego kopię, odnaleźć. Leżał przez te wszystkie lata zakurzony w pewnej komórce. I nim się teraz zajmuję.

Kolejka przed mięsnym, Krakowska, 1983

– A jak się odnajduje takie filmy po komórkach?

– To są zwykle poszukiwania od człowieka do człowieka, poprzez kontakty towarzyskie, poprzez różne instytucje. Resztki działalności „Kręciołka” udało mi się odnaleźć w czterech różnych miejscach. AKF „Kręciołek” powstał w 1953 czy 54 roku. Kluby amatorskie wówczas powstawały po to, by władza miała propagandowe narzędzie. Na zasadzie, wiecie, rozumiecie towarzysze, tu macie 4 rolki taśmy i dobrze by było, gdybyście na nich zarejestrowali posiedzenia naszej egzekutywy, albo jakiejś innej uroczystej inauguracji z udziałem władz partyjnych i państwowych. No to amator brał te 4 rolki taśmy, na dwóch rejestrował zamówioną propagandę, a dwie pozostałe wykorzystywał realizując swoje twórcze ambicje. Historię „Kręciołka” opisał prof. Joachim Glensk, w książce „Amatorski ruch filmowy na Opolszczyźnie”. On też był filmowcem amatorem. No i wystarczyło pójść śladem tej książki, żeby dotrzeć do autorów filmów, ewentualnie ich spadkobierców. Za sprawą profesora wiemy, że w latach 60. został w Opolu zorganizowany wielki Ogólnopolski Festiwal Filmów Amatorskich, gdzie zjechało kilkudziesięciu twórców z całego kraju. Niestety nie zdążyłem poznać profesora, lecz skontaktowałem się z jego rodziną, konkretnie z synem Jeremiuszem, a ten odnalazł pudło w szafie, gdzie wśród materiałów rodzinnych znalazły się też inne filmy „z miasta”. Udało mi się też skontaktować z człowiekiem, który pracował u likwidatora Wojewódzkiego Domu Kultury. Po tej likwidacji nie zachowały się żadne dokumenty, powódź je zniszczyła. Ten człowiek mi opowiedział, że archiwum filmowego AKF nikt nie chciał przejąć, więc wywieziono je po prostu na śmietnik. Może tylko jacyś budowlańcy remontujący WDK na potrzeby Radia Opole zabrali coś ze sobą na pamiątkę. No i właśnie takie „filmowe spady” zalegają dziś w różnych piwnicach i komórkach. Jeśli ktoś, gdzieś, coś ma – bardzo proszę o informacje!

–  I naprawdę nic się nie zachowało?

– No nie do końca, ciekawe zbiory ma Towarzystwo Przyjaciół Opola, bo jak się okazuje Papa Musioł doceniał znaczenie przekazu filmowego i sporo rzeczy jako przewodniczący Rady Miasta zlecał. Stąd zachowało się wiele niezwykle ciekawych ujęć, na przykład notabli w garniturach  kopiących ziemię pod Amfiteatr. Oni co prawda kilka razy symbolicznie machnęli łopatami, ale za nimi widać wojskowych, którzy pracują na serio. Są i kobiety zagonione w ramach czynu społecznego. One idą z łopatami przez Plac Wolności na czele niosąc transparent: Budujemy Amfiteatr Tysiąclecia. Gdy orientują się, że są filmowane, zasłaniają twarze, odwracają głowy, no coś pięknego. Taka prawda czasu, prawda ekranu. Dosłownie kilka dni temu poprzez Internet trafiłem na materiał filmowy, który jest w szkole filmowej w Łodzi: unikalny film – praca dyplomowa o Teatrze 13 Rzędów w Opolu. Wypowiada się na nim Grotowski. Na początku filmu jest dziewięć ujęć Opola: ulicą 1 Maja jedzie czerwony autobus SAN linii nr 10, jeszcze z trójdzielną czołową szybą. Przy dworcu PKP skręca w Krakowską, przejeżdża przez Plac Wolności. Unikalne ujęcia miasta, pracy aktorów podczas próby i legendarnego reżysera. Zachowała się też na przykład taka czysta propaganda z lat 70. o prastarych ziemiach piastowskich, a na niej unikalne zdjęcia lotnicze Opola: Plac Lenina, Zaodrze, Rynek, który był wówczas wielkim parkingiem, Krakowska pełna ludzi i samochodów. Żywe ślady, których już nie ma.

O PUENCIE, reż. Jerzy Joniec, 1973

–  Co w tych filmach, które odtwarzasz jest najważniejsze?

– Myślę, że ludzie są najważniejsi. Oto idzie na filmie kobieta objuczona siatami, spieszy się, żeby zdążyć zapewne na pekaes lub pociąg. Rzecz w tym, że tego rodzaju anonimowych ujęć zachowało się najmniej. Jest taki film Andrzeja Przedlackiego „Plac” – autor ustawił kamerę na ówczesnym Placu Armii Czerwonej, gdzie dzisiaj stoi Solaris i filmował. Dzieci grają w zośkę, jakiś chłopczyk jeździ wokół placu na rowerze marki Huragan, ledwo sięgając pedałów. Inny chłopiec, w rajtuzkach, na które ma założone krótkie spodenki, podbija piłkę, świetnie sobie zresztą radzi, taki mały Lewandowski. W pewnym momencie zajeżdża pekaes, z autobusu wysypują się ludzie. Inżynier Mamoń powiedziałby, że nic się nie dzieje, a z perspektywy czasu widzimy, że dzieją się tam kapitalne rzeczy. Idzie pan w popelinowym płaszczu, w beretce z antenką, a obok niego idą dwaj synowie, w bliźniaczych popelinowych płaszczykach i też w beretkach z antenkami. Na słupie ogłoszeniowym widnieją plakaty najnowszych premier filmowych. Jest rok 1967…

– Czyli jest i data. Mówi się, że zdjęcie bez opisu jest niewiele warte, jak to jest z określaniem wieku filmu? Z dokumentu, o którym wspominałem na początku wiem, że jedynie taśmy Kodaka były sygnowane symboliką pozwalającą dziś określić ich rok produkcji.

–   U nas amatorzy takich filmów nie mieli, pracowali na materiałach AGFY, a potem od lat 70. na polskim FOTON-ie. Jeżeli daty nie ma w czołówce, to wiek filmu rozpoznaje się po strojach, rejestracjach samochodowych, z kronikarskich zapisków o miejscach, które w określonym roku zmieniły swój wygląd, albo z plakatów, które znalazły się w kadrze i informują o koncercie, spektaklu, festiwalu, itd., itp. Zachowane amatorskie filmy często nie mają czołówek. Nie wiem dlaczego, może po prostu się odkleiły i ktoś nie widział sensu, żeby je doklejać z powrotem.

– W latach 60. XX wieku ówcześni notable uruchomili Opolską Kronikę Filmową, coś się po niej ostało?
– Jako młody chłopak brałem udział w jej przygotowywaniu. Rzeczywiście było to przedsięwzięcie  propagandowe ale i dokumentalne. Filmowano wydarzenia artystyczne, plenery, wystawy, uroczyste otwarcia. Zdjęcia OKF z pleneru malarskiego w pałacu we Frączkowie robiłem osobiście. I po 40 latach udało mi się odnaleźć ten film, zapleśniały w pewnej komórce. Są tam m.in. ujęcia młodego akompaniatora, Krzysztofa Pumy Piaseckiego. Porównując tamte kadry – zupełnie się nie zestarzał, a jedynie przeszedł w fazę „negatywu”, bo wtedy na „pozytywie” miał włosy czarne, a dzisiaj ma białe. Z biegiem czasu propagandowy walor filmów OKF wyblakł, natomiast materiał nabrał wartości historycznej. Takich kronik udało mi się odrestaurować jedynie cztery, reszta zniknęła. Pierwsza jest z 1962 roku, generał Aleksander Zawadzki składa kwiaty przed pomnikiem na Górze św. Anny, towarzyszy mu skromny działacz partyjny z Katowic, Edward Gierek. Na innym ujęciu towarzysz wicepremier Ochab nawiedził wraz z małżonką harcerzy w Turawie. Towarzysz jak towarzysz, ale w tle widać jezioro, zasłane białymi żaglami… W Opolu obok „Kręciołka” działała też inna, ważna instytucja filmowa: Społeczny Ośrodek Kultury Filmowej i Fotograficznej. Powstał w latach 70-tych w Nysie. Za ciężkie pieniądze, w tym za dewizy, kupiono profesjonalny sprzęt. Pracowano tam na taśmach negatywowych i robiono na miejscu kopie w kopiarce! Ówcześni filmowcy amatorzy w innych ośrodkach mogli o czymś takim tylko pomarzyć. Tak naprawdę w Nysie powstała mała wytwórnia filmowa. I wtedy decydenci z Opola pozazdrościli decydentom z Nysy pomysłu i przenieśli ten ośrodek do stolicy regionu. Na jego potrzeby wybudowano barak na zapleczu willi Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. W tym baraku SOKFiF przekształcił się potem w opolski ośrodek TVP Katowice. Zaczątki TVP Opole wzięły się od grupy amatorów, którym decydenci pozwolili kręcić filmy na dobrym sprzęcie. Sam SOKFiF miał pełnić rolę technicznego zaplecza dla amatorów w całym województwie. Oczywiście nic z tego nie wyszło.

Opole LATA 60

–  Ostatni seans odratowanych przez siebie filmów pokazywałeś publiczności, we współpracy z TPO, kilka miesięcy temu…

– Tak, pokazywaliśmy filmy dokumentujące m.in. Dni Opola z 1957 i 58 roku. Karol Musioł miał widocznie wtedy takie przebicie, że zdołał na tę okoliczność ściągnąć do Opola operatora Polskiej Kroniki Filmowej, Romana Trzeszewskiego. W PKF te dwie sekwencje trwają łącznie niecałe 4 minuty, ale Trzeszewski nagrał w Opolu w sumie 20 minut materiału i te ścinki zachowały się u nas. Głównie kopie, ale jest i negatyw prosto z kamery. To są ujęcia z życia Musioła, pracuje w ogródku, dyskutuje z żoną, bawi się z pieskiem. Udało się to zeskanować, zmontować, nie wszystko z dźwiękiem. Na pokaz „Opole w starym kinie” przyszło około 300 osób. Niektórzy rozpoznawali swoich znajomych i miejsca… Sam na ujęciach z Piastonaliów rozpoznałem pewną studentkę, która po dwudziestu latach była moją profesorką języka polskiego z liceum.

Ryszard Latko w filmie O PUENCIE, 1973

–  Znasz innych kolekcjonerów filmów wyświetlanych z taśmy?

Miałem kiedyś problem z projektorem 16 mm. Okazało się, że w Czechach, w małej wiosce między Pragą a Hradcem Kralove mieszka dawny kinooperator Alesz Siekiera, który naprawia projektory. Pan Alesz projektor naprawił, a przy okazji okazało się, że w swojej kolekcji ma kilkadziesiąt (!) projektorów filmowych, począwszy od lat 20., po ostatnie żyjące niecyfrowe modele, i całą historię czeskiej kinematografii – kilkanaście tysięcy kopii filmowych. Ludzie z Pragi przyjeżdżają do niego na seanse kina letniego. Ja nie kryję podziwu dla kolekcji, a on mnie dobija informacją, że jego sąsiad w nieodległej wsi ma w domu kino z projektorem 70 mm. Są więc fani dawnej kinotechniki więksi ode mnie. Są też w naszym w regionie jeszcze bardziej zakręceni ode mnie, mają kopie filmowe, projektory i organizują od czasu do czasu takie pokazy, jak Alesz Siekiera w Czechach.

– Wróćmy do dokumentu z Canal +, o którym tu już trzeci raz wspominam: tam widownia podczas takich projekcji filmów lokalnych jest proszona by je przerywać, jeśli rozpozna się na ekranie kogoś z rodziny, znajomych itp. Miałeś takie przypadki?

– Podczas tego ostatniego seansu w Miejskiej Bibliotece Publicznej była jedna taka osoba, starszy pan, który podszedł po projekcji z informacją, że był uczestnikiem sfilmowanych wydarzeń. Każdy nowy ślad się liczy.

Zawody tańca towarzyskiego. Zdjęcia Kazimierz Michlik, lata 50

–  Mam wrażenie, że to nie jest tanie hobby.

– Nie jest, no ale w Opolu nie ma domu kultury, gdzie mogliby przyjść dorośli filmowcy amatorzy, spotkać się, wymienić doświadczenia, skorzystać ze sprzętu i powiedzieć: mam pomysł na film o Opolu i chciałbym go zrealizować. Pomożecie? Póki co odpowiedzią jest głucha cisza… Tak, przydałoby się jakieś wsparcie instytucji kulturalnych w regionie ponieważ po likwidacji Wojewódzkiego Domu Kultury została kosmiczna czarna dziura. Koszty tego amatorskiego hobby są spore, ale w porównaniu do kosztów realizacji profesjonalnego filmu mówimy i jakimś mikroułamku. A sama restauracja filmów ma różne oblicza: skanowanie 10-minutowego filmu za pośrednictwem nowoczesnego skanera (plus czyszczenie taśmy), to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Ja to sobie skanuję na swoim urządzeniu klatka po klatce. Innego wyjścia, póki co, nie ma. Jednak pewnych wydatków się nie przeskoczy – musiałem kupić odpowiedni program komputerowy, sprawić sobie o wiele lepszy, niż tylko do obróbki fotografii, komputer. Tak, przydałoby się jakieś wsparcie…

Plansza ręcznie kaligrafowana przez Stanisława Bobera

Na ilustracjach: kadry (pojedyncze klatki) z filmów na taśmie 16 mm zrealizowanych w AKF Kręciołek.

Najnowsze artykuły