Prawo silniejszego
Po rozmowie w Gabinecie Owalnym coraz bardziej prawdopodobna jest wersja, że plan pokojowy Trumpa polega na spełnieniu wszystkich żądań Rosji. Słabą stroną takiej „pokojowej strategii” Donalda Trumpa jest fakt, że do bezwarunkowej kapitulacji przed agresorem Ukraina nie potrzebuje żadnych pośredników. Owszem, wydaje się, że w tym pośrednictwie interes widzi prezydent USA, żeby przy okazji wydoić z Ukrainy co tylko się jeszcze da. I żeby się zwróciło, najlepiej z naddatkiem, to, co Ameryka w pomoc dla ofiary tej wojny już zainwestowała.
Misja Trumpa jako negocjatora między dwoma zwaśnionymi stronami, co widać wyraźnie i o czym wprost Trump i Vance mówili, zasadza się na założeniu, że ofiara ataku nie ma żadnych atutów, kart przetargowych, więc propozycja dla Zełeńskiego jest wyłącznie taka, żeby nie przedłużał nieuniknionego. To tak jakby swatka przyszła do domu narzeczonej i zaczęła od słów: jesteś po gwałcie – zapłać za moją fatygę i bierz, co ci dają. Po czym dziwi się, że jej propozycja nie spotkała się z entuzjazmem. Przypominając prezydentowi Ukrainy o zniszczeniach jego kraju, daninie krwi obywateli prezydent USA zapomina, że nie jest to wyłącznie argument, by rzecz całą zakończyć. Dla Ukraińców to również a nawet przede wszystkim cena, którą już zapłacili, i która nie może pójść na marne.
Trump z jednej strony chce sobie zapewnić dostęp do ukraińskich złóż, a z drugiej liczy na wdzięczność Putina za to, że wyprowadza go z krainy międzynarodowego niebytu. Zełeński wie, że amerykańskie interesy w Ukrainie to nie jest żadna gwarancja bezpieczeństwa dla jego kraju na „po wojnie” a jedynie sposób, by nie zatrzymać amerykańskiej pomocy, na którą już zgodził się prezydent Biden i Kongres. Jeśli Rosjanie pójdą dalej i zajmą te ukraińskie kopalnie, Putin pozwoli przecież Trumpowi swoje wydobywać. Ukraińcy szukają realnych gwarancji, bo takie na papierze już raz dostali, gdy pozbywali się broni atomowej. Nawet najważniejsi sygnatariusze tamtych pustych zapewnień się nie zmienili.
Trump moralne aspekty wojny kompletnie odrzuca, rozpatrując rosyjską agresję wyłącznie w kategoriach biznesowych. Dlatego agresor nie jest dla niego godny potępienia a ofiara współczucia, jeśli tak można zarobić na jednym i drugim. Dlatego w amerykańskiej wersji rezolucji dotyczącej wojny w Ukrainie nikt nikogo nie napadł, obie strony są winne, a już poza protokołem wszyscy, którzy wspierali i dalej chcą wspierać ofiarę agresji są wojennymi podżegaczami.
Siłą Trumpa jest potencjał supermocarstwa, które za nim stoi. Dlatego jeśli to prawda, że chce całkowicie wstrzymać już zatwierdzoną pomoc dla Ukrainy, Zełeński przełknie najprawdopodobniej gorzką pigułkę i w worze pokutnym podpisze umowę na złoża, tyle, że Ukraina nie będzie od tego bezpieczniejsza nawet na milimetr.
Dziś prezydent USA wprowadza nowe zasady, jakie mają rządzić światem: nie liczy się prawo moralne, lecz siła razy ramię, które mogę wystawić jako poparcie dla moich racji i argumentów. Tak jest pojmowana dziś Realpolitik, prawie 1:1 zgapiona ze świata lat 30-tych ubiegłego wieku. I jeśli dziś prezydent USA zarzuca Zełeńskiemu, że dąży do III światowej wojny, powinien pamiętać, że to nie chęć przeciwstawienia się złu, a właśnie kunktatorstwo i kapitulanctwo ówczesnych demokratycznych światowych mocarstw do wojny światowej nr 2 doprowadziło.
Ryszard Rudnik