Pryszczyca u naszych granic
Słowacja w związku z pandemią pryszczycy wprowadziła stan wyjątkowy, który obowiązuje tu od 25 marca. W Polsce przypadków tej choroby nie zanotowano od pół wieku, ale też jej ogniska dawno nie były tak blisko nas.
Na granicy ze Słowacją polskie służby weterynaryjne prowadzą wzmożone kontrole. Ministerstwo Rolnictwa wprowadziło zakaz importu stamtąd do Polski zwierząt, mięsa i wszelkich innych produktów mogących przenosić pryszczycę. Ministerstwo prawdopodobnie jeszcze dziś podejmie decyzję o wprowadzeniu podobnych zakazów importu z Węgier i Austrii. Zwierzęta, które trafiły ze Słowacji do Polski przed zakazem wprowadzonym 21 marca, na 30 dni przed wykryciem tam ognisk choroby, pozostają w ścisłej kwarantannie.
Wirus pryszczycy atakuje bydło, trzodę chlewną, owce, kozy, dziki oraz inne dziko żyjące przeżuwacze. Bezpośrednio nie jest groźna dla ludzi, ale jej konsekwencje i owszem. Epidemia pryszczycy nie tylko prowadzi do katastrofy hodowlanej, ale jednocześnie paraliżuje handel produktami odzwierzęcymi, co bezpośrednio uderza w rynek konsumentów. Prowadzi do olbrzymich strat w rolnictwie. Pryszczyca, której epidemia wybuchła w Wielkiej Brytanii w 2002 roku doprowadziła do uboju 4 milionów sztuk zwierząt, straty w brytyjskiej gospodarce wyniosły blisko 14 miliardów dolarów.
– Pryszczycy w Polsce nie ma, ale stan zagrożenia jest większy niż kiedykolwiek – oświadczył minister rolnictwa Czesław Siekierski. W resorcie od ubiegłego tygodnia działa specjalny sztab kryzysowy, który monitoruje rozprzestrzenianie choroby u naszych południowych sąsiadów. Na Węgrzech wykryto już dwa ogniska choroby, w Słowacji – cztery.
Wirus pryszczycy przenosi się na duże odległości. Może być obecny w świeżym mięsie, podrobach, mięsie mielonym, osłonkach i produktach mięsnych, w mleku surowym i produktach mlecznych.
Ministerstwo apeluje, by wstrzymać się z zakupem tych produktów pochodzących z nieznanych źródeł.