Przyjechał i już został – wywiad z Wojciechem Tycem

Wojciech Tyc w latach 70. ubiegłego wieku siał postrach na piłkarskich boiskach w Polsce. Był napastnikiem, który pomógł zmienić wizerunek opolskiej drużyny z małego zespołu na taki, z którym liczyć musiały się największe tuzy.

– Pochodzi pan z Milówki, z której raczej nie słyszeliśmy o żadnym innym piłkarzu.

Nie było innego, który wypłynąłby na głębsze wody. Ale w latach 60. i 70. takim ośrodkiem sportowym był Żywiec. Głównie z tego względu, że właśnie tam były szkoły średnie. Kilku chłopaków otarło się o ekstraklasę.

– Skąd u pana pomysł na sport?

– Wszystko zawdzięczam rodzicom. Tato z rówieśnikami jeszcze przed wojną założył Amatorskie Towarzystwo Sportowe „Podhalanka” Milówka. W tych czasach nikt się nie nudził. Latem przeważała piłka nożna, a zimą narciarstwo. Od początku największą sympatią darzyłem futbol, choć miałem nawet okazję sprawdzić się na skoczni narciarskiej w Szczyrku!

– Bardzo ważna w pana życiu była także edukacja. Jest pan inżynierem.

– Byłem dobrym uczniem. Wyznaję zasadę, że młody człowiek, który wychodzi z domu i chce mieć otwarte drzwi do świata, musi mieć prawo jazdy, znać język obcy i obsługę komputera. Bez tego jest niezwykle trudno. Z naszej okolicy wielu dzieciaków chciało pójść do liceum, ale jedyne w powiecie mieściło się w Żywcu. Były trudne egzaminy, ale udało mi się tam dostać. Wtedy zacząłem poważniej traktować piłkę nożną, a po wygraniu turnieju o Puchar Prezesa LZS-ów powiatu żywieckiego, pytała o mnie nawet Wisła Kraków. Ostatecznie trafiłem do Oświęcimia, co i tak było spełnieniem marzeń.

– Zanim trafił pan do Odry, były takie kluby jak LZS Milówka, Unia Oświęcim czy AKS Niwka.

– Boisko w Milówce położone było nad Sołą w potocznej gwarze zwanej „Kamieńcem”. Więcej tam było kamieni, niż trawy (śmiech). Będąc piłkarzem Unii Oświęcim skończyłem liceum i strzelałem bramki na trzecim szczeblu rozgrywkowym, gdzie zostałem zauważony przez trenerów z Niwek. Tam zagrałem tylko pół roku, ale dzięki sparingowi w Opolu miałem okazję pokazać się włodarzom Odry i tak trafiłem do Opola.

– Pierwsze dwa lata w Opolu były niezwykle trudne dla klubu.

W premierowym sezonie utrzymaliśmy się dzięki wygranej w barażach z Hutnikiem Nowa Huta. W drugim sezonie wielu zawodników złapało kontuzje i nie obroniliśmy się przed spadkiem. W II lidze też graliśmy słabo. Wszystko zmieniło się, gdy objął nas Józef Zwierzyna. Wygraliśmy rundę wiosenną i ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce. Rok później z trenerem Piechniczkiem awansowaliśmy do ekstraklasy, a ja zostałem królem strzelców.

– Strzelał pan dla Odry niezwykle ważne bramki. Czy to z Legią w historycznym meczu w Warszawie, czy w finale Pucharu Ligi, kiedy zdobyliście najcenniejsze trofeum w historii klubu.

– W domowych meczach tylko raz przegrałem z Legią. Podczas słynnego pojedynku przy Łazienkowskiej nie tylko strzeliłem bramkę, ale popisałem się asystą. Gdy zdobywaliśmy Puchar Ligi, to zostałem królem strzelców turnieju, zdobywając dwie bramki w zwycięskim finale. Jako środkowy napastnik rozdawałem wiele ostatnich podań, co kiedyś nie było tak notowane jak dziś.

– W 1981 roku wyjechał pan do Francji.

– Pozwolenie dostałem już wcześniej, ale nie interesowała mnie gra w Australii i USA. Chciałem zostać w Europie, niedaleko rodziny. I tak dograłem jeszcze rok w Opolu, po czym pojawiła się szansa na wyjazd do FC Valenciennes z francuskiej ekstraklasy.

– Jak wyglądają dzisiejsze kontakty legendarnych piłkarzy Odry?

– Z Francji wróciłem do Opola po pięciu latach. W mieście do dziś mieszka nasz kierownik Mariusz Łańcucki, Wiesław Korek czy Antoni Kot. Mam też dobry kontakt z Joachimem Szczepankiem, który wyjechał do USA, Józkiem Młynarczykiem, Bogdanem Harańczykiem, Józkiem Klose czy Krystianem Koźniewskim. To przyjemne powspominać dawne czasy.

– Syn również grał w niebiesko-czerwonej koszulce. I podobnie jak pan został królem strzelców ligi.

– Szkoda tylko, że Tadeusz trafił na trudny okres w historii klubu. W Odrze grał, gdy ta rywalizowała w trzeciej lidze. Można tylko żałować, że nie trafił do Opola w momencie takim jak obecny. Klub jest świetnie zarządzany i wspierany przez miasto oraz lokalnych sponsorów.

Najnowsze artykuły