Dreman zwyciężył w Opolu po kapitalnym boju

To był thriller z happy endem: tak śmiało można określić bój Dremana z Red Dragons Pniewy. Nasi futsaliści długo grali świetnie i w pewnym momencie prowadzili 5-1… by szybko stracić prawie całą przewagę. Na szczęście zdołali zwyciężyć, dzięki czemu też awansowali na trzecie miejsce w tabeli elity!

Po kolei zatem. Gospodarze starcia w Stegu Arena rewelacyjnie weszli w mecz, albowiem już w jednej z pierwszych akcji wyszli na prowadzenie, kiedy to Arkadiusz Szypczyński (na zdjęciu z piłką) z bliska praktycznie wepchnął piłkę do bramki. Rywali jednak to nie załamało i mieliśmy dość zacięte zawody. Najbliżej wyrównania w początkowej fazie meczu byli wtedy gdy Mateusz Kostecki obił słupek!

Podopieczni Jarosława Patałucha jednak wówczas nie tylko nie pozwolili gościom się rozkręcić, ale i tuż przed upływem kwadransa gry podwyższyli na 2-0. Do „świątyni” Rafała Roja znowu piłkę posłał Szypczyński, a tym razem uczynił to po uderzeniu z ostrego kąta.

Pniewian wciąż jednak nie złamało i tuż przed przerwą mieli drugą kapitalną okazję. Wówczas to do przedłużonego rzutu karnego podszedł Kostecki, ale na posterunku był Dawid Lach, który świetnie spisał się także przy dobitce. Nasz golkiper niebawem bardzo dobrze zachował się także przy próbie z ostrego kąta Nikity Storozhuka.

Po zmianie stron emocji wciąż nie brakowało, za to skuteczności w obu ekipach owszem. Tak czy inaczej jeszcze w 26 minucie mało kto spodziewał się, że w tym spotkaniu padnie aż dziewięć bramek. Wtedy jednak worek z nimi „rozwiązał się” na dobre, tym bardziej, że od tego momentu w ciągu 250 sekund padło pięć goli!

Najpierw na 3-0 podwyższył w swoim stylu Tomasz Lutecki. Niebawem jednak sprytnie pod nogami Fernandesa piłkę posłał Maksym Pautiak i zasłonięty Lach był bez szans. Na to miejscowi odpowiedzieli w sposób najlepszy z możliwych. Najpierw Krzysztof Elsner – wykorzystując złe ustawienie gości – uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego do siatki, a zaraz potem Andre Luiz wyłuskał piłkę spod nóg jednego z rywali i posłał ją przy słupku obok wybiegającego Roja.

Tygrysy prowadziły więc 5-1 i wydawało się, że jest już „po wszystkim”. Nic bardziej mylnego, albowiem po chwili jeden z naszych graczy dotknął piłki ręką przed swoją bramką, za co sędzia podyktował klasyczny już rzut karny, a tego pewnie wykorzystał Storozhuk. Zaraz potem zresztą ten sam zawodnik podszedł do przedłużonego rzutu karnego, ale tym razem Lach już wyczuł intencje strzelca.

Opolanie wciąż jednak nie potrafili zatrzymać rozkręcających się Czerwonych Smoków, tym bardziej, że ci już wówczas wycofali bramkarza i coraz bardziej przeważali. Takie rozwiązanie przyniosło im dwa bardzo podobne trafienia, gdy sprytnie rozmontowywali defensywę Dremana. Najpierw piłkę tam gdzie chciał posłał Kostecki, a na trzy minuty przed końcem w jego ślady poszedł Patryk Hoły.

Wtedy to sztab szkoleniowy nasze ekipy zagrał va banque i mimo prowadzenia 5-4 to miejscowi przy posiadaniu piłki także grali z „lotnym bramkarzem”. Podziałało, bo długo utrzymywali się przy futsalówce, a i rywale byli mocno zdezorientowani. W samej końcówce Elsner mógł nawet „zamknąć wynik”, ale piłka po jego strzale z dużej odległości odbiła się od słupka i wyszła w pole.

Gdy już  wydawało się, że gospodarze dowiozą zwycięstwo do końca błąd popełnił Lutecki, który wyskoczył do rzuconej przez całe boisko piłki i sfaulował… golkipera pniewian. To oznaczało trzeci już w tym spotkaniu przedłużony rzut karny. Tym razem jednak na dwie sekundy przed końcem. Na szczęście Kostecki spudłował i gospodarze mogli odetchnąć z ulgą.

Warto odnotować, iż Dreman zagrał w składzie: Lach – Szpyczyński, Andre Luiz, Elsner, Fil, Fernandes, Lutecki, Iwanov, Vini, Opatowski.

Najnowsze artykuły