Mateusz Kuchta: Jeśli wznowią rozgrywki, będziemy gotowi do walki
Mateusz Kuchta pod koniec rundy jesiennej powrócił do Opola, zastępując w bramce Odry kontuzjowanych bramkarzy. Miejsca pomiędzy słupkami już nie oddał, a w czterech meczach od tego czasu trzykrotnie zachował czyste konto.
Piotr Jankowski
Twój transfer do Odry w trakcie rundy jesiennej był bardzo niespodziewany w tym czasie, bo… okienko transferowe było zamknięte.
Cała sytuacja była faktycznie bardzo zaskakująca i dynamiczna. Nie było tajemnicą, że z klubem rozmawialiśmy o moim powrocie, ale planowaliśmy to dopiero na styczeń, jak otworzy się okienko. Można powiedzieć, że byliśmy na finiszu rozmów, ale sytuacja zmieniła się w poniedziałek w ostatnim tygodniu rozgrywek przed przerwą zimową. Rano zadzwonił do mnie prezes Ireneusz Gitlar i zaczęliśmy dopinać szczegóły styczniowego transferu. 20 minut po naszej rozmowie na ekranie mojego telefonu znów pojawił się prezes. Myślałem, że zapomniał mi czegoś przekazać, ale jak odebrałem to ścięło mnie trochę z nóg. Nie zakładałem, że zadzwoni z taką wiadomością. Powiedział mi wprost – “jutro rozwiązujesz kontrakt z Zagłębiem, a w środę bronisz w Opolu. Wchodzisz w to? ”
Potrzebowałem chwili, żeby to ogarnąć, bo szczerze mówiąc nie wierzyłem w to co się dzieje. Nie wierzyłem, że coś takiego jest w ogóle możliwe do wykonania w kwestii załatwienia całej dokumentacji. W Zagłębiu jest rada nadzorcza, która musi wszystko zaakceptować, a to wcale nie jest takie szybkie. Do późnych godzin nocnych byliśmy na telefonie i czekaliśmy na decyzję Zagłębia. Przyszła ona późnym popołudniem. W środę rano w klubie w Lubinie podpisałem wszystkie dokumenty i jedynie pytanie jakie się urodziło, to takie czy Odra zdąży zgłosić mnie do rozgrywek przed meczem. Gdy tylko przyszła zgoda, wsiadłem w auto i przyjechałem prosto na Oleską. Do szatni wszedłem półtorej godziny przed meczem. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co działo się przez ostatnich 48 godzin. Udało nam się wygrać, a ja zachowałem czyste konto.
Jak udało Ci się skupić na meczu w tym całym zamieszaniu?
Nie było łatwo. Nie ukrywam, że po tych dwóch dniach ciągłego wiszenia na telefonie i emocjach związanych z tym zamieszaniem, to śmieję się, że sam mecz wywołał u mnie najmniej emocji. Dlatego, że nie miałem czasu, aby się do niego przygotować w normalnych warunkach. Nie było kiedy przeanalizować grę Miedzi. Sam bardzo cieszyłem się na powrót do Opola, byłem podekscytowany, ale nie byłem pewny czy się uda.
W trakcie meczu zmęczenie wzięło nade mną górę, bo energii starczyło mi tylko na rozgrzewkę i 40 minut gry. W przerwie musiałem ratować się żelkami energetycznymi. Z minuty na minutę czułem, jak emocje opadają, a razem z nimi zaczęło brakować sił. Te 48 godzin kosztowało mnie naprawdę bardzo dużo. Mało spałem, dwa razy w ciągu doby przejechałem trasę Lubin – Opole. To tak jakbym z Lubina pojechał do Gdańska. Może nie było tego widać z trybun, ale w drugiej połowie coraz częściej spoglądałem na zegar, żeby sprawdzić ile czasu zostało do końca spotkania. Może się to wydać dziwne, bo przecież bramkarz nie biega tyle, co piłkarze z pola, ale jechałem już na oparach. To był dla mnie najbardziej męczący mecz w karierze, ale czułem ogromną ulgę i dumę, że mimo tak wielu zawirowań pomogłem zespołowi i nie zawiodłem.
A jak odnalazłeś się w zespole po półtorej roku? Dużo się w nim zmieniło?
Przez ten czas, który spędziłem w szatni przed meczem, pytałem chłopaków o ich ksywki, żeby jakoś komunikować się na boisku (śmiech). Wydaje mi się, że w zespole zostało okołu siedmiu zawodników, z którymi grałem wcześniej. Do tego w zespole jest Mateusz Kamiński, z którym poznaliśmy się w GKS-ie Katowice. Mecz z Miedzią był dla mnie niezwykle ważny. Chciałem zagrać na jak najlepiej, żeby szatnia wiedziała, że może na mnie liczyć.
Do Odry trafiłeś w momencie, gdy ta się odradzała po falstarcie. W klubie dużo się zmieniło, od stycznia prowadzi Was też nowy szkoleniowiec Dietmar Brehmer.
Zdecydowanie nie zaczęło się dobrze. Jak we wrześniu i październiku patrzyłem na tabelę jako kibic, to wiara w to, że losy tego sezonu są jeszcze do odwrócenia była mała. Gdy stery przejął trener Piotr Plewnia, zespół z meczu na mecz wyglądał coraz lepiej. Zwycięstwa z Chojniczanką i Termalicą pomogły chłopakom nabrać pewności siebie. Nie miałem co prawda okazji oglądać wielu spotkań Odry w tym sezonie, ale starałem się śledzić jej losy. Widząc grę w meczu z Miedzią czy GKS-em Tychy, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony i widziałem, że wszyscy uwierzyli, że da się uratować I ligę w Opolu.
Wraz z zespołem jesteśmy też bardzo zadowoleni ze współpracy z trenerem Brehmerem, który jest bardzo otwartym człowiekiem. Zależy mu na dialogu z zespołem, a to jest niezwykle ważne dla piłkarzy. Jesteśmy pozytywnie nastawieni do tej współpracy. Klub stale się rozwija, także organizacyjnie. Jest nowy prezes, ma powstać nowy stadion. Myślę, że to duży krok naprzód. My musimy utrzymać klub w I lidze.
Jak podsumujesz półtorej roku spędzone w zaprzyjaźnionym z Odrą Zagłębiu? W ekstraklasie nie miałeś okazji zadebiutować…
Myślę, że na takie podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Na ten moment nie chciałbym o tym rozmawiać. Jestem w 100% skoncentrowany na treningach i strzeżeniu bramki Odry.
W przeszłości zainteresowanych Twoimi usługami było wiele klubów.
Oj, to było bardzo dawno temu (śmiech). Byłem wtedy nastolatkiem, miałem wtedy 15-17 lat. Po pierwszych meczach w reprezentacjach młodzieżowych pojawiło się kilka zapytań. Razem z rodzicami wybraliśmy wtedy polską drogę. Za priorytet wybrali to, abym skończył szkolę w Polsce. Gdybym mógł cofnąć czas i pozostałbym przy dzisiejszym doświadczeniu, to na pewno podjąłbym inne decyzje. Inaczej poprowadziłbym przede wszystkim samego siebie. Zmieniłbym moje tamtejsze podejście do treningów. Na boisku zawsze dawałem z siebie 100%, ale zabrakło mi świadomości, że siłownia, suplementacja czy regeneracja są dla mnie równie ważne, albo i ważniejsze. Tak naprawdę zrozumiałem to dopiero trzy lata temu jak trafiłem do Opola. Może zabrakło mi osoby, która “kopnęłaby mnie w tyłek” i wytłumaczyła pewne sprawy. Nie wiem, nie ma co gdybać.
Mój tata interesował się piłką, jeździł na moje mecze i bardzo cieszył się, jak przychodziły zapytania z zagranicy. Ale nie był osobą, która była w stanie mi pewne rzeczy uświadomić. Po prostu cieszył się, jak każdy rodzic, bo w końcu mówiło się o jego synu. Myślę, że jak się ma 15 lat, to człowiek nie jest na tyle dojrzały, żeby mieć pełną świadomość tego, co się dzieje. Druga sprawa jest taka, że chyba każdy musi dojrzeć do tego sam, bo inaczej jednym uchem wysłucha, a drugim wypuści. I tak nie przyjmie cennej rady od starszego, bardziej doświadczonego człowieka. Dziś jestem bardzo uczulony, jak 15-16 latek wchodzi do szatni i widzę, jak fruwa nad ziemią. Jestem wtedy pierwszym, który stara mu się wytłumaczyć, żeby nie popełniał moich błędów. Mimo wszystko, cieszę się, że dotarło to do mnie w wieku 21 lat, a nie 35.
Jak radzisz sobie w czasie epidemii? Dostaliście jakieś wytyczne jak podtrzymać formę?
Sztab przygotował dla całego zespołu indywidualne rozpiski, które realizujemy codziennie. Jesteśmy na bieżąco monitorowani ze swoich poczynań. Nasze aktywności w zależności od tego, co jest przewidziane mają miejsce w domu, bądź w lesie. Wszystko oczywiście z dala od ludzi. Dla wszystkich jest to bardzo ciężki czas i niezwykle ważne jest, żebyśmy zostali w domach, jeśli nie mamy potrzeby ich opuszczać. Wtedy jest większa szansa na to, że szybko wrócimy do normalnego życia.
Głośnym tematem jest teraz cięcie pensji w klubach w czasie, gdy sezon jest zawieszony. Stowarzyszenie Pierwsza Liga Piłkarska rekomenduje cięcie wynagrodzeń o 50%. Jak Wy porozumieliście się z klubem?
Na ten moment jest trochę za wcześnie, żeby o tym rozmawiać, bo tak naprawdę nasze rozmowy z zarządem dopiero się zaczęły. Pewne jest jednak, że ucierpią wszyscy. Niezależnie od wykonywanego zawodu, nie inaczej będzie ze sportowcami. Wszyscy musimy podejść z wyrozumiałością do tej sytuacji. Żeby każda ze stron mogła ten czas przetrwać.
Wierzycie, że uda się wznowić ten sezon? Zostały one zawieszone do 26 kwietnia.
Patrząc na sytuację na świecie, gdzie raczej nie ma spadków zakażeń, a nie maleje to… wątpię. Na ten moment do 30 czerwca mamy zdążyć z rozegraniem tego sezonu, a z każdym dniem nasze nadzieje na to maleją. Jeśli jednak nadejdzie okazja, żeby wznowić rozgrywki, to dzięki ciężkim treningom indywidualnym będziemy gotowi do walki.
Na zdjęciu Mateusz Kuchta w trakcie jedynego meczu tej wiosny przy Oleskiej. Zachował w nim czyste konto, a Odra pokonała GKS Bełchatów 1-0. Fot. Andrzej Klimek