Staszek zawsze śpiewał o czymś
Stanisława Soykę wspomina Jarosław Wasik, wykonawca, autor piosenek, dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki
– Jest w tym jakaś głębsza symbolika, gdy Wielki Artysta umiera na scenie…
– Ja tą śmierć też tak właśnie odebrałem. Porównuję ją do odejścia Tadeusza Łomnickiego, który zmarł w Teatrze Nowym w Poznaniu podczas prób do Króla Leara. Tu także stało się to właściwie na scenie, po próbie, w trakcie przygotowań przed koncertem w Operze Leśnej.
– Znaliście się od dawna.
– Miałem to szczęście, że Staszka znałem od trzech dekad. Poznaliśmy się podczas Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie w 1994 roku. Po odebraniu nagrody podszedł do mnie Staszek Soyka, który występował tam wtedy jako gwiazda i powiedział, że cieszy się, że może z takimi artystami jak ja występować w jednym koncercie. Po tych słowach, pode mną, skromnym, nikomu nie znanym studenciakiem po prostu nogi ugięły się z wrażenia i wyróżnienia. Ja ten moment będę pamiętał do końca życia. On wtedy powiedział, że mamy sobie mówić po imieniu. Od tego czasu kilka razy przecinały się nasze drogi. Śpiewaliśmy w tych samych koncertach, zapraszałem go później jako organizator różnych wydarzeń. Był gościem Poetyckiej Doliny, festiwalu, który organizowałem w Warszawie. Namówiłem go też na pierwszą Noc Muzeów, którą organizowało Muzeum Polskiej Piosenki. Myśmy jeszcze wtedy nie mieli siedziby. Urszula Zajączkowska, ówczesna dyrektorka Muzeum Śląska Opolskiego użyczyła nam poddasze w Galerii Cybisa. Staszek dał się tam namówić na kameralny koncert. Mieliśmy problem, bo w sali zmieściło się najwyżej 60 osób a chciało przyjść pięćset. Staszek miał jeden warunek, musiałem mu załatwić fortepian. To był naprawdę super koncert. Zaproponowałem panu prezydentowi Opola, by Staszek był gościem wręczenia nagród kulturalnych prezydenta w Muzeum Polskiej Piosenki. Tam Staszek zagrał fenomenalny koncert. Siedzieliśmy wtedy z dwie godziny w garderobie i rozmawialiśmy. Lubiłem z nim rozmawiać, bo poza tym, że był genialnym muzykiem, był też niezwykle mądrym, światłym człowiekiem, interesował się rzeczywistością, literaturą. Każdy taki moment na rozmowę z Nim starałem się więc wykorzystać.
– Na fali wspomnień po śmierci Artysty ktoś dzisiaj powiedział, że nigdy nie zdecydował się, by dla większej popularności, poklasku zejść o poziom niżej, nigdy nie dał się zwieść łatwej komercji. On kształtował gusta słuchaczy, a nigdy się im nie poddawał.
– Ja się z tym zgadzam. Bo nawet jego w cudzysłowie popowe piosenki nie są przecież o niczym, w warstwie tekstowej niosą zawsze ważny przekaz. Staszek zawsze śpiewał o czymś. Pamiętam jak dyskutowaliśmy wspólnie o jego płycie z sonetami Szekspira. Pytałem go wtedy dlaczego śpiewa te sonety w głównie tłumaczeniu Słomczyńskiego a nie Barańczaka. On mi wtedy wyjaśniał, że tłumaczenia Słomczyńskiego są bardziej melodyjne, łatwiejsze w muzycznym przekazie. Zresztą jeśli idzie o jego kontakty z poezją, Staszek opowiadał wspaniałą anegdotę z Wisławą Szymborską. Do jednego z jej wierszy napisał muzykę, ale na potrzeby utworu ten jej wiersz skrócił i doszedł do wniosku, że musi się skontaktować z poetką i spytać, czy ona się na to zgadza. Zadzwonił do pani Wisławy, potraktował ją niezwykle koturnowo, ubierał kwestię w koronkowe słowa – pani Wisławo ja wiem, że w pani poezji każde słowo się liczy, czy to nie będzie aby profanacja, jeśli jednak na potrzeby muzycznego utworu to skrócę… A Szymborska wysłuchała i mówi: wie pan co, ja też pomyślałam, że ten wiersz jest za długi.
– Stanisław Soyka urodził się w Żorach, wychowywał w Gliwicach.
– I wielokrotnie podkreślał swoją śląskość. Pamiętam, podczas odsłonięcia swojej gwiazdy na opolskim Rynku w 2011 roku powiedział takie zdanie: Jestem wzruszony i szczęśliwy, Opole to moja mała ojczyzna. Jestem Ślązakiem polskiego pochodzenia z dziada pradziada. Opole w mojej młodości było też stolicą mojej diecezji.
– Był też kilkakrotnie gościem opolskiego festiwalu.
– Sukces konkursowy na KFPP odniósł w 1991 roku, lecz nie jako wykonawca a kompozytor. Jego piosenkę „ Wszystko co złe, omija mnie” zaśpiewała Grażyna Łobaszewska i wygrała Premiery. Staszek napisał muzykę a słowa są Grażyny Łobaszewskiej i Waldemara Chylińskiego. Staszek wystąpił też w SuperJedynkach, dostał Grand Prix w 2011 roku, zaśpiewał w 1997 w kultowym koncercie Zielono Mi. No i zaśpiewał w tym roku z Grażyną Łobaszewską w duecie „Czas nas uczy pogody”.
– Wielcy artyści nie umierają nigdy do końca, pozostają piosenki, artystyczna spuścizna…
– Ja też mam swoją ulubioną płytę, czarny krążek z 1982 roku „Matko, która nas znasz”, to taka płyta z chrześcijańskim przesłaniem Od niej jako nastolatek zacząłem słuchać Staszka.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Ryszard Rudnik
