Roma Kwiecińska i jej tortowe arcydzieła [ROZMOWA]

Na co dzień jest polonistką w Publicznym Liceum Ogólnokształcącym nr VI w Opolu. Po godzinach Roma Kwiecińska chętnie zamienia jednak szkolną kredę na kuchenny mikser, a elegancką bluzkę na kuchenny fartuch i tworzy tortowe dzieła sztuki*.

Podobno, w co trudno uwierzyć, nie przepada Pani za ciastami?
– Rzeczywiście tak jest (śmiech). Od zawsze jednak uwielbiałam torty. Zamiłowanie do nich odziedziczyłam po babci, która robiła je na zamówienie. Myślę, że coś w genach pozostało…

Ta pasja zakiełkowała jeszcze u młodej Romy, czy już w dorosłości?
– Właściwie to byłam już nauczycielką, gdy zaczęłam robić pierwsze torty dla najbliższych. Było to około 9 lat temu. Do dziś zrobiłam ich około… 200? Ale nie wykonuję ich komercyjnie, jedynie jako prezenty dla rodziny i bliskich znajomych.

Jak więc reagują osoby obdarowywane tymi pysznymi arcydziełami?
– Bardzo pozytywnie! Zwłaszcza dzieciaki są zadowolone, gdy mogą zjeść tort, na którym znajduje się bohater ich ulubionej bajki czy idol młodzieńczych lat.

Ale ten Cristiano Ronaldo na torcie stojącym obok nas, chyba nie jest jadalny?
– Oczywiście, że jest! Dziś można wydrukować… jadalne zdjęcie. Technologia tak poszła do przodu, że od zdobienia tortów owocami przeszliśmy do drukowania jego części (śmiech).

Jak wygląda u Pani cały proces przygotowania tortu?
– Zazwyczaj w czwartki robię zakupy i piekę biszkopt. W kolejny dzień przekładam ciasto, tynkuję, a w niedzielę zdobię – bezami, czekoladą, owocami, kwiatami, pralinami, topperami oraz wszystkim tym, co sobie zamarzą odbiorcy.

A co stanowi sekret udanego tortu?
– Myślę, że naturalne składniki – prawdziwa śmietana, serek mascarpone, owoce – i własna praca, a nie proszki. Owszem, z gotowych mieszanek oraz półproduktów dużo taniej i szybciej możemy przygotować tort, jednak efekt finalny nie będzie porównywalny. Oszczędzając na czasie, oszczędzamy także na jakości.

Gdy Pani o tym mówi, to wszystko wydaje się być względnie łatwe – śmietana, serek, jajka, czekolada i gotowe. A chyba nie do końca tak jest?
– Faktycznie – przygotowanie naprawdę dobrego tortu wymaga wielu, czasem nawet kilkunastu, godzin pracy. Cała logistyka, jak już wspominałam, również jest skomplikowana. Do tego staram się poznać najpierw gusta „odbiorcy” i to, na co jest uczulony. Ale po 9 latach pieczenia idzie mi to wszystko dużo łatwiej niż kiedyś. Działają wyuczone automatyzmy, doświadczenie zdobyte metodą prób i błędów…

…i pewnie wieloma kursami?
– Warsztaty, kursy, szkolenia – to wszystko również przeszłam na swojej cukierniczej ścieżce. Uczyłam się temperować czekoladę, tynkować torty. Takie praktyczne zajęcia są jak najbardziej wskazane, ale Youtube to również świetne miejsce do szukania wiedzy oraz inspiracji. Zatem gorąco polecam każdemu – zwłaszcza, że nic nas to nie kosztuje.

Wiedza wiedzą, ale co jeszcze jest potrzebne do przygotowania takich arcydzieł?
– Na pewno duża lodówka! Albo i dwie (śmiech)! Ja akurat radzę sobie z jedną większą, ale gdy włożę tam dwa torty, nie mam już zbyt wiele miejsca na pozostałe jedzenie, na czym – mówiąc pół żartem, pół serio – cierpi moja rodzina. Ponadto przyda się wyobraźnia, by móc zwizualizować sobie poszczególne etapy prac, „czuć” to, co się wydarzy za chwilę. Czasem jeden zły ruch, niedopatrzenie czegoś, niewłaściwe wymieszanie składników lub nieodpowiednia temperatura mogą sprawić, że wielogodzinna praca pójdzie na marne. Niezbędna będzie też szczypta umiejętności manualnych, bo to przecież twórca od początku do końca czuwa nad tym, jak będzie wyglądać jego pyszny tort.

Czy więc to słodkie hobby jest dla każdego?
– Zapewne nie, ale każdy z pewnością może go spróbować. Radość bliskich, gdy otrzymują pyszny, bogato zdobiony tort pełen różnych detali, jest naprawdę nie do opisania. Dla takich chwil warto to robić!

Widzę w Pani ogrom pasji i umiejętności. Zastanawiam się więc, czy nie powinna Pani otworzyć swojej cukierni…
– Wiele osób mi to mówiło (śmiech)! Jednak nie chciałabym rezygnować z pracy w szkole. Za bardzo kocham naszą młodzież, by nie mieć z nią kontaktu. Poza tym teraz robię to dla przyjemności. Każdy wypiek jest indywidualny, spersonalizowany, robiony „bo chcę”, a nie „bo muszę”. Dlatego póki co pozostanę przy tym, co jest. Choć może kiedyś…

*Wywiad ukazał się w lipcowym wydaniu magazynu “Opole i Kropka”.

Najnowsze artykuły