Wigilia czyli jak to było kiedyś

Wigilia to bardzo rodzinny wieczór, który spędzamy w gronie najbliższych i przy choince. Na Śląsku zielone drzewko pojawiło się na przełomie XIX i XX wieku. Wcześniej najpopularniejszym elementem był żłobek.

Wigilijny wieczór jest jednym z najbardziej magicznych momentów w roku. Według tradycji w wigilię obowiązkiem jest poranna pobudka. Tego dnia nie można pożyczać żadnych przedmiotów. Wierzono, że złamanie tej zasady może sprowadzić na domowników pecha. Zakazane było też rąbanie drewna i wbijanie gwoździ, gdyż to mogłoby doprowadzić do bólu zębów. Zakazane było też pranie i rozwieszanie bielizny. Unikano prac gospodarskich (z wyjątkiem tych niezbędnych). Bardzo istotny był podział ról. Mężczyźni ogarniali obejście, zaś kobiety przygotowywały potrawy na wigilijny stół. Co ciekawe, jeszcze przed pierwszą wojną światową w Wigilię można było tylko podgrzewać przygotowane wcześniej dania. Zakazane było hałasowanie, ale tylko do pewnej pory. Po południu robiło się głośno. W niektórych śląskich dworach i majątkach jeszcze na początku XX wieku popularne było strzelanie z biczów. W godzinach popołudniowych schodzili się przed dworami synowie gospodarscy i służba z całej wsi i strzelali z biczów – karwaczy na wiwat. Strzelaninie tej przypatrywał się dziedzic z rodziną, a zapłatą za wiwat był datek pieniężny.

W śląskich domach panowała zasada, że do stołu można usiąść tylko będąc czystym, umytym i uczesanym. Wierzono, że pecha będzie miał ten, kto do kolacji zasiądzie brudny. Kolację spożywało się całą rodziną. Panowało przekonanie, że przy stole należy zachować milczenie i skupienie. Bardzo istotnym elementem było takie przygotowanie  potraw by nie było konieczności odchodzenia od stołu. W przeciwnym razie rodzinę czekało nieszczęście, a nawet śmierć. Zanim napoczęto pierwszą potrawę odmawiano modlitwę. Najczęściej było to „Ojcze Nasz” lub „Anioł Pański”. Następnie łamano się opłatkiem. Na stołach, przykrytych białym obrusem, pod którym kładziono sianko, znajdowały się potrawy. Najczęściej było  ich dwanaście co miało symbolizować apostołów.

Jako pierwszą podawano zupę. Na Opolszczyźnie dla dorosłych często była to grochówka, a dla dzieci słodka zupa migdałowa. Czasami w miejsce zupy lub jako drugie danie podawano siemieniotkę i moczkę. Siemieniotka czyli konopionka była przygotowywana już w przeddzień wigilii, ponieważ należało wcześniej zemleć kaszę jaglaną na mąkę. Szykując siemieniotkę najpierw gotowano ziarna konopi, potem ziarno tłuczono i przecierano z wodą nawet pięciokrotnie. Konopną polewkę stawiano na piecu, zasypywano zmieloną kaszą jaglaną i gotowano. Na talerz nakładano ugotowaną na sypko kaszę tatarczną (odmiana kaszy gryczanej) i zalewano gorącą siemieniotką. W ten sposób na talerzu „spotykały się” ziarna prosa, tatarki i konopi, które miały siłę magiczną i wróżyły powodzenie.

Moczka – mocka, mouczka – jest obok siemieniotki jedną z najstarszych śląskich wigilijnych potraw obrzędowych. Pierwotnie był to gęsty sos na zasmażce z dodatkiem czosnku, gruszki, grzybów, piernika, pasternaku i in. Moczkę podawano do klusek jęczmiennych albo śląskich. Spotyka się kilka odmian moczki – śliwkową, powidłową, gruszkową, jagodową, krzonową, tj. chrzanową, grzybową, koprową, piernikową, która jest najbardziej lubianą do dziś.

Najbardziej czekano na makówki, czyli bułki moczone w słodkim mleku wymieszane z miodem i tartym makiem, z czasem wzbogacane innymi dodatkami : orzechami, rodzynkami, migdałami.

Kolacja wigilijna kończyła się rytuałami i wróżbami. Resztki i okruszki z wigilijnego stołu podawano bydłu, zakopywano w ogrodzie lub rozrzucano po polach, nigdy jednak nie wyrzucano do śmietnika. Tradycją było także podawanie opłatka domowym zwierzętom.

Tradycja nakazywała obowiązkowe uczestniczenie w pasterce. Zapewniano sobie w ten sposób szczęście osobiste w nowym roku. Drogę na pasterkę oświetlano sobie smolnymi szczapami, każdy jednak winien był iść osobno i w skupieniu, a nie w gromadzie. Starano się nie przyjść jako ostatni na nabożeństwo, aby nie być uznanym za zmorę. Złą wróżbą był upadek w drodze do kościoła. Kto pierwszy wracał z pasterki, ten pierwszy miał ukończyć żniwa, a dla panien była to wróżba matrymonialna.

Dariusz Król

Znawca futbolu, pomysłodawca i były redaktor naczelny ogólnopolskiego tygodnika „Tylko piłka”. W przeszłości także dziennikarz tygodnika i dziennika Gazeta Opolska (m.in. kierownik działu sportowego). Obecnie redaktor magazynu „Opole i kropka” i Czasu na Opole, w których zajmuje się głównie tematami z życia miasta, historią i sportem.

Najnowsze artykuły