Złote algi znów grożą katastrofą w Odrze
W dorzeczu górnej Odry znów jest problem ze złotymi algami. Na początku sierpnia pojawiły się w jeziorze Dzierżno Duże, które poprzez Kanał Gliwicki łączy się z Odrą. Od początku sierpnia do dzisiaj w jeziorze wyłowiono około 25 ton śniętych ryb.
Straż pożarna wraz Państwową Strażą Rybacką robili wszystko, by skażenie nie przedostało się dalej, W tym celu postawili dwie zapory biostabilizujące: na górnej wodzie tzw. Przewału Kłodnickiego i kolejną w niecce wypadowej ze zbiornika Dzierżno Duże do Kanału Gliwickiego. Ale to tylko kolejny akt przeciwdziałania skutkom zanieczyszczeń, natomiast niewiele robi się by walczyć z jego przyczynami.
Powód zakwitu złotych alg jest ciągle ten sam, są nimi zrzuty wód pokopalnianych, wywołujących wysokie zasolenie, co sprzyja aktywności tych mikroorganizmów. Na czas walki z rozwojem alg w Dzierżnie Dużym szefowa Wód Polskich podjęła decyzję o ograniczeniu zrzutu wód pokopalnianych o 20 procent, a Sanepid podjąl decyzję o tymczasowym zakazie korzystania ze zbiornika Dzierżno Duże i IV sekcji Kanału Gliwickiego.
– Robimy wszystko, by skutki zakwitu złotych alg nie przedostały się do Odry- informuje rzeczniczka gliwickiego WP RZG, Linda Hofman.
To wszystko są tylko działania doraźne. Zdaniem ekologów powtarzające się stany zagrożenia są jedynie potwierdzeniem konieczności stałego ograniczenia wypływu wód pokopalnianych do rzek, bo w innym przypadku cyklicznie będziemy musieli przeciwdziałać zagrożeniom ekologicznej katastrofy na Odrze. Takiej, do jakiej doszło latem 2022 roku. Mimo szumnych zapowiedzi od tego czasu dla ratowania Odry niewiele zrobiono. Na system monitoringu stanu wody wydano 250 milionów złotych. Do końca ubiegłego roku za te pieniądze miało funkcjonować już 25 punktów analitycznych na 825 przewidywanych docelowo do końca tego roku. Na razie jest ich 30 na rzekach całej Polski, jest ich za mało by pomiary miały jakikolwiek sens. Zwłaszcza, że centrum monitoringu, które miało analizować zanieczyszczenia z punktów pomiarowych w ogóle nie powstało. Ministerstwo Klimatu w umowie podpisanej przez poprzedników znalazło wiele wydatków wątpliwych – takich jak zakup floty samochodów terenowych i dronów. Resort ma podejrzenia, że umowę na ćwierć miliarda złotych podpisano ze z góry wskazanym wykonawcą, który nie jest w stanie wywiązać się z umowy, ani rozliczyć się z gigantycznych pieniędzy. W efekcie zamiast punktów pomiarowych mamy wnioski do prokuratury na działania poprzedników. I być może aferę porównywalną z zakupem lewych respiratorów, tylko dwukrotnie kosztowniejszą.
Ciągle jeszcze nie jest rozwiązania sprawa zanieczyszczeń pokopalnianych, zdaniem przedstawicieli Ministerstwa Klimatu i Środowiska, proces naprawczy wymaga czasu i pieniędzy, bo oczyszczalnie wód pokopalnianych to kwestia wielkich i kosztownych inwestycji.
Powtórka katastrofy jest realna. Tym bardziej, że poziom rzek w Polsce się obniża. Na początku sierpnia, czyli w czasie kryzysu na Dzierżnie Dużym, IMGW, spośród 733 miejsc pomiarowych na polskich rzekach aż na 324 wodowskazach zanotowała stany niskie. Poziom Wisły w Warszawie wynosił wówczas 39 centymetrów. Brakowało tylko 13 centymetrów do absolutnego minimum , które odnotowano w 2018 roku. Dobra informacja jest taka, że sytuacja Odrze jest zdecydowanie lepsza, tu na wodowskazach przeważają stany średnie.