Nie boi się marzyć. Magdalena Zych celuje w Igrzyska
Mimo zaledwie 17 lat, Magdalena Zych może pochwalić się startami na mistrzostwach Europy i świata. Miniony sezon był dla niej niezwykle udany, jednak opolanka nie zamierza spoczywać na laurach. Jest gotowa do dalszej ciężkiej pracy.
Piotr Jankowski: Jak czuje się 17-latka, która ma za sobą start na dwóch z trzech najważniejszych łyżwiarskich imprez?
– Magdalena Zych: To naprawdę niesamowite uczucie. Nawet zaryzykuję stwierdzenie, że spełnienie marzeń. Od dziecka chciałam pojechać na zawody tak dużej rangi i się udało. Miałam okazję pościgać się z najlepszymi. Ale to nie koniec moich marzeń, tak naprawdę dopiero zaczęłam je spełniać (śmiech).
Jadąc na mistrzostwa Europy, byłaś rezerwową. Podobnie z resztą jak na mistrzostwach świata. W jednej i drugiej imprezie wystartowałaś jednak w finale. Nogi nie zadrżały?
– Jestem wdzięczna całemu sztabowi trenerskiemu za tę szansę. Było troszkę stresu przed biegami, ale szybko się go pozbyłam. W końcu jechałam tam właśnie po to. Wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko i pokazać na mnie stać.
Jedyną równie wielką imprezą są Igrzyska Olimpijskie. To twój kolejny cel?
– Zdecydowanie, to kolejne z marzeń, które planuję spełnić (śmiech). Kolejne Igrzyska odbędą się za rok w Pekinie, a kwalifikacje ruszają już za pare miesięcy. Muszę ciężko pracować i wierzę, że jestem w stanie osiągnąć taki wynik, aby jeszcze przed „osiemnastką” pojechać na wszystkie trzy największe imprezy w short-tracku.
Masz 17 lat, a mimo to już bardzo dużo czasu spędzasz w rozjazdach.
– Szczerze mówiąc jestem już do tego przyzwyczajona. Jest to już najwyższy poziom w sporcie, więc nie ma innej opcji. Większość roku spędzamy razem z kadrą na obozach. Najważniejsze, że jesteśmy wszyscy bardzo zgraną grupą i zawsze możemy na sobie polegać. Myślę, że może właśnie dlatego nie mam problemu, żeby wyjechać gdzieś na dłużej. Cieszę się jednak z takiego stanu rzeczy, bo wiem, że to na co pracuję od kilku lat przynosi efekty.
Podczas przygotowań do najważniejszych imprez poprzedniego sezonu cała kadra trenowała na naszym opolskim Toropolu.
– To świetnie, że mamy taki obiekt w Opolu. Ja też ten czas mogłam choć po części przeznaczyć dla najbliższych. To nie był pierwszy przypadek, kiedy reprezentacja przyjechała tutaj na obóz. Wszyscy jesteśmy zadowoleni z warunków, jakie tutaj panują. Byliśmy też w okresie świątecznym, więc całe miasto było pięknie oświetlone. Mogłam więc pokazać kolegom i koleżankom Opole z najpiękniejszej strony.
Jak udaje ci się łączyć naukę z uprawianiem sportu zawodowego? Bo zdecydowanie do najłatwiejszych to nie należy.
– Do liceum nr 9 w Opolu uczęszczam już tak naprawdę piąty rok, bowiem wcześniej było to gimnazjum. Nauczyciele bardzo mnie wspierają, mam u nich ogromne wsparcie. Tak naprawdę gdyby nie oni, miałabym ogromne problemy, żeby nadrabiać cały materiał. Jestem wdzięczna, że wszyscy rozumieją, jak ważną rolę w moim życiu odgrywa sport. Ale też staram się jak najwięcej czasu poświęcać nauce.
Piękniejszą stroną bycia sportowcem na pewno jest możliwość wyjazdów. Jeśli miałabyś wymienić najpiękniejsze miejsca, w których startowałaś?
– Zdecydowanie takie wyjazdy są świetną możliwością, szczególnie w dzisiejszych czasach. Tegoroczne mistrzostwa świata w Holandii odbyły się na zasadzie „bańki”, każdy z zespołów był odizolowany od otaczającego świata. Mimo to, możliwość podróżowania zawsze jest przyjemną sprawą. Dzięki rywalizowaniu na lodzie, odwiedziłam już 19 miejsc. Najbardziej podobało mi się w Kanadzie oraz w Bośni i Hercegowinie. Ale moje serce zdecydowanie skradła Chorwacja, którą co roku odwiedzamy z rodzicami na wakacje (śmiech). Bardzo lubię też trenować w Dreźnie, bo oprócz świetnej tafli lodu, miasto też jest piękne.
Wracając na chwilę do początków Twojej sportowej przygody… to nie shorttrack był Twoją „pierwszą miłością”.
– Troszkę wstyd mi się przyznać, ale zawsze mówiłam, że nie będę jeździć w kółko, bo to bez sensu (śmiech). No i proszę, kółka kręcę już prawie od sześciu lat. Zaczynałam jako łyżwiarka figurowa, już mając cztery lata dałam się namówić koleżance z podwórka na pójście na pierwszy trening. Później dostałam propozycję od trenerów short-tracku. Zapytali czy nie chciałabym spróbować. Po tym, jak doznałam poważnej kontuzji kolana, stwierdziłam z rodzicami, że może mi się to spodoba. Już na pierwszym treningu pojechałam sztafetę i tak jeżdżę w niej do dziś. Miłość rozkwitła od razu.
Najbliższy czas spędzisz w domu. Jakie plany na kolejne tygodnie?
– Na razie chcę trochę odpocząć po tym dziwnym sezonie. Już od połowy kwietnia zaczniemy pierwszy obóz, ale jeszcze nie wiemy gdzie. Na pewno jeszcze nie będziemy zakładać łyżew, tylko popracujemy m.in. na siłowni.