Festiwal od kuchni

Z Jarosławem Wasikiem, autorem książki „Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu”, rozmawia Ryszard Rudnik.

– Jarosław Wasik wydał książkę o opolskim festiwalu, co nim powodowało?

–  Może to, że od trzydziestu lat nie ukazała się żadna książka o opolskim festiwalu. W ogóle o KFPP prawie nie ma książek. Pierwszą siedem lat po powstaniu festiwalu wydał jeden z jego twórców, Jerzy Grygolunas. Potem z okazji 30. festiwalu taką pozycję wydał Mariusz Jeliński z TVP. Tak naprawdę to były spisane przez niego rozmowy z artystami, ale ważne. Jest tam rozmowa m. in. z Agnieszką Osiecką, Włodzimierzem Korczem, Jackiem Cyganem, Władysławem Bartkiewiczem.

– A ta pana książka o festiwalu jest jaka?

– Jest takim kulturoznawczym spojrzeniem na festiwal, jego rolę. Są tam wyniki badań, które dwukrotnie przeprowadziłem, w roku 2012 i 2020 na grupie ponad siedmiuset respondentów, dotyczące rozpoznawalności wykonawców, wpływu festiwalu na życie Polaków. Pytałem o jego wpływ na gusty muzyczne, na modę, o preferencje widzów. Pytałem też o funkcjonowanie „Opola” jako marki miasta, jego wpływu na region. Również o rozpoznawalność konferansjerów.

– I okazało się, że…

– Że najbardziej rozpoznawalnymi konferansjerami opolskich festiwali jest Artur Orzech i Grażyna Torbicka.

– Dawno na festiwalu nie widziani…

– No nie, ale trzeba pamiętać, że Artur Orzech jest konferansjerem rekordzistą, prowadził festiwalowe koncerty 25 razy.

– Wśród festiwalowych wykonawców pewnie najbardziej popularna jest Maryla Rodowicz.

– Owszem, a obok niej Edyta Górniak. Najbardziej w tych badaniach zaskoczył mnie fakt, że 100 proc. starszych respondentów jako ikonę festiwalu wskazało Edytę Geppert, co dobrze świadczy o ich muzycznych gustach. Bez względu na wiek ankietowanych, zawsze w pierwszej piątce wyróżniających się artystów była Anna Jantar, co prawdopodobnie jest związane z nagrodą jej imienia. Co ciekawe, Anna Jantar na opolskim festiwalu, mimo lansowania tu wielkich przebojów, nie była specjalnie nagradzana. Ona wystąpiła w Opolu z siedem razy, to były świetne występy, dostała Nagrodę Publiczności za „Tyle słońca w całym mieście”, do historii przeszło jej wykonanie ”Nic nie może wiecznie trwać” na kilka miesięcy przed jej tragiczną śmiercią. Mimo to, jeśli chodzi o trofea Sopot lubił ją bardziej.

– I co wynika z pana badań roli festiwalu jako marki?

– Z moich badań wynika, że „Opole” to jest dobry brand. W rozdziale „markietingowym” zestawiłem nawet hasła innych miast, które muszą się gimnastykować, by wymyślić swoje rozpoznawalne hasła. A nam wymyślił je Jerzy Waldorff ze sceny na I KFPP: „Opole stolicą polskiej piosenki”. I nic lepszego chyba nie da się wymyślić.

– Były związane z festiwalowym kontekstem jakieś zaskoczenia?

– Sporo. Najbardziej zaskoczyła mnie rzecz bardzo branżowa: Władysław Bartkiewicz w rozmowie na trzy miesiące przed śmiercią, gdy jeszcze w ogóle nie myślałem o tej książce,  powiedział mi, że pierwszy sygnał festiwalu nie napisał, jak się powszechnie uważa, Andrzej Salomon, a Janusz Sent, słynny pianista, który nie chciał być postrzegany jako jego autor. Festiwal opolski miał bowiem dwa sygnały: ten, który znamy i obowiązuje od III KFPP, autorstwa Boguslawa Klimczuka, zaprezentowany zresztą już na II festiwalu, i wcześniejszy, którego autorstwo dotąd przypisywano Salomonowi. Zaskoczyły mnie też wyniki ankiety, wśród publiczności, z której wynika, że widzowie wolą, by piosenki na festiwalu oceniało profesjonalne jury a nie publiczność w głosowaniu sms i audiotele. No i fakt, że markę festiwalu i jej wpływ na postrzeganie samego Opola bardziej doceniają mieszkańcy regionu i szerzej całej Polski, niż sami opolanie.

– A mity, które udało się obalić?

– Podczas pracy na książką dotarłem do różnych źródeł związanych z transmitowaniem festiwalu. Pierwszy mit to taki, że festiwal był transmitowany za czasów PRL z poślizgiem. Nie był, bo nie było wtedy takich technicznych możliwości. Zresztą bardzo ciekawą rzecz opowiedziała mi Krystyna Bystrorz z telewizji, o tym, że  sygnał pierwszych festiwali szedł dość skomplikowaną drogą. Na Górze Świętej Anny stał wóz transmisyjny, stamtąd przekazywano sygnał z Opola na iglicę Pałacu Kultury, bo nie było wtedy możliwości bezpośredniej transmisji z Opola. Poza tym festiwal rzadko pokazywano  w tv w całości, bardzo go szatkowano. Nad festiwalem pracowały cztery delegatury cenzury, opolska, stołeczna, wrocławska i katowicka. Cenzorzy bardzo mocno ingerowali w to, co śpiewano na festiwalu, chociaż wielu artystom udawało się przemycić przekaz. Jednym z mistrzów potyczek z cenzurą był Wojciech Młynarski. Choć zdarzyło się, że i jemu cenzor ściągnął cały tekst piosenki o carewiczu.  W ostatniej chwili, już w Opolu,  Młynarski do istniejącej już muzyki napisał nowy tekst i tak powstało „Słodkie tango retro”, za które zresztą otrzymał nagrodę.

– Ile panu zajęło napisanie tej książki?

– Przymierzałem się jakieś 10 lat, ale to nie jest tak, że przez 10 lat ją pisałem. Powstał zamysł, zbierałem materiały, robiłem badania, a do końcowego efektu bardzo przysłużyła się pandemia, która była nosicielem czasu.

***

Jarosław Wasik, „Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Przemiany, wyobrażenia, rzeczywistość”, WBP Opole 2023.

Najnowsze artykuły