Poniedziałek dwóch premierów

W demokracji zmiana władzy jest czymś normalnym, ale to co ją odróżnia od autokracji to styl. Przez trzydzieści kilka lat w wolnej, demokratycznej Polsce ekipy rządzące zmieniały się wiele razy, tylko nigdy tak jak teraz.

Autokracja powstaje na gruzach demokracji, nigdy w sposób zgodny z prawem.  Więc rozliczenia są rzeczą naturalną a autokraci boją się nie tylko utraty władzy, lecz również konsekwencji swoich działań. Strach i obawa rozliczeń każe im się trzymać pazurami instrumentów władzy jak długo się da. Właśnie byliśmy tego świadkami.  Dlatego przegrani nie potrafili odejść, do końca drenowali państwo, bo taką mieli optykę u sterów i tak widzą swoje zabezpieczenie na przyszłość.

Jeszcze przed swoim exposé Mateusz Morawiecki powiedział, że będzie to wystąpienie historyczne. Tak, lecz nie w tym sensie, o którym myśli. To był ostatni akord zgniłego pojmowania państwa jako własności jednej partii i wizji narodu, który ma służyć temu autorytarnemu systemowi. Narrację tworzoną przez Jarosława Kaczyńskiego można porównać do narracji przywódców PRL-u, oni również mając władzę absolutną wmawiali narodowi, że za ich pośrednictwem rządzą robotnicy i chłopi. Kaczyński tak jak Gomułka i Gierek uprawiał politykę godnościową, wmawiał ludziom, że oto wstajemy z kolan. A tak naprawdę cofnął nas o dwie dekady, dawno tak niewiele w Europie nie znaczyliśmy.  Ten poniedziałek dwóch premierów pozostanie symbolem braku klasy części klasy politycznej, jest końcowym akordem politycznych szachów, w których przegrany między „szach” a „mat” liczył, że jeszcze jest dla niego jakieś otwarcie.

Prezydent Duda, Mateusz Morawiecki i obóz PiS nie będą bohaterami tego poniedziałku, obsadzili się w tej historii w roli czarnych charakterów. Owszem, zrobili wiele złego, pod pretekstem poszanowania konstytucyjnych terminów przekazywania władzy, kompletnie zlekceważyli poczucie i wyzwania rzeczywistości. W efekcie Polska straciła dwa miesiące, nowy rząd ma kilkanaście dni na zapoznanie się ze stanem państwa i sformułowaniem budżetu, bo nawet tego Morawiecki nie zrobił. Jedyne co zrobili on i jego ministrowie to zabezpieczali finansowo przyszłość swojej frakcji i podejmowali zobowiązania w imieniu nowej władzy, nie mając do tego od 15 października społecznego mandatu.

Nowy rząd premiera Tuska nie będzie miał tradycyjnych miodowych 100 dni. Nie ma po prostu na to czasu. Miodowe dwa miesiące zabrali im Duda i Kaczyński na swoje polityczne jałowe z punktu widzenia interesu państwa gierki. To będzie jak sprzątanie stajni Augiasza, o wielu rzeczach już wiemy, wielu się jedynie domyślamy, wiele nas dopiero zaskoczy.

Osiem lat temu PiS szedł do wyborów z hasłem „Polska w ruinie” i, zdaje się, dotrzymali słowa.

Ryszard Rudnik

 

fot. Rafał Zambrzycki/Kancelaria Sejmu

Najnowsze artykuły