Nomen omen

Okazuje się, że TVP3 Opole naszemu skromnemu wydawnictwu poświęciła cały i to nawet cykliczny program pod dość przewrotnym tytułem ”Czas na prawdę”, dając widzom płonną nadzieję, że ją tam znajdą.

Prowadzącym pierwszego odcinka był sam redaktor naczelny Łukasz Żygadło, co wcale nie musi oznaczać jakiegoś priorytetowego znaczenia nowego formatu. Po prostu takie zadania w mediach prorządowych wykonują z reguły funkcyjni, gdyż ich polityczni dysponenci wychodzą prawdopodobnie z założenia, że nie po to na nich, wiecie, rozumiecie,  postawili, żeby się mogli wykręcać sianem, gdy partia wymaga medialnego odporu.

No więc Żygadło angażuje się jak tylko potrafi, czyli rozumie się samo przez się, skutki spektakularne być nie mogą.  Ma się nawet wrażenie, że rzeczony pracuje z przekonaniem, iż słuchają go zwykli idioci. Bo przecież wystarczy to co wygaduje porównać z tym na jakiej podstawie to robi, czyli z naszymi „Czasu na Opole” materiałami. Weryfikacja jest tak prosta, że rzeczywiście całą nadzieję Żygadło może pokładać w ludziach bezrozumnych, a przecież nawet wśród widzów TVP3 takich jest bardzo niewielu. Gdy twierdzi: ”Rudnik jest rzecznikiem Manfreda Webera” najlepiej przeczytać mój felieton, na podstawie którego wyciągnął tak dalece idące wnioski i wszystko jasne.  Gdy zarzuca , że atakujemy jego dziennikarkę za zadawanie pytań, wystarczy zajrzeć do tych ”ataków”, żeby się przekonać, że rzeczonej wytknęliśmy jedynie dość brawurowe pytania w rodzaju ”komu brakuje gazety” oraz to, że owszem pyta, ale nie czeka na odpowiedzi i smaży swoje kawałki pod z góry ustalone tezy. W konsekwencji wprowadza widzów w błąd, na przykład, że gazeta zalega w dyspozytorach podczas gdy jej brakło i właśnie dowieźli.

Zresztą na problemy kolportażu zwraca uwagę również sam prowadzący: Poszedł po gazetę w czwartek i nie było. Skarży się, że musiał pójść raz jeszcze w piątek. Przy czym jak wiadomo rozmawiamy o dwutygodniku, a nie o dzienniku. No po prostu poszedł za wcześnie i dowieźli jak odszedł z kwitkiem. Ale pocieszające jest w tym to, że sam przyznaje: gazety nie było, czyli poprzednia się jednak rozeszła, choć dopiero co twierdził, że nikt jej nie czyta.

Był nawet pomysł, żeby mu dostarczać każdy numer umyślnym wprost do biura, bo ta jego audycja, to jednak darmowa reklama dla nas jest. Jeden z kolegów zaproponował naszemu wydawcy, by ją sobie wpisywał po stronie zysków, jak Orlen niedopłatę po przejęciu Lotosu. Tyle, że oni tam podobno inkasują również za reklamy w naturze. Od razu wyjaśniam szydercom, że to nie to o czym myślą. Ciała to niektórzy tam dają jedynie w wymiarze medialnym. Rzecz w tym, że czasem rozliczają się za reklamy w gotowiźnie –  w garniturach i innych strojach dla prowadzących, a to się trudno przerabia w Exelu. Nie znamy ich reklamowych stawek,  nie ma więc pewności, czy zarobiliśmy choćby na koszulę. Ale jest nadzieja może nawet na garnitur, bo przecież program ”Czas  na prawdę” ma być cykliczny.

Przy czym Żygadło pokazuje na wizji egzemplarz nasz dość sponiewierany. Dobrze by było, choćby z szacunku dla swoich widzów, żeby jednak nie wyglądał on jak krowie z gardła wyjęty. Albo jak psu z pyska, na przykład  tego, z którym redaktor chodzi na kupę do parku Bolko i oczami wyobraźni widzi torebki na psie odchody z „Czasu na Opole”, o czym opowiada widzom. Mam nadzieję, że pupil stawia tam zdrowe klocki, bo pan Żygadło te swoje medialne, to takie jakby po rozwolnieniu.

W spiczu Żygadły nie zabrakło odwołań do Goebbelsa, co może rozczarować, no ale przecież wiemy z kim mamy do czynienia, dlatego trzymajmy się ziemi i nie oczekujmy intelektualnych aktów strzelistych. Z tym, że Goebbels w odróżnieniu od metod Żygadły był w lepszej sytuacji. Nie w sensie, że manipulował inteligentniej, tylko po prostu jego brednie trudno było wówczas zweryfikować. A w przypadku bredni Żygadly wystarczy zajrzeć do gazety i  porównać.

Podsumowując, taki sobie ten stand-up Żygadły, nawet bez wulgaryzmów, co jest jak wiadomo immanentną cechą tego rodzaju markowego występu. No ale z drugiej strony wystarczy to coś posłuchać  a niecenzuralne określenia nasuwają się same.

W związku z tym, że rzeczony w  swoim nowym programie skrupulatnie analizuje każde nasze słowo, może mieć niejaki problem z odszyfrowaniem znaczenia tytułu tego felietonu. No cóż, panie Żygadło, niech się pan domyśli.

Ryszard Rudnik

Najnowsze artykuły