Charytatywna wyprawa “wKOŁO Polski” [ROZMOWA]

20 dni, prawie trzy tysiące kilometrów, wiele niebezpieczeństw i jeden cel: wspomóc fundację im. Julki Bonk “Walcz o mnie”. Wyczyn Tomasza Wróbla z Opola, który przejechał dla chorych dzieci trasę “wKOŁO Polski z AZS”, odbił się szerokim echem w całym kraju.

Tomasz Wróbel jest człowiekiem wielu pasji, ale jego największą miłością jest sport. Jako prezes Akademickiego Związku Sportowego Politechniki Opolskiej i dyrektor sportowy Gwardii Opole na co dzień ma do czynienia z ludźmi przekraczającymi własne granice, by sięgnąć po najwyższe sportowe osiągnięcia. To doświadczenie, już po raz trzeci, wykorzystał, by objechać kraj w ramach akcji “wKOŁO Polski z AZS” i rozpromować fundację im. Julki Bonk “Walcz o mnie”. Zapraszamy do rozmowy o trudach tej wyprawy.

Twoja wyprawa nie była weekendową przejażdżką po parku. Z pewnością start, który miał miejsce 18 lipca, wymagał wielu przygotowań.
– Oczywiście, a te nie należały do najłatwiejszych, bo pół roku przed wyprawą nabawiłem się kontuzji kolana. Ale nie mogłem odpuścić. Im bliżej było wyjazdu, tym więcej ćwiczyłem – jazda na rowerze, trenażer, bieganie. Cały czas musiałem przyzwyczajać nogi i resztę ciała do wysiłku. –

A co z żarem lejącym się z nieba? Do niego chyba ciężko przywyknąć.
– Z pewnością upał nie ułatwiał zadania. Fizjologii nie da się oszukać. Ponad 35 stopni Celsjusza, pełne słońce, trasa o różnym nachyleniu. W Przemyślu bałem się, że się przegrzałem, że nabawiłem się udaru. Na szczęście moja ekipa, Bartek Bonk i Nina Łazar, schłodzili mnie i nawodnili, więc mogłem kontynuować podróż. Jednak gdyby postój miał miejsce z 10 czy 20 kilometrów później, mogłoby być różnie…

Wspomniałeś o swojej ekipie. Tworzyli ją medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów i była zawodniczka short trackowa, zajmująca się obecnie fizjoterapią. Ciężko chyba o lepsze zaplecze!
– Dzięki tym wspaniałym ludziom ja mogłem skupić się na jeździe. Oni zawsze byli kilka kilometrów przede mną sprawdzając trasę. Nie musiałem, jak w poprzednich edycjach, wozić ze sobą całego sprzętu. Oni w busie, udostępnionym bezpłatnie przez GTV, mieli części naprawcze do roweru, moje ciuchy na zmianę, pożywienie, napoje, a nawet stół do masażu. To naprawdę dużo dało i pozwoliło mi skupić się tym, co najważniejsze – kręceniu nogami i pokonywaniu kolejnych kilometrów.

…a tych było ponad 2700. Na tak długim dystansie niebezpieczeństw chyba nie brakowało? W końcu poruszałeś się w dużej mierze drogami krajowymi.
– Niestety, bywało różnie. Wynikało to raczej z braku świadomości i nieostrożności kierowców. Przejeżdżające obok samochody z naczepami wywołują duży pęd powietrza, który może dosłownie zmieść rowerzystę z jezdni, zwłaszcza, gdy jedzie on na lekkim rowerze szosowym. Z czasem oswoiłem się z towarzyszącym mi co chwilę podmuchem, ale wymagało to sporo koncentracji. Musiałem też uważać na kierowców, którzy… potrafili jechać nie swoim pasem i niemal zderzyć się ze mną czołowo. Wtedy musiałem ratować się ucieczką do przydrożnego rowu. Można zatem powiedzieć, że “działo się” (śmiech).

Nie bezzasadne więc wydaje się pytanie o to, czy nie miałeś ochoty zejść z roweru i wrócić busem do Opola?
– Na poszczególnych odcinkach przyłączali się do mnie kolejni uczestnicy wyprawy. Wpłacali pieniądze i jechaliśmy wspólnie. Nie mógłbym więc zrezygnować. Poza tym fakt, że często jechałem z kimś, nie pozwalał mi myśleć o złych rzeczach. Choć, nie da się ukryć, pierwszy tydzień zleciał w miarę okej, drugi trochę gorzej, a trzeci był już nieco kryzysowy. Cały czas jednak miałem obok wspaniałych towarzyszy i świadomość, że są chore dzieciaki, które potrzebowały tej akcji.

Co czułeś po przekroczeniu linii mety przy Toyota Park?
– Ulgę. Wiedziałem, że mam to już za sobą, że się udało, że jestem cały. I wiem, że zebraliśmy mnóstwo fantów na licytacje na rzecz fundacji. Mamy m.in. koszulkę reprezentacji Polski w siatkówce, gadżety od służby więziennej, płyty, vouchery. Mnóstwo, mnóstwo darów, które również pozwolą wesprzeć fundację im. Julki Bonk “Walcz o mnie”. Nie sposób wymienić wszystkich, którzy stoją za tym sukcesem, ale to wielu ludzi, bez których nie dałoby się wykonać tej misji. Bardzo dziękuję każdemu z osobna i wszystkim razem. Za każde wsparcie i pamięć o podopiecznych fundacji. Wspierajcie ich z całego serca!

Najnowsze artykuły