Wieś już nie tańczy i nie śpiewa

Przemysław Czarnek postanowił skomentować fakt ustawiania barierek przed Sejmem w związku z protestem rolników w Warszawie: „Panie marszałku Hołownia, proszę się nie bać, to naród jedzie do pana”. Może i tak, jednak pobrzmiewające w tym zdaniu nadzieje, że Czarnek i jego koledzy na grzbietach rolników ponownie wjadą do władzy, są płonne.

Demonstracje jakie przewalają się teraz przez Polskę kierują się swoimi emocjami. Stąd palenie opon i okrzyki : „Ruda wrona orła nie pokona”, lecz to nie zmienia faktu, że trudna sytuacja polskich rolników, to efekt zaniechań pisowskiej ekipy, która miesiącami wmawiała polskiej wsi, że niekontrolowany napływ płodów rolnych z Ukrainy nic w ich sytuacji nie zmieni. Po to, żeby wszystko zmieniło się w firmach ich kolesi, którzy m.in. na ukraińskim zbożu zbili w krótkim czasie fortuny.

Rzecz jasna dziś Morawiecki grzmi: zamknąć granice natychmiast, tylko nie tłumaczy, dlaczegóż on tego nie zrobił, jedynie wprowadził embargo na kilka produktów, gdy na stabilizację rolnego rynku w Polsce było już za późno. Dziś wykorzystuje rozgoryczenie rolników na swój polityczny obstalunek. Rację ma wiceminister rolnictwa Kołodziejczak: Złodziej krzyczy, łapaj złodzieja.

Otwarcie przez Komisję Europejską unijnego rynku na ukraiński import żywności, był jedynie  gwoździem do trumny, którą Morawiecki wraz ze swoim gabinetem polskiej wsi strugał przez cały okres swego funkcjonowania. Jechali po dechach heblem dotacji, dosypywaniem grosza gdy pojawiały się bilansowe problemy w poszczególnych sektorach rolnych. To nie była żadna perspektywiczna polityka, która zapewniałaby producentom żywności harmonijny rozwój, stałą ekonomiczną perspektywę, gwarancję ich stabilnego funkcjonowania. W zamian organizowali ludziom festyny, na melodię „Te oczy zielone” wiejskie potańcówki, wiceministrowie rolnictwa obtańcowywali Koła Gospodyń Wiejskich, grali na trójkącie i rozdawali w swoich okręgach wyborczych garnki oraz wozy strażackie. Ich specjalnością było dzielenie publicznej kasy, ale pomysłu na stabilną nowoczesną wieś było w tym tyle, co kura może wygrzebać pazurem na ściernisku. W pisowskiej wizji polska wieś tańczy i śpiewa, no i ewentualnie robi za tło podczas  gospodarskich wizyt pisowskich autokratów. A w nagrodę może jakiś Black Hawk nad wiejski festyn nadleci. Dmuchali ludziom plewami w oczy, dokładnie tak, jak ten helikopter śmigłem.

Oczywiście sama Komisja Europejska nie jest tu bez winy. Zielony Ład, który komisarz ds. wsi Wojciechowski, nominat PIS zresztą, reklamował jako przeniesiony żywcem do Brukseli program swojej partii dla polskiej wsi, i skwapliwie przez premiera Morawieckiego podpisany, zakłada jeszcze większe wymogi ekologiczne wobec rolników w całej Unii. A jednocześnie ta sama Komisja dopuszczała coraz szerszym strumieniem żywność, nie tylko z Ukrainy, również z innych kierunków świata, w których żadne takie ostre zasady farmerów jak ich unijnych kolegów nie obowiązują. Wiadomo było, że unijny rolnik, nie tylko zresztą polski, takiej konkurencji nie wytrzyma. Ale kto to miał uświadamiać Komisji Europejskiej jak nie komisarz ds. rolnictwa, czyli Wojciechowski? Jak pisowscy ministrowie rolnictwa? Ale ci na fali propagandy sukcesu, w której to sztuce osławiony szef Radiokomitetu Szczepański za czasów Edwarda Gierka był tylko małym misiem w porównaniu do pisowskich speców, woleli się Zielonym Ładem chwalić, niż analizować jego skutki.

Polskiemu rolnictwu potrzebny jest sensowny sanacyjny plan. To wymaga czasu, wielu wzajemnych, również na poziomie unijnym, ustaleń i decyzji. Rozregulowanej polskiej gospodarce wiejskiej potrzeba balansu, a nie strażaka, który z sikawką pieniędzy biega od jednego punktu zapalnego do kolejnego ogniska. A co nie podleje, to zamyka. Rzecz, w tym, że desperacja rolników jest tak duża, że czas, to nie jest już perspektywa, która ich satysfakcjonuje. Oczekują zmian natychmiast, tu i teraz. A ich nastroje zniecierpliwienia i rozgoryczenia podsycane są przez pisowskich fajansiarzy, którzy ich do tego stanu bankructwa doprowadzili.

To jest trudne zadanie dla rządu Donalda Tuska na dziś: przekonać rolników, że tylko cierpliwość może ich uratować. Tyle, że według dokładnie rozpisanego harmonogramu. Bo inaczej nic z tego nie będzie.

Ryszard Rudnik

Najnowsze artykuły