20 lat temu miłośnicy X muzy w Opolu po raz pierwszy zasiedli w kinie wielosalowym

Historia kin wielosalowych na świecie, czyli kompleksów mających co najmniej 6 sal w jednym obiekcie sięga lat 80-tych XX wieku. Jako pierwsi wprowadzili je Amerykanie. Oczywiście próbki tych przedsięwzięć pojawiły się dużo wcześniej, ale mowa tu o dwóch, trzech salach maksymalnie. W Europie Zachodniej ich rozkwit datowany jest na początek lat 90-tych, a w Polsce pierwsze tego typu kino powstało w Poznaniu w 1998 roku. 5 lat później, dokładnie 21 lutego 2003 roku, oficjalnie otworzono taki obiekt w Opolu. Choć po raz pierwszy widzowie zasiedli w nowoczesnych salach tydzień wcześniej…

Rozmawiamy o tym fenomenie kulturowym z opolanką Anną Jaszczyk, dyrektorem operacyjnym sieci kin Helios, która tworzyła to miejsce w Opolu.

Mówiąc językiem teatru była prapremiera?

Anna Jaszczyk: Oj tak, ale nie wyszło tak jak chcieliśmy. Start miał nastąpić w Walentynki, ale okazało się, że jest jeszcze kilka elementów do poprawy i owszem emitowaliśmy jeden z ówczesnych przebojów, ale musieliśmy później obiekt zamknąć i za tydzień już z pełną pompą się udało.

Opole były pierwszym miastem na mapie z tych mniejszych gdzie powstało kino wielosalowe?

Tak, to prawda. Oczywiście było to obarczone ryzykiem, ale przecież doświadczenia wskazywały, że widzowie chcą czegoś nowego, zwłaszcza jeśli chodzi o jakość wyświetlanego obrazu i dźwięku.

Pani była naocznym świadkiem tych pierwszych prób wielosalowych w Polsce.

Rzeczywiście. Bo mówimy głównie o Poznaniu, ale tak naprawdę zalążkiem kin wielosalowych była warszawska Femina, w której pracowałam. To był rok 1996 a w obiekcie znajdowały się 4 sale. Nazwaliśmy to „miniplexem”. To było „łał” zwłaszcza, że na ekranach królowały „Mission: Impossible” czy „Angielski Pacjent”, ale najdłużej granym filmem w powojennej historii „Feminy” był „Pan Tadeusz”, bo wyświetlano go dwa lata. Niesamowite było jeszcze jedno zjawisko z tym związane. Przed kinem pojawiły się znane z PRL-u „koniki” czyli osoby, które handlowały biletami, bowiem dostać się na wymarzony seans, wtedy kiedy by się chciało, było prawie niemożliwe, takie było zainteresowanie. Kiedy te wszystkie elementy połączyłam wyszło na to, że Opole było dobrym miejscem na tego typu przedsięwzięcie.

Z jednej strony radość, ale z drugiej smutek? Myślę tu o kinach, które poprzez wejście na rynek multiplexów przestały funkcjonować. Pani sama zamykała kino „Kraków”. Takie życie..

To prawda. Tak działo się w całym kraju. Ja też na początku liczyłam, że uda mi się utrzymać kino „Kraków”, szybko jednak przekonałam się, że widzowie chcą nowoczesności, ale także możliwości większego wyboru godziny seansu i częstszego odwiedzania kina, co z powodów repertuarowych nie było możliwe w kinie jednosalowym.

Ale swoisty urok „kina w Popielawach” pozostaje…

Myślę, że tak. Warto zauważyć, że po dużym kryzysie małe sale kinowe, te które przetrwały zaczynają sobie radzić całkiem nieźle. Zawsze znajdzie się duża grupa widzów, którzy lubią przytulny klimat małej sali, choć już oczywiście bez tradycyjnego projektora z rolkami taśmy filmowej. Dlatego też postanowiliśmy, by nasze sale nosiły nazwy dawnych kin Opola: Kraków, Odra, Stylowe, Kosmos, Bolko.

Czyli technika i komfort jednak zdecydowały?

Miały ogromny wpływ. Widzowie zachłysnęli się nowoczesnością i możliwościami doznań w wariancie 3D, a nawet w 5D chciano budować sale, ale wiemy, że nastąpił powrót do tego klasycznego oglądania i liczba seansów w wariancie trójwymiarowym systematycznie malała. Co do komfortu, to rzeczywiście widz chciałby oglądać filmy w wersji „kanapowej”, tak jak w domu. W ostatnich latach dało się na całym świecie zauważyć zmiany w kinowych salach w zakresie wyposażenia. Jedną z takich nowości są chociażby sale typu „dream”, które widzowie mają już od kilku miesięcy w Opolu, a sąsiednim dużo większym od Opola Wrocławiu takich sal nie ma.

Porozmawiajmy o kondycji kina. Technika z jednej strony sprzymierzeńcem z drugiej wrogiem. Dziś dostęp do platform streamingowych jest ogromny, szybki i często tańszy od biletu do kina. Kanapę mamy w pokoju a popcorn możemy zrobić w mikrofalówce. Kilka razy za naszego życia już wieszczono zmierzch X muzy w obecnym wydaniu?

Kiedy rozmawiamy, kończy się rzeczywiście bardzo trudny okres dla kin i nie tylko w Polsce ale i na świecie. Przemiany cywilizacyjne zrobiły swoje. Pierwsza sprawa to rzeczywiście rozkwit telefonii komórkowej i internetu. Ci, którzy oglądają filmy chcą mieć je w dowolnym miejscu i czasie, dlatego też w ostatnich latach następuje zmierzch telewizji jaką znamy od kilkudziesięciu lat.

Druga sprawa to pandemia. Kiedy wydawało się, że kino wychodzi z kryzysu, że nie wszystko co nowatorskie jest się w stanie przyjąć, nastąpiło coś, co może być najgorsze dla tej branży: Zamknięcie sal i studiów produkcyjnych. Lockdown zadziałał oczywiście na korzyść wspomnianych platform, bo ludzie chcą oglądać „ekranową fantazję”.

Zmieniły się także preferencje samych widzów?

Również. Widzowie polubili „kinowe seriale”. Mam na myśli oczywiście blockbustery dużych wytwórni filmowych, znanych już sobie bohaterów i kino fantastyczno-przygodowe. Studia amerykańskie wracają już chyba do stanu sprzed pandemii, natomiast ze smutkiem obserwujemy dużo niższą frekwencję na filmach polskich. Już nie chodzi się „na Patryka Vegę” czy na „komedie romantyczne”. Niewielu polskim filmom udaje się wejść w ostatnich miesiącach do pierwszej dziesiątki boxoffice’u. Wyjątkami są „Johny” czy „Ania”, czyli zupełnie inne klimatycznie filmy. To jeden ze znaków preferencji kinowych widzów. Potrzeba im nieco innych wzruszeń.

Helios jest przedsięwzięciem komercyjnym i nikt tego nie ukrywa. Ale jest też propagatorem ważnych treści w kulturze popularnej. Mam tu na myśli przede wszystkim cykle „Kino konesera” sygnowane przez autorytet filmoznawczy Tomasza Raczka czy „Kultura dostępna”, w ramach której pokazywane są filmy polskie.

Zgadza się. Pamiętam jak zamykano kino „Kraków”, to właśnie 20 lat temu wielu widzów przychodziło do mnie z pytaniem co się stanie z projekcjami kina ambitnego, czy znajdzie się dla niego miejsce wśród repertuaru komercyjnego? To też był dla mnie sygnał, żeby nie odpuszczać i wierzyć, że w takim mieście jak Opole zawsze znajdzie się kilkudziesięciu widzów, którzy będą chcieli obejrzeć specjalny seans z wprowadzeniem przez eksperta a potem może nawet z dyskusją. Na miarę dawnych DKF-ów. I dopóki to zainteresowanie będzie, te cykle będą w naszym repertuarze. Oby było ich jak najwięcej.

Jakie będzie zatem kino przyszłości?

Trudno powiedzieć. Żyjemy w czasach IV rewolucji przemysłowej, dobie sztucznej inteligencji i jednocześnie poważnym kryzysie ekonomicznym. Kino jest jednak nadal bardzo pociągającym eventem outdoor’owym i skłania nas do wspólnego wyjścia na dobrą rozrywkę od najmłodszych lat. Jeśli to uda się zakorzenić w widzu, stworzyć pewną tradycję, myślę, że mimo zmian w technologii wyświetlania czy jeszcze bardziej wygodnego oglądania, zawsze najważniejsza pozostanie „magia celuloidowej taśmy”, dziś w wersji cyfrowej.

Najnowsze artykuły