PiS zostawia nam dług – po 90 tysięcy na każdego pracującego Polaka

Jaki jest deficyt budżetowy kraju w tym roku? Zależy jak kto liczy. Według rządu premiera Morawieckiego do pokrycia wszystkich planowanych w tym roku wydatków budżetowych w sierpniu zabrakło 16,6 mld złotych a we wrześniu już 34 miliardy. Tymczasem raportując stan budżetu do Komisji Europejskiej rząd wymienił lukę na 192 miliardów. Skąd ta różnica?

Otóż stąd, że rząd, po pierwsze, stworzył system wydatków z licznych funduszy pozabudżetowych, które nie podlegają kontroli parlamentu. A po drugie, z różnic w metodologii liczenia. Na potrzeby krajowe Ministerstwo Finansów podaje Państwowy Dług Publiczny, a na potrzeby Komisji Europejskiej raportuje o stanie wykonania budżetu w oparciu o standardy europejskie, które w obliczeniach uwzględniają również zadłużenie wszystkich instytucji publicznych w tym samorządów, czyli dług zbliżony do faktycznego.

Dlaczego zbliżony? Bo tłumaczenia premiera Morawieckiego i tak się nie spinają: w raporcie do KE stoi jak byk, że zadłużenie rządu wynosi 158 miliardów złotych, to znacznie więcej niż brakujące 34 miliardy, o których Ministerstwo Finansów wspomniało we wrześniu. Niezależni ekonomiści podejrzewają, że stworzony przez rząd PiS system kreatywnej księgowości, polegający na wyprowadzeniu części wydatków poza kontrolowany budżet, kryje jeszcze sporo min i będzie dla ich następców nie lada wyzwaniem.

Bo niezależnie, z której kieszeni premier wydaje dziś pieniądze z kredytu, i tak trzeba je będzie zwrócić. Tymczasem odchodzący rząd PiS tak wprawnie manipuluje danymi, że wychodzi im, iż stan budżetu państwa jest rewelacyjny: dług publiczny, który w czasie pandemii Covid-19 osiągnął poziom 57,1 proc. PKB w ciągu dwóch lat zmniejszył się do poziomu 48,4 proc.  Ale dane te nie uwzględniają poziomu zadłużenia pozabudżetowych funduszy, oraz wysokiej inflacji, która korzystnie wpływa na te proporcje, choć wcale nie oznacza poprawy sytuacji ekonomicznej kraju a jedynie inflacyjny wzrost wpływów do budżetu.

Jeśli więc liczyć zadłużenie według raportów, które Morawiecki śle do Brukseli, okazuje się, że Polska zadłużona jest obecnie na 1,453 bln złotych, czyli przeciętnie każdy Polak na 30-40 tysięcy, w zależności od sposobu liczenia. Jeśli tym długiem podzielimy Polaków pracujących, a de facto oni będą go przecież spłacać, wychodzi po około 90 tysięcy złotych na osobę.

Gdy premier wspomina o rewelacyjnej sytuacji budżetowej, sam sobie zaprzecza, gdy zajrzeć do przygotowanego przez jego rząd projektu założeń budżetu na rok przyszły. Rząd Morawieckiego założył bowiem, że deficyt budżetu państwa wzrośnie z zapowiadanych i już dziś mało realnych 92 miliardów do 165 mld. złotych, w efekcie dług sektora finansów publicznych wzrosnąć ma o prawie 340 miliardy zł, czyli zbliży się do pułapu 2 bilionów. Trochę dużo jak na świetną sytuację budżetową głoszoną przez Morawieckiego .

Taką finansową spuściznę zostawia ekipa PiS po 8 latach swoich rządów. W związku z tym pojawiła się koncepcja, by przyszły rząd, wszystko na to wskazuje demokratycznej opozycji, zgromadził całe zadłużenie powstałe za czasów PiS na jednym koncie, tak, by obywatele mieli świadomość, komu to zawdzięczają. Tylko w przyszłym roku obsługa tego długu wyniesie około 60 miliardów złotych – tyle trzeba będzie oddać, z tego co wszyscy wypracujemy,  a całkowita jego spłata prawdopodobnie zakończy się w połowie tego stulecia, czyli w okolicach roku 2050.

Oprac. RUD

 

Najnowsze artykuły