„Pod Pająkiem” zostały tylko wspomnienia

Od 1877 roku w kamienicy u zbiegu ulic Osmańczyka, Książąt Opolskich i Rynku była siedziba opolskiego kupca Samuela Gurassy. Najpierw mieścił się tam sklep z odzieżą, cukiernia, a po wojnie kultowa restauracja. I to nawet nie jedna.

„Pod Pająkiem”, „Karczma Słupska”, „Restauracja Skorpion”, „Pub Piwny Warka”, restauracja „Biesiada opolska”, „Vento di Mare”. Lista różnych lokali w tym samym miejscu jest długa. Od 1877 roku w tej kamienicy kupiec Samuel Gurassa prowadził na parterze znany w całym Opolu sklep z odzieżą (Kaufhaus Gurassa). W latach przedwojennych widniał w nim polski napis: „Ten szparuje, kto u Gurassy kupuje”. Budynek wyróżniał się wtedy bogactwem formy, licznymi zdobieniami, narożnym wykuszem z wieżyczką i znakomitą lokalizacją, która przyciągała klientów.

Przed II wojną światową (w latach 30.) dom kupca przebudowano w ten sposób, że zniknęły wszelakie ozdoby. Przed wojną była tam cukiernia Malcomess. Po wojnie modna restauracja z dancingiem „Pod Pająkiem”. Nazwę nadała jej przybyła do Opola po wojnie tarnogórzanka, upamiętniając w ten sposób widoczny na stropie rysunek, pająka właśnie. Uruchomiona w jeszcze zrujnowanym budynku, miała renomę lokalu z prawdziwego zdarzenia i licznych stałych, wieczornych bywalców. Można się było dobrze zabawić. Do wódki zamawiano „ostrygę po polsku”, czyli jajko surowe w kieliszku, z pieprzem, solą i papryką.

Już od pierwszego Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w 1963 r. lokal stał się klubem festiwalowym, który chętnie odwiedzały gwiazdy polskiej estrady. Było to miejsce mniej oficjalnych spotkań. Lokal, charakteryzujący się efektownymi wnętrzami z antresolą, pełnił rolę klubu festiwalowego. Wspólnie z uczestnikami koncertów biesiadowali także jurorzy pierwszych festiwali polskiej piosenki.

Świetną anegdotę opowiedział niedawno na naszych łamach Jacek Fedorowicz: „Ja byłem przez 50 lat abstynentem pełnym. To była moja kontra wobec socjalizmu, uważałem, że komunistyczna władza specjalnie naród rozpija, więc na złość postanowiłem, że nie będę pił. I wyobraźcie sobie tę satysfakcję: Opole 1963 rok, knajpa Pająk, czwarta nad ranem, towarzystwo festiwalowe wychodzi na zewnątrz i ja siadam za kierownicę sypiącej się skody octavii, kupionej z czwartej ręki. Milicja do mnie leci, każą mi dmuchać w balonik, nic, w drugi balonik, nic, w trzeci też nic. Wreszcie dowódca patrolu nie wytrzymuje i mówi: jak to tak nic, może chociaż koniaczek pan wypił.”

Inne gwiazdy również chętnie wspominają „Pająka”. – Czasem bywały to noce, które trwały od piątku do niedzieli – opowiadał satyryk i konferansjer Andrzej Poniedzielski. Wtórowali mu inni. – Zawsze powtarzam, że festiwal nie może istnieć bez klubu festiwalowego, a w latach 60. taką funkcję pełnił położony niedaleko rynku klub „Pająk”. W „Pająku” siedziało się już od 9 rano, potem szło się na próby, a potem znowu „Pająk” – to słowa kompozytora Zygmunta Koniecznego. Wylewny był także Zbigniew Wodecki. – Myśmy się świetnie wtedy bawili, wszyscy się ze sobą ściskali w tym „Pająku”. Niebiesko-Czarni z Różowo-Niebieskimi i jedna orkiestra z drugą, wódka lała się strumieniami, po każdym koncercie była balanga do rana. Nostalgiczna była także Hanna Banaszak. – Wieczorami w klubie festiwalowym śpiewaliśmy, graliśmy, piliśmy wino. Było cudownie!

Najnowsze artykuły