Choinka kiedyś i dziś [ROZMOWA]

Nie potrafimy wyobrazić sobie Bożego Narodzenia bez choinki, która w domach i w przestrzeni miejskiej często pojawia się już na początku grudnia. Jest dla nas zwiastunem nadchodzących świąt, który pozwala mocniej poczuć ich atmosferę. Czy wciąż jednak nawiązuje ona do tego tradycyjnego drzewka sprzed lat? Przypominamy naszą rozmowę z etnografem i kustoszem Muzeum Wsi Opolskiej Elżbietą Oficjalską o tradycji dekorowania choinki.

– Kiedy, według tradycji, powinniśmy ubierać choinkę?

– Zgodnie z tradycją choinka powinna być ubierana w dzień Wigilii, tuż przed wieczerzą wigilijną. Wówczas gospodyni, często wraz z córkami, zajmowała się przygotowaniem stołu wigilijnego, ojciec szedł rano do lasu po choinkę, przynosił ją, a później z młodszymi dziećmi ubierano ją, przymocowywano świeczki. Te świeczki zapalano tuż przed samą Wigilią i zasiadano do wieczerzy.

– Dziś w domach można zobaczyć różne rodzaje choinek. Żywe, sztuczne, z drewna, z książek, z lampek. Jakie tak naprawdę powinno być to drzewko?

– Jeśli chodzi o to, czy żywe, czy sztuczne to zależy od indywidualnych preferencji. Rezygnujemy z żywych choinek, bo w naszych ciepłych mieszkaniach osypują się igły, ale z drugiej strony nie wyobrażamy sobie świąt bez żywego, pachnącego drzewka. Kiedyś nie spotykano się z takim dylematem, choć na pewno ciekawi, co byłoby przed laty bardziej popularne. To, że drzewko jest żywe, miało swoje znaczenie, bo niosło to za sobą sporo symbolicznych treści, ale też nie było wyboru. Zwykle jest tak, że kiedy pojawiają się prostsze w wykonaniu, gotowe rozwiązania i są dostępne w takich cenach, które nie rujnują budżetu domowego, to się na nie decydujemy. Doskonale to widać na przykładzie bombek choinkowych, które kiedyś nie były elementem zdobniczym, natomiast w okresie międzywojennym stawały się coraz bardziej powszechne i na żywym drzewku wieszano te nowoczesne wówczas bombki.

– A tradycja mówi o jakimś konkretnym gatunku drzewka, które powinniśmy ubierać na święta? Świerk, sosna, a może jodła?

– Świerk był drzewem, które najczęściej się pojawiało, a to wynikało z faktu, że było niedrogie. Można było oczywiście pójść do lasu i wyciąć choinkę, ryzykować tzw. sztraf, czyli karę, jaką nakładał leśniczy. Leśniczy i gajowi chodzili po lesie, bo spodziewali się takich sytuacji. Trzeba było możliwość wycięcia choinki wykupić. Natomiast jodła zawsze była uważana za drzewo szlachetne i bardziej była pożądana, jednak to drzewo rzadsze, droższe, wolniej rosnące niż świerk, więc była rzadziej spotykana, zwłaszcza w tych niezamożnych domach. W domach mieszczańskich czy szlacheckich, dworkach, dworach faktycznie często można było spotkać jodłę, w pałacach były one naprawdę wysokie. Przestrzenie w chałupach czy domach ludzi pracujących na roli nie pozwalały na to, by postawić w nich okazałe choinki.

– Wspomniała Pani o bombkach. Współcześnie dominują one wśród choinkowych ozdób, które przez lata ewoluowały i wciąż się zmieniają. Co powinno znaleźć się na świątecznej choince?

– Świąteczna choinka jest stosunkowo młoda. Nie wyobrażamy sobie świąt polskich, tradycyjnych bez choinki, tymczasem ona na naszych terenach Górnego Śląska pojawiła się na zamku w Brzegu w XVII wieku, to jest fakt odnotowany w źródłach. Później powoli „szła” ona po dworach, w zamożniejszych środowiskach stawała się coraz bardziej popularna. Na wsi choinka pojawiła się na początku XX wieku. To rozpowszechnianie choinki było krytykowane, ponieważ ona przyszła z Zachodu, z Niemiec, więc było to traktowane jako wprowadzanie zwyczajów obcych, w dodatku niemieckich, w polskich domach. Mówiono, by zamiast choinki wieszać pod sufitem podłaźniczkę, która była poprzedniczką choinki. To też było drzewko świerkowe, tylko niewysokie i wieszane do góry nogami nad stołem.

– A co z ozdobami?

Ozdoby były robione w domu i ważne było to, że były naturalne, pochodzące z ogrodu, z sadu. Orzechy na przykład malowano na złoto i na sznurku wieszano albo owoce – rajskie jabłuszka. Wieszano też pierniki, które już na początku grudnia były pieczone, by „doszły” na święta i uzyskały swój smak, zdobiono je lukrem. Można było spotkać także światy, czyli ozdoby wykonywane z opłatka, wycinano formy i sklejano. Kiedy ktoś wchodził i otwierał drzwi do izby to podmuch powietrza ruszał tymi opłatkami, co tworzyło dodatkowy efekt. Dodatkowe elementy robiono też ze słomki i z bibułki. Później w sklepach pojawiły się kolorowe papiery, więc wykonywano łańcuchy z kółek, ale to już czas, kiedy w domach stawała choinka. Wtedy oprócz tych ozdób na choince mocowano świeczki, czego nie dało się zrobić na podłaźniczce. To były świeczki woskowe, co też miało znaczenie, że nie była to parafina, tylko wosk, który pochodzi od pszczół, czyli owadów bożych, mających kontakt z niebiosami. Z uwagi na cenę świeczek zapalano je najczęściej tylko raz, właśnie podczas wieczerzy wigilijnej.

– A jaka jest historia bombek? Mają nawiązywać do jabłka z raju, choć oczywiście mówi się, że w Biblii nie doprecyzowano, jaki owoc rósł na tym słynnym drzewie.

– Tłumaczenie różnych faktów kulturowych często jest właśnie niedoprecyzowane, bo pielęgnujemy jakieś tradycje i staramy się szukać wytłumaczenia. Bombki rzeczywiście nawiązują swoim kształtem do jabłka. Huty szkła, które rozrastały się na Śląsku, produkowały naczynia i kryształy, i szklarze zaczęli dmuchać właśnie takie bombeczki. To w zasadzie był produkt uboczny.

– Dziś na choince możemy zobaczyć właściwie wszystko – od tradycyjnych ozdób, po słodycze i zabawki. To znak naszych czasów, czy niewiele znaczący efekt komercjalizacji Bożego Narodzenia?

– Takie zmiany zawsze były elementem swoich czasów. Tak jak to było w przypadku podłaźniczki, której nazwa pochodzi od kolędników nazywanych podłaźnikami, czyli roznoszącymi szczęście, niosącymi życzenia. Gdy się śledzi prasę przedwojenną i czyta, jakie ostre dyskusje toczyły się na temat wprowadzania choinki, to przypomina to sytuację, jak my w tej chwili odbieramy te dziwne ozdoby, np. bombki w różnych kształtach. Tak się miele w kulturze, nie tylko ludowej, że pewne rzeczy są wprowadzane, a później czas pokaże czy się utrzymają, czy są tylko chwilową modą, która przeminie i będzie znakiem jakiegoś czasu obecnym na fotografiach i filmach, z którego będziemy żartować i śmiać się, że coś takiego miało miejsce.

– Jak wyobraża sobie Pani choinkę z przyszłości?

– Myślę że wciąż będzie to choinka. Być może pojawią się jakieś nowe materiały, ale wydaje mi się, że zieleń pozostanie dla wielu ważna. Gdzieś w tyle głowy mamy, że zimą, w śniegu, w plusze przynosi nam zapowiedź tego zielonego czasu, który nadejdzie na barani skok, nadchodzącej zielonej wiosny, której podświadomie chyba wszyscy pragniemy.

Najnowsze artykuły