Jestem stąd, i to się nie zmieni

Z Arkadiuszem Wiśniewskim, prezydentem Opola, rozmawia Ryszard Rudnik.

– Gdyby ktoś, dajmy na to, przyjechał do Opola pierwszy raz i trzeba by mu w kilku słowach scharakteryzować miejsce, do którego przybył, to co by mu pan powiedział?

– Zielone, kompaktowe, pełne uśmiechniętych ludzi. Bo tak jest. Zresztą sami mieszkańcy tak o Opolu mówią, że jest miastem nie za dużym, a z drugiej strony mamy tu wszystko, co charakteryzuje większe polskie metropolie. Wysoki komfort życia u nas potwierdzają kolejne ogólnopolskie niezależne rankingi. I ludzie bardzo sobie ten stan kameralności połączony z atrybutami wielkiego miasta cenią. Ja również. Gdy zapraszam do Opola gości, zawsze im wspominam o tych jego zaletach. Siłą naszego miasta jest jego nieprzesadny rozmiar i fakt, że mieszkają tu fajni ludzie.

– Oceną pracy prezydenta, szerzej władz miasta zajmują się mieszkańcy. Ale najtrudniej chyba jest ocenić własną pracę. Co szczególnie przyniosło panu satysfakcję w trakcie dwóch pana kadencji? Z czego jest pan szczególnie zadowolony?

–  Cieszę się, że udało się wprowadzić w Opolu kompleksowe zmiany. Nie działaliśmy punktowo, na zasadzie gaszenia pożarów. Staraliśmy się zmieniać oblicze miasta metodycznie, sektor po sektorze, kwartał po kwartale. Realizowaliśmy konsekwentnie nasz plan na Opole. I wydaje mi się, że widać tego efekty. Na przykład dzięki tej strategii kompletnie zmieniło się oblicze miasta w okolicach dworca PKP: Powstał plac im Kory, zamiast starych bud, stoi nowoczesny budynek Centrum Przesiadkowego, w miejscu dziurawego placu manewrowego i przystanków z rur wodociągowych pod blachą falistą. Mamy tu nowoczesne rozwiązania architektoniczne, z prawdziwego zdarzenia miejsca parkingowe, część handlową, podziemny dworzec autobusowy, którego nie musimy się wstydzić, nowe rozwiązania komunikacyjne w tej okolicy. A wszystko to uzupełnia kompletnie zrewitalizowana Krakowska, główny deptak miasta. Przy czym nie tylko zadbaliśmy o estetykę tego miejsca, ale też pojawiły się w tym rejonie nowe, prężnie działające instytucje, jak chociażby Centrum Dialogu Obywatelskiego, które są Krakowskiej inspiracją, wpływają na jej życie, współtworzą jej koloryt. Tak samo kompleksowo zadbaliśmy o wyspę Bolko, gdzie mamy nowy Park 800-lecia, duży plac zabaw, ale też rozbudowaliśmy ogród zoologiczny, pojawiły się w nim nowe atrakcje, duże koty, Akwarium Wodny Świat. Kompleksowo zmieniamy też rozwiązania komunikacyjne na przykład na Krapkowickiej, która po przebudowie znakomicie odciąży ruch w tym rejonie, upłynni wyjazd z miasta w kierunku Krapkowic i Prudnika. Zmierzają tu do finiszu prace związane z poszerzaniem drogi pod wiaduktem, który też jest nowy. I będzie umożliwiał przejazd pod nim autobusom. W rejonie Krapkowickiej powstało nowe przedszkole, nowy market, nowe połączenie z rondem przy kompleksie Politechniki Opolskiej. Obok funkcjonuje pieszo-rowerowy most im. Halupczoka. Rejon Krapkowickiej również nabiera nowego wyrazu i o to nam w tym wszystkim chodziło. Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać przykłady. Działamy w sposób kompleksowy, przemyślany, z długofalową wizją, nie tylko na dzisiaj, ale na wiele lat do przodu. W ten sposób zaplanowaliśmy i wykonaliśmy w Opolu wiele rzeczy, które dziś poprawiają wizerunek miasta, wpływają na lepszą jakość życia opolan. No i na lepsze możliwości rozwoju miasta, bo przecież poszerzyliśmy jego granice, mamy nowe tereny inwestycyjne, na których wkrótce pojawią się nowi inwestorzy. Zadbaliśmy też o innowacje, w tej sferze znakomicie spełnia swoją rolę Park Naukowo-Technologiczny.

Zawsze jest tak, że gdy się ma jakieś plany, nigdy nie da się ich zrealizować 1:1. I to pewnie są zadania, które znalazły się w pana programie na kolejną kadencję w Ratuszu, o którą się pan ubiega.

– W latach rządów PiS nie było przychylności dla dużych inwestycji, dla rozbudowy dróg krajowych, które przebiegają przez Opole. Stolica regionu, miasto akademickie, miejsce gdzie funkcjonują najważniejsze instytucje administracyjne, kulturalne, kluczowe placówki ochrony zdrowia, była w tej sferze skutecznie przez rządy PiS pomijana. A przecież Opole zasługuje na to, by zmodernizować obwodnicę Północną, dokończyć budowę obwodnicy Południowej wraz z nowym mostem przez Odrę.

– Nie uwzględniono Opola w programie „Mosty dla regionu”, ale z tych uwzględnionych zdaje się nie powstał żaden. Z programu ”100 obwodnic” za czasów Morawieckiego udało się zrealizować jakieś 10 procent planów. To może nie ma czego żałować, że Opola na rządowej liście wsparcia wówczas nie było.

– Zapisanie w programach Morawieckiego rzeczywiście niewiele dawało, ale przynajmniej ich ogłoszenie dawało okazję do starań. Myśmy tego czasu nie przespali, przygotowaliśmy dokumentację nowego mostu i obwodnicy. Jeśli będą pieniądze, jesteśmy przygotowani na szybkie rozpoczęcie prac. To są takie główne rzeczy, które chciałbym zrealizować w przyszłej kadencji, choć oczywiście to nie wszystko.

– Wraz ze zmianą władzy zmienia się też klimat wokół samorządów. Pana dotychczasowa prezydentura w większości realizowana było w okresie kiepskim dla idei samorządności. Jak pan ten czas wspomina?

– Szczególnie ciężka była pod tym względem moja druga kadencja. Musiałem często wyjść z roli zwykłego samorządowca, ze szczególnym naciskiem na słowo „musiałem”, i wielokrotnie uczestniczyć w jakiś politycznych działaniach, po to żeby chronić siebie i mieszkańców. Gdy władza centralna zabierała samorządowi pieniądze, protestowałem, narażając się na szykany, że jeden czy drugi minister rękoma miejscowych parlamentarzystów rządzącej Zjednoczonej Prawicy nie wręczy mi potem kartonowego czeku. Podobnie było ze słynnymi wyborami kopertowymi, gdzie musiałem bronić prawa, w tym prawa mieszkańców do ochrony ich prywatności, i odmówiłem wydania list PESEL na użytek tych wyborów Poczcie Polskiej, instytucji absolutnie do tego nieuprawnionej. Spadała na mnie fala krytyki za współpracę z TVPiS w kwestii opolskich festiwali. Ale przecież ja na telewizję nie miałem żadnego wpływu. Jednocześnie jako prezydent Opola nie mogłem pozwolić, by festiwal zniknął. Przeżyłem związaną z tym falę hejtu i proszę, mamy w tym roku szansę na 61.KFPP zupełnie w nowej formule, ze świeżym oddechem, również dlatego, że udało się ideę opolskiego festiwalu przeprowadzić przez te wszystkie propagandowe mielizny ostatnich ośmiu lat. Myślę, że przez ten czarny czas, związany przecież również z pandemią Covid, wybuchem wojny na Ukrainie, pojawieniem się uchodźców wojennych, co wymagało zupełnie nowego ustawienia radarów naszego myślenia o mieście, Opole przeszło w miarę suchą stopą.

–   Nowy rząd deklaruje nowe rozdanie również gdy idzie o stosunek do samorządności. A samorządowcy wiążą z tymi deklaracjami duże nadzieje.

– To prawda, ja również. Mam nadzieję, że zmiany nastąpią szybko. Przede wszystkim w zakresie finansowania samorządów. Że przestanie się nam odbierać pieniądze naszych mieszkańców, które potem idą do centrali, a ona rozdaje je potem po swoim politycznym uważaniu. Liczę, że stworzy się sensowne ramy finansowania samorządów, niezależne od politycznych wyborów na poziomie kraju. Polityka wobec samorządów ostatnich lat to była polityka centralizacji, systemowego ograniczania uprawnień samorządów i podporządkowywania ich coraz bardziej władzy w Warszawie. Centralnego decydowania o tym jak i co się będzie działo na dole, bez pytania środowisk, których to by miało dotyczyć. Liczę również na przychylność wobec projektów związanych z modernizacją Opola, jak choćby z budową dróg, mostowej przeprawy, o których już wspominałem. No i oczywiście na to, że sensownie skorzystamy z pieniędzy KPO, a nie będziemy odwracać głowę od miliardów, które Polsce się należą, ale nie mogliśmy ich otrzymać z powodu łamania zasad praworządności przez rządzących, ich doktrynalnego uporu w imię partykularnego partyjnego interesu. No i liczę też na takie ogólne odprężenie, poprawę atmosfery, w której postrzegać się będzie samorządowców jako partnerów a nie jako wrogów. Ta nowa kadencja samorządów, mam nadzieję, będzie kadencją świeżego oddechu.

– Na progu swojej pierwszej kadencji deklarował pan daleko idącą apolityczność, tak postrzegając status prezydenta miasta. Nie do końca to się udawało. Na koniec drugiej swojej kadencji już jednoznacznie poparł pan demokratyczne, antyautorytarne siły, które dziś tworzą koalicję 15 października. To była dosyć długa, skomplikowana droga…

–  Zacznijmy od tego, że Opole to duże miasto, którego mieszkańcy dokonują różnych wyborów politycznych. Nie jest łatwo w rozpolitykowanym społeczeństwie być apolitycznym prezydentem miasta. Z jednej strony czułem presję mieszkańców oczekujących konkretnych rozwiązań, a z drugiej wiedziałem, że system działa w taki sposób, że bez kontaktów z rządzącymi ja tych społecznych oczekiwań nie będę miał szansy spełnić. Nie tylko mój, to był problem wszystkich samorządowców:  Bez ukłonu w stronę rządzących, w tzw. terenie za pośrednictwem ich parlamentarzystów, którzy w ten sposób budowali swoją lokalną pozycję w regionie, nie można było załatwić jakiegokolwiek państwowego wsparcia, przy jednoczesnym uznaniowym jego charakterze.  Kto nie był krnąbrny, kto popierał władze, kto się nie wychylał, mógł liczyć na marchewkę, kto taki nie był – na kij. Tak to działało. To był zawsze mój osobisty dylemat: Na ile i do czego w interesie przecież nie z swoim, ale mieszkańców, można się posunąć. Czy brać pieniądze od rządzących i chwalić się przed mieszkańcami ze swojej skuteczności i inwestycji, które za nie powstają, czy też stawać za każdym razem okoniem a mieszkańcom tłumaczyć, że to nie ja jestem nieskutecznym prezydentem, tylko po prostu rząd mnie nie lubi. Tylko co to tak naprawdę ludzi obchodzi, gdy nie ma za co im wyremontować chodnika. To był ogromny dylemat, który miałem przez całą pierwszą i drugą kadencję, którego często nie rozumieli mieszkańcy, również część dziennikarzy. Uważali, że ja powinienem być albo za Platformą albo za PiS-em.  Tylko, że ja odpowiadam za miasto w imieniu mieszkańców, i takich, i takich. Reprezentuję mieszkańców, a nie partię.

–  No ale w ostatnich latach pan tego dylematu już chyba nie miał. Jednoznacznie opowiadał się pan za obroną demokratycznych zdobyczy, systematycznie niszczonych przez PiS w imię autorytaryzmu na wzór wschodni. Był pan jednym z najostrzej wypowiadających się o porządkach PiS samorzadowców. Deklaratywnie i osobiście pan poparł przed wyborami 15 października koalicję demokratycznej opozycji. 

– Bo w miarę jak trwały rządy PiS było coraz wyraźniej widać, że tu nie chodzi już nawet tylko o ustrojowy zamach na wartości zachodnich demokracji, ale mieliśmy do czynienia z coraz bardziej bezczelnym zawłaszczaniem i okradaniem państwa. Gdy przychodzi zareagować na pospolite złodziejstwo to człowiek już nie ma dylematu. Trudno było milczeć, uśmiechać się z czekiem w zębach do mieszkańców i sprawiać wrażenie, że wszystko jest OK. W pewnym momencie musiałem już wyraźnie powiedzieć STOP, bez względu na konsekwencje, które mogły za tym pójść. Ale dzięki temu mogę dziś mieć nadzieję, że to co przez ostatnie lata jako miasto utraciliśmy, uda się w kolejnej kadencji nadrobić.

–  Takich wyborów samorządowych jeszcze nie było: mamy w Opolu zaledwie 6 komitetów ubiegających się o mandaty radnych, w tym właściwie jeden, pański Komitet Wyborców Arkadiusza Wiśniewskiego, bez partyjnego szyldu. Jednocześnie o fotel prezydenta miasta ubiega się jedynie trzech kandydatów. Znak czasu?

– Myślę, że kilka rzeczy się na to składa. Nieskromnie mówiąc, uważam, że tak mała liczba moich konkurentów to jednocześnie dobra cenzurka mojej pracy w ciągu ostatnich dziewięciu lat. Pozytywna ocena moich i mojej ekipy wysiłków, i w ogóle tego co się przez te lata w Opolu wydarzyło, jak zmieniło się to miasto. Z Koalicją Obywatelską, zwłaszcza przez ostatnie miesiące byliśmy spójni w działaniach, właściwie razem walczyliśmy o to, żeby po wyborach 15 października Polska wyszła odmieniona. Mamy tak naprawdę wspólną wizję rozwoju Opola, stąd podpisanie deklaracji programowej. Od lat mieliśmy podobne pomysły na miasto, myślę tu o transporcie zbiorowym, prawach kobiet, rozwoju oświaty, dbałości o infrastrukturę miejską. Po latach wspólnie doszliśmy do wniosku, że na współpracy będziemy tylko korzystać, a na konkurowaniu tylko tracić. Mam też takie przekonanie , że aby skutecznie rządzić Opolem, przydałoby się poparcie rządu dla naszych pomysłów. Na pewno nasza współpraca nie będzie w tym przeszkodą. Z kolei Trzecia Droga ma w regionie swoje problemy z wewnętrzną kohabitacją między działaczami PSL a Polską 2050, z liderem Lewicy senatorem Woźniakiem również dobrze się dogadujemy, do tego stopnia, że popierają moją kandydaturę. Natomiast PiS wyszedł z ostatnich wyborów mocno poharatany, są targani wewnętrznymi konfliktami i zdaje się mieli przez dłuższy czas problem z wyłonieniem kontrkandydata w wyborach prezydenckich, bo kolejni prominentni działacze tej partii nie wyrażali zgody. Poza tym nie ma dnia, by na światło dzienne z wora nie wychodziła kolejna afera związana z ich rządami w kraju, a to pewnie w kompletowaniu list im nie pomogło.

– Panie prezydencie, na razie, jeśli ustawa o dwuletniej kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów się nie zmieni, następna kadencja będzie pana ostatnią. Co by pan chciał, żeby po erze Wiśniewskiego zostało w Opolu?

– Chciałbym, żeby opolanie za 5,10,15 lat z uśmiechem wspominali czas, kiedy byłem ich prezydentem. Czy będą w tym momencie patrzeć na nowy stadion, nową przeprawę przez Odrę, na odnowiony Okrąglak, jadąc do pracy w nowej strefie ekonomicznej, czy będą studiować na Wydziale Lekarskim, o otwarcie którego również ja czyniłem starania, to ma drugorzędne znaczenie, Chciałbym, żeby pamiętali mnie dobrze, a czasy gdy reprezentowałem miasto wspominali z uśmiechem i satysfakcją. Liczę na to, że będą ten czas wspominać jako dobry czas dla Opola i dobry czas dla siebie.

– Oj, to wysoko postawiona poprzeczka, ludzie są dziś niezwykle krytyczni. Ale to też ambitne  zobowiązanie na kolejną kadencję. A często mówi się, że ostatnia to dla władzy lajtowy czas, w którym nie trzeba się tak starać…

– Krytycyzm to nasza cecha narodowa. Chętniej koncentrujemy się nie na pozytywnym a negatywnym przekazie. Od początku chciałem być znany nie z tego, że byłem prezydentem, ale z tego co zrobiłem jako prezydent. W kadencyjności tkwi rzeczywiście niebezpieczeństwo pokusy, o której pan wspomniał. Jednak siłą mojego działania jest przede wszystkim to, że jestem opolaninem, że Opole to jest moje miasto, moje miejsce na Ziemi. I tak to miejsce starałem się, staram i będę się, mam nadzieję, starał urządzać, żebym się dobrze tu czuł, ja, moja rodzina, moi bliżsi i dalsi sąsiedzi. Żeby w Opolu dobrze się żyło. Dlatego tak mi zależy, niezalenie od tego jaka to miałaby być kadencja. Dużo jest jeszcze do zrobienia i nigdy nie jest tak, żeby można było powiedzieć: nic więcej nie da się poprawić. Mnie zawsze napędzało to, że jestem stąd i to się nie zmieni. Jeśli mnie opolanie wybiorą na pewno tych kolejnych lat wspólnie nie zmarnujemy.

Najnowsze artykuły