Rozmowa z pięściarzem Odry Opole – Tomaszem Czyczerskim

Od niedzieli 24 listopada do piątku 29 listopada w Opolu odbędą się mistrzostwa Polski w boksie. Walki eliminacyjne toczyć się będą w DomExpo, a gala finałowa w ostatni dzień imprezy w Stegu Arenie i będzie ona transmitowana w TVP Sport. My rozmawiamy z zawodnikiem Odry Opole Tomaszem Czyczerskim, który rok temu zdobył brązowy medal mistrzostw kraju w wadze do 81 kg. Teraz też w niej wystartuje i znów ma medalowe ambicje.

Marcin Sagan

Skąd u pana zainteresowanie boksem?
– Zacząłem trenować w wieku 12 lat w Strzegomiu, z którego pochodzę. Tam była sekcja bokserska. W początkowym okresie mojej przygody z boksem osiągnąłem kilka sukcesów. Miałem dla przykładu jako dzieciak złoty medal na mistrzostwach Dolnego Śląska. Kiedy poszedłem do szkoły średniej, to przestałem trenować. Tak jakoś się stało i z perspektywy czasu żałuję, że do tego doszło. Przegapiłem bowiem niezwykle ważne lata w rozwoju pięściarza.

Kiedy więc nastąpił powrót do boksu?
– Już w Opolu. Przyjechałem tu na studia. Studiowałem wychowanie fizyczne na Politechnice Opolskiej. Okazało się, że są w Opolu zajęcia bokserskie prowadzone przez utytułowanego pięściarza Mariusza Cendrowskiego. Chodziłem na nie, ale traktowałem je z początku jako formę rekreacji, dobrego sposobu na podtrzymanie formy. Z każdym kolejnym miesiącem wciągałem się coraz bardziej. Potem byli kolejni trenerzy: Krzysztof Kucharzewski czy Radosław Chojnowski. Grupa się rozwijała. Radek Chojnowski w końcu założył Opolski Klub Bokserski, co było świetnym pomysłem. W lutym 2015 roku w Opolu zostały zorganizowane mistrzostwa Opolszczyzny i Dolnego Śląska. Zostałem do nich zgłoszony, dobrze mi poszło i tak coraz mocniej wsiąkałem w boks, w treningi.

Rok temu na mistrzostwach Polski w Karlinie zdobył pan brązowy medal w wadze do 81 kg. To największy pana sukces?
– Tak. Na mistrzostwa Polski wszyscy przyjeżdżają w najwyższej formie. W mojej kategorii startowało 27 zawodników. Po dwóch wygranych walkach znalazłem się już w półfinale. Tam niestety przegrałem i przypadł mi brązowy medal. Ze swojego startu w tych zawodach byłem niezwykle zadowolony. Bardzo cenię również sobie tytuł najlepszego technika na zawodach „Złotej rękawicy Wisły” w Krakowie. Tam startowało 200 zawodników, a ja wygrałem swoją kategorię i jeszcze przypadło mi duże wyróżnienie.

W Opolu po raz drugi w historii odbędą się mistrzostwa Polski w boksie. W 1970 roku były po raz pierwszy, a medale zdobywali wówczas: Jerzy Kulej, Jan Szczepański, Marian Kasprzyk czy Lucjan Trela. Wtedy boks był niezwykle popularny w kraju, a pięściarze mieli status wielkich gwiazd. Gdyby urodził się pan 50 lat wcześniej i miał medal mistrzostw kraju, pewnie mógłby liczyć na duże pieniądze ze sportu. Teraz to wygląda zupełnie inaczej…
– Zgadza się. Nie ma niestety pieniędzy w polskim boksie. Walczę dla własnej satysfakcji, dla sportu, zaspokajam swoje ambicje. Nie zarabiam na boksie. Szkoda, ale takie są realia. Normalnie więc pracuję.

A gdzie pan pracuje?
– Pomagam ojcu w prowadzeniu zakładu kamieniarskiego. Strzegom to polskie zagłębie kamienia. Mieszkam w Opolu i w dużej mierze pomagam poprzez internet, elektronicznie. Zbieranie zamówień, prowadzenie strony internetowej. Na tym polega w głównej mierze moja praca. To rodzinna firma, więc motywacja do pracy jest duża, a z drugiej strony to też wygodna sytuacja. Gdy się przygotowuję do jakieś walki czy zawodów, to zawszę mogę liczyć, że tato-szef łagodniejszym okiem na mnie spojrzy (śmiech). Nie ma co ukrywać, że boks jest wymagającą dyscypliną. Nie tylko jeśli chodzi o przygotowania, ale też czas po walce czy też po walkach, kiedy jest ich kilka w odstępie kilku dni. Po takiej imprezie jak mistrzostwa Polski muszę do siebie dochodzić przez trzy-cztery dni.

Ile stoczył pan takich poważniejszych walk?
– Mam ich na koncie 55, z czego 47 wygrałem.

Bardzo przyzwoity bilans. A nie żałuje pan, że na kilka lat przerwał treningi?
– Strasznie żałuję. W wieku juniorskim i tak do 22. roku życia zdobywa się doświadczenie, osiąga sukcesy. Mi kilka lat uciekło. Teraz mam ich 27 i jestem przekonany, że gdybym stale trenował, byłbym teraz zdecydowanie lepszym zawodnikiem.

Jakie są pana atuty w ringu?
– Jak na moją kategorię wagową, jestem wysoki. To mi daje dużą przewagę w zasięgu ramion, a to ma wielkie znaczenie. Siłę uderzenia też mam dużą. Jestem także dość mobilny na nogach, nieźle się poruszam i unikam ciosów. Na pewno brakuje mi doświadczenia. Moim atutem nie jest kondycja. Chciałbym tak rozgrywać pojedynki, by kończyć je przed czasem. O to zwykle łatwiej jest nie w początkowej fazie walki, a po kilku minutach. Te braki kondycyjne niestety wychodzą i moje atuty wraz z upływem czasu już nie są takimi, jakimi mogłyby być.

Miał pan taką walkę, że po ciosie rywala zrobiło się „ciemno przed oczami” i zastanawiał się pan po co wychodzi do ringu?
– Nie miałem takiego pojedynku, żebym po nim żałował, że trenuję i wychodzę do walki. Była jedna taka impreza w Żywcu, na którą dostałem zaproszenie, by stoczyć walkę z początkującym zawodnikiem. Okazało się, że był to on poczatkujący, ale początkujący w Polsce, a wcześniej walczył w Anglii i ma za sobą pojedynki na zawodowym ringu… Nie byłem specjalnie przygotowany, wydawało mi się, że tego rywala wezmę „z marszu” beż żadnego wysiłku. Już po chwili w ringu zorientowałem się o co chodzi i jaki to przeciwnik. Strasznie wtedy byłem zły na siebie… Boks to jednak moja pasja i żaden rywal mnie jeszcze do niej nie zraził.

Ma to dla pana znaczenie, że mistrzostwa Polski będą w Opolu?
– Ogromne. Po pierwsze traktuję to w ten sposób, że rywale przyjadą do mojego domu i chce im pokazać, że będę go bronił. Na pewno tanio skóry nie sprzedam. Moim sportowym marzeniem na tę imprezę jest, by wystąpić na gali finałowej w Stegu Arenie. Walczę u siebie, a więc będą moi koledzy, znajomi. Zarówno ja, jak i inni zawodnicy z Odry będą mogli liczyć na wsparcie kibiców. Zresztą zapraszam wszystkich na imprezę i do dopingowania mnie i kolegów z opolskiego klubu.

Jak to się stało, że pan wybierając studia wybrał te na Politechnice Opolskiej, a po ich skończeniu został w Opolu?
– Do Opola trafiłem w dużej mierze dzięki rok starszej siostrze. Ona miała chłopaka z Opola, który teraz jest jej mężem. Zachwalała mi miasto i nie było w tym cienia przesady. Kiedy przyjechałem na studia, to od razu miasto mi się spodobało. Nie za duże, nie za małe. Jest w nim wszystko, co jest potrzebne do wygodnego życia. Do Strzegomia też mam blisko, bo tylko około półtorej godziny drogi. Bez wątpienia Opole to mój drugi dom.

Wywiad ukazał się w listopadowym magazynie miejskim “Opole i kropka” na stronach 10-12. Poniżej jego pełne listopadowe wydanie.

Najnowsze artykuły