Szkoła pokolenia bez przycisku „Zapamiętaj” [ROZMOWA]

Z Joanną Raźniewską, pełniącą obowiązki opolskiego Kuratora Oświaty, rozmawia Ryszard Rudnik

– Uczniowie się cieszą, pani minister edukacji zapowiedziała od 1 kwietnia zakaz prac domowych. Brzmi to trochę prima aprilisowo…

– Przywoływane w mediach słowo zakaz jest chyba nie do końca adekwatne. Myślę, że my wszyscy, zarówno uczniowie, ich rodzice jak i nauczyciele oczekujemy doprecyzowania tych nowych zasad. Na pewno dobrą intencją jest ograniczenie czasu, który zwłaszcza młodszym dzieciom zajmuje wykonywanie prac domowych. Jeśli chodzi o szkoły podstawowe to jest dobry kierunek, który pewnie będzie brał też pod uwagę specyfikę szkół, poszczególnych przedmiotów. Doprecyzowanie nowych zasad jest więc konieczne.

– No właśnie. Łatwo będzie zrezygnować z zajęć praktycznych, zwłaszcza w młodszych klasach, bo nie jest tajemnicą, że często oceny takich prac domowych w gruncie rzeczy są oceną dla mam i tatusiów…

– Symboliczny karmnik ciągle funkcjonuje, przy czym rzeczywiście nie wiadomo kto go zrobił, uczeń czy tata. Na pewno warto zrezygnować z zadawania do domu rzeczy, które nie były omawiane na lekcji. Generalnie myślę, że ta rozmowa o ograniczeniu prac domowych jest ciągle otwarta. Lecz tu nie chodzi o to, żeby dziecko w domu absolutnie nie mogło nic zrobić. Podam prosty przykład: nauka pisania – jeśli nie będzie ćwiczenia manualnego w domu, stawiania kółek i laseczek, czy pisania konkretnych literek, wszystkiego na pewno nie da się zrobić w szkole. Na pewno nie unikniemy domowego czytania lektur w starszych klasach. Sama intencja jest dobra, również starsi uczniowie tego oczekują, podkreślają, że są przemęczeni, że tej nauki jest za dużo. Czasem, zakładam, że w wyniku pozytywnych założeń  nauczyciela, całe popołudnie z dnia na dzień muszą spędzić nad zadaniem z jakiegoś przedmiotu. Rzeczywiście, wykonanie kilkunastu zadań z matematyki może być zbyt obciążające. Natomiast jakieś ćwiczenia przypominające, często wykorzystywana w pracy z młodzieżą metoda odwróconej lekcji, gdy to uczeń przygotowuje się do tematu samodzielnie, oczywiście w odpowiednio szerokim przedziale czasowym, to są rzeczy, z których w edukacji młodzieży nie warto rezygnować. Nieporozumienie w tej kwestii wynika z niedookreślenia czym jest zadanie domowe a czym jest samodzielna praca ucznia. A ta powinna zostać.

– Jednak ramy tego pomysłu już są: rezygnacja z prac domowych ma dotyczyć klas 1-4,  a w wyższych klasach szkoły podstawowej panować ma zasada dobrowolności i braku ocen.

– Wiem z doświadczenia, że młodzi ludzie są bardzo pragmatyczni i dla nich motywacja marchewki jest istotna. To, co w tym pomyśle najistotniejsze, to zapewnienie zdroworozsądkowej relacji zarówno ze  strony uczniów, ich rodziców i nauczycieli. Chodzi o jasne ustalenie zasad: co jest pracą własną a co zadaniem domowym, a nie wykłócanie się co nimi jest a co nie jest. Oczywiście trudno wyobrazić sobie sytuację, że nauczyciel powie w klasie: zróbcie zadanie, i tak tego nie będę sprawdzał. No bo efekt tej pracy, jakaś forma omówienia musi jednak w takiej sytuacji nastąpić. Uczeń musi mieć informację zwrotną, bo taka jest istota edukacji.

– Powiedziała pani, że zmian w kwestii prac domowych oczekują uczniowie, a co na to nauczyciele?

– Nauczyciele trochę się zaniepokoili, jak będzie to teraz wyglądało. Dlatego tak ważne jest doprecyzowanie sygnalizowanych zmian. Pani Minister zapowiedziała, że zmiany odbywać się będą po konsultacjach ze środowiskiem nauczycielskim, myślę, że właśnie wchodzimy w ten etap.

– Postulat ograniczania prac domowych wynika również z faktu przeładowania programów nauczania…

– Zdecydowanie tak. To, żeby program obejmował mniej treści, jest na pewno oczekiwane ze wszystkich stron. Szkoła wtłacza uczniom zbyt dużo wiedzy do zapamiętywania, ale do tego trzeba zmiany całego systemu, w tym egzaminacyjnego, który tej pamięciówki od uczniów wymaga. Edukacja to system naczyń połączonych, dotychczasowy sposób funkcjonowania uczniów w szkole i w domu powoduje, że przy takiej ilości materiału, część pracy z nim związanej musi wykonać sam uczeń. Nie zawsze jest na to gotowy, no i nie powinien tego robić wyręczając szkołę. Może wyjąwszy lekcje wychowania fizycznego właściwie program wszystkich innych przedmiotów jest przeładowany. Jeśli wprowadzone zostaną sensowne ograniczenia, z pewnością pomogą w rezygnacji z posiłkowania się pracą domową.

– Budowa pantofelka czy znajomość dopływów Amazonki nikomu się na nic nie przyda. W razie potrzeby można je sobie wygooglować…

–   Mnóstwo wiedzy, która znajduje się w podstawie programowej, nie ma żadnego przełożenia na kompetencje przyszłości. Edukacja jest trochę w takim paradoksalnym położeniu, że teraz uczymy czegoś co było, tego jak jest, nie mając pojęcia o tym, jak to w przyszłości będzie. Metodologia funkcjonowania szkoły nie zmieniła się od stuleci. To, co będzie ważne dla uczniów, z którymi dziś pracuje nauczyciel, tak naprawdę jest niewiadomą.

–  Czyli szkoła ciągle prowadzi utartą ścieżką, nie mając świadomości czy to się komuś przyda za widnokręgiem?

– Tak, ale jeszcze raz powtarzam, te ścieżki są sformalizowane. Jeśli jest egzamin ósmoklasisty, który sprawdza określone kompetencje ucznia, wiadomo, że odpowiedzialnością nauczyciela jest przygotować go dobrze do tego egzaminu, a to określa taka a nie inna podstawa programowa. I koło się zamyka. Jeśli nie byłoby egzaminu, formuła kształcenia stałaby się bardziej otwarta. A skoro są egzaminy, co więcej, powiązane z systemem rekrutacyjnym, nie możemy udawać, że ten związek nie  istnieje. Nauczyciel zawsze czuje się odpowiedzialny za to, jaki efekt jego pracy uczeń będzie mógł uzyskać. A na dziś wymiernym efektem jest dobra ocena z egzaminu.

 – Mimo wszystko szkoła jednak się zmienia. Rośnie nacisk na naukę praktycznych kompetencji…

– Myślę, że w tym zakresie zmienia się zbyt wolno. Przede wszystkim zmieniają się jej uczniowie. To jest pokolenie bez przycisku „Zapamiętaj”. Oni tego nie potrzebują, wiedzę mają w zasięgu palca, w sieci. Potrzebują rozwoju kreatywności, umiejętności kooperacji. Nawiązując do przywoływanej przez pana Amazonki, warto wiedzieć, że taka rzeka jest, a jak się nazywają jej dopływy, to już niekoniecznie.  Proszę pamiętać, że pokoleniowo zmienia się sposób percepcji młodych ludzi. Są badania, które wskazują, że uczniowie młodszych klas potrafią skupić uwagę przez 60 sekund, że siedzenie przez 45 minut na lekcji dla kilkulatka to naprawdę mordęga. Większość młodych ludzi postrzega świat, wnosi do siebie informację przez osobiste przeżycie, a nie przez przeczytanie informacji. Ta nasza linearność postrzegania świata, do jakiej my jesteśmy przyzwyczajeni, że otwieram książkę i czytam, w pokoleniu ludzi młodych już nie funkcjonuje. Oni muszą zobaczyć, dotknąć, informacja, jeśli już jest przez nich przyswajana, musi być w formie krótkiego zoomu, na zasadzie: wchodzę, wychodzę, mogę wykorzystać lub nie. Co więcej, bardzo często przychodzą do szkoły, żeby dobrze spędzić czas, nawiązać kontakty z rówieśnikami, a niekoniecznie zdobywać wiedzę.

– Szkoła przestała dla nich być miejscem zdobywania wiedzy?

– Przestała być jedynym miejscem, gdzie można tej wiedzy dotknąć. Nauczyciel przestał być jedynym źródłem, które do tej wiedzy prowadzi, bardziej stał się przewodnikiem, ale już nie tej wiedzy encyklopedią.

– A co jest, obok przeładowanych programów nauczania powiązanych z systemem egzaminacyjnym, który tej wiedzy wymaga, największym problemem, żeby polska szkoła się zmieniła?

– Przyzwyczajenie. To jest bariera, którą niezwykle trudno jest pokonać. Są na przykład szkoły, które rezygnują z klasycznego systemu ocen, wprowadzają procentowy system szacowania kompetencji ucznia. A podczas wywiadówek i tak rodzice przychodzą i mówią: nie interesują mnie jakieś procenty, chcę wiedzieć, czy moje dziecko uczy się na czwórkę, piątkę czy tróję. Każdy z nas ma jakieś swoje doświadczenia szkolne i przenosi jej na współczesność. W efekcie na nauczaniu znają się prawie wszyscy, a to jest dalece nieprawdziwe przekonanie.

 

 

Najnowsze artykuły