Alfabet Andrzeja Hamady. Litery E i G

Trochę ten alfabet dziurawy, brakuje kilku literek, ale nawet w długim, 98-letnim już życiu bohatera jest tak, że nie na każdą literę zostaje wspomnienie, które warto było przechować. Po niektórych, tych znaczących, zostały w domu Andrzeja Hamady, nestora opolskich architektów,  opolanina od 70 lat, materialne pamiątki. A po innych tylko ulotny przebłysk pamięci. Ale skoro już on nastąpił, skoro się jakoś odcisnął, to widocznie z jakiegoś powodu. W jakimś nieuświadomionym sensie był istotny.

E

Eiffla. Oczywiście wieża Eiffla. Dla mnie to skończone dzieło architektonicznej sztuki. Ta wieża mnie fascynuje. Byłem tam wielokrotnie, za młodu wchodziłem nawet na piechotę. Bywałem w Paryżu często, moja córka jest wicemerem tego miasta, już trzecią kadencję Mało kto wie, że opolanka Kasia Hamada jest wicemerem Paryża. Kiedyś często tam jeździłem autem, teraz, już siły nie te, dałem sobie z takimi podróżami spokój. Noszę ten Paryż już tylko w sobie. I te widoki z góry na miasto z wieży pana Eiffla.

G

Gdynia. Moje miasto. Jako dziecko mieszkałem z rodzicami przez 10 lat najpierw w Gdańsku, potem w Gdyni. Gdynia to były wtedy, na początku lat 30-tych, właściwie tylko dwie ulice: 10 lutego i Świętojańska. Port już stał, wszyscy Polacy byliśmy dumni z tego portu, bo to było nasze polskie okno na świat, a nie jakieś tam niemieckie nabrzeże w Gdańsku. Moja gdyńska szkoła stała w połowie ulicy 10 lutego po lewej stronie, jak się idzie od dworca. Nowoczesny gmach, tylko takie wtedy w Gdyni budowano. Pamiętam piękny, jasny, przestronny budynek i szkolne boisko. Rodzice Polacy źle czuli się w Gdańsku, po 1933 roku coraz częściej Polacy padali ofiarami prześladowań. Były przypadki, że Niemcy bili Polaków na ulicach. Policzkowali na przykład za to, że nie odwzajemnialiśmy hitlerowskich pozdrowień, gdy ulicą mijały przechodniów oddziały spod znaku swastyki. Odwracaliśmy wtedy wzrok i udawaliśmy, że oglądamy sklepowe witryny. Niektórzy niemieccy przechodnie potrafili podejść i uderzyć za to w twarz, przewrócić człowieka na trotuar. Atmosfera w Wolnym Mieście Gdańsku po dojściu Hitlera do władzy z każdym rokiem robiła się nie do wytrzymania i rodzice zdecydowali o przeprowadzce. Tato był specjalistą od transportu towarowego w dyrekcji kolei, pracował w Gdańsku, dojeżdżał najpierw z Tczewa, a potem z Gdyni. W jednym i drugim polskim mieście atmosfera do życia była już zupełnie inna. Rodzina Hamadów, to była wtedy rodzina kolejarska, na kolei pracował tato, babka, ciotka.

Przedwojenną Gdynię pamiętam jako dziesięciolatek. Z dumą odnotowaliśmy rozwój tego miasta, wszyscy interesowali się każdym nowym budynkiem: zapamiętałem uroczystości po oddaniu do użytku gmachu Poczty Polskiej. Ludzie byli z tej naszej Gdyni po prostu nad wyraz dumni. Zresztą w całej Polsce, ale tu, na miejscu no to już najbardziej dawał o sobie znać lokalny patriotyzm. Gdynia – to naprawdę brzmiało dumnie, to była marka.

Giewont. Przed wojną mój pierwszy wyjazd do Zakopanego z mamą. Poszliśmy na Giewont przez Dolinę Kondratową, to był mój pierwszy zdobyty szczyt. Zakopane przed wojną miało status wyjątkowego kurortu, każdy przedstawiciel polskiej socjety musiał się tutaj pokazać. Pamiętam pogoda była wtedy śliczna i widok z Giewontu na miasto niesamowity. Pod nami Zakopane, nad nami  krzyż, a ponad nim już tylko błękitne niebo. Wydawało mi się, że wyżej już wejść się nie da.  Moja pierwsza górska przygoda.

Najnowsze artykuły