Alfabet Andrzeja Hamady. Litera S cz.1

Trochę ten alfabet dziurawy, brakuje kilku literek, ale nawet w długim, 98-letnim już życiu bohatera jest tak, że nie każdą literę zostaje wspomnienie, które warto było przechować. Po niektórych, tych znaczących, zostały w domu Andrzeja Hamady, nestora opolskich architektów,  opolanina od 70 lat, materialne pamiątki. A po innych tylko ulotny przebłysk pamięci. Ale skoro już on nastąpił, skoro się jakoś odcisnął, to widocznie z jakiegoś powodu. W jakimś nieuświadomionym sensie był istotny.

S

Szachy. Mój żywioł. Szachy pokochałem gdy miałem 13 lat, studiowałem fachową prasę, analizowałem pojedynki mistrzów, czytałem szachowe podręczniki. Grałem tylko z kolegami. Tato widział, tą moją pasję i docenił wyjątkową motywację doskonalenia szachowych umiejętności. To było w Krakowie, ojciec miał grono kolegów, które spotykało się prywatnie i rozgrywało między sobą zawody szachowe. Załatwił mi tam wejście. Ja młody szachista, a oni starsi, doświadczeni gracze. Z wielką tremą poszedłem tam, pamiętam gospodarz nazywał się pan Korolewicz, mieszkał na ulicy Zwierzynieckiej. Wyznaczyli jednego, żebym się z nim spróbował. I wygrałem tą partię, potem kolejną z drugim, trzecim, następnym. Byłem dumny, oni zaskoczeni. Pokonałem tam wszystkich. Byli mną zachwyceni, ale jednocześnie przestrzegli: przychodzi tu do nas taki gość, Bogdan Śliwa się nazywa, jego na pewno nie pokonasz. I kiedyś rzeczywiście zajrzał. Przegrałem z tym Śliwą 2:0. I pomyślałem sobie, że ja jestem jednak marny szachista. Po wojnie znowu spotkałem się ze Śliwą w mieszkaniu pana Korolewicza na Zwierzynieckiej, i znowu dostałem baty. No i wtedy mi uświadomili, że gram z aktualnym mistrzem Polski w szachach, krótko potem zdobył tytuł arcymistrza klasy światowej. A dla mnie to była nauczka, że w życiu wszystko bywa względne. W te szachy to nie ja byłem aż tak zły, tylko on był aż tak dobry.

Samoobsługa. Pierwszy sklep samoobsługowy w  Opolu i w ogóle w Polsce to moje dziecko. Funkcjonuje w Rynku do dzisiaj. W 1952 albo 1953 SARP otrzymał zaproszenie na podróż studyjną od kolegów architektów z Norwegii. To była niesamowita okazja, bo wtedy na Zachód raczej się nie wyjeżdżało. Podróż trwała miesiąc, jechaliśmy autobusem przez Berlin Zachodni, RFN, Danię, Szwecję do Norwegii. Poznawaliśmy nowe trendy w zachodniej architekturze. Mnie z racji profesji najbardziej interesował wystrój sklepów, a zwłaszcza nieznany u nas system samoobsługowy, robiłem notatki, kreśliłem szkice. A w 1954 roku zaproponowałem otwarcie takiego sklepu w Opolu, w oparciu o najnowsze zachodnie rozwiązania. „Gazeta Handlowa” dała mnie wtedy na okładkę, zewsząd płynęły zachwyty i gratulacje. Byłem dumny. Pierwszy w Polsce sklep samoobsługowy to moja robota.

Donat Przybylski

Dziennikarz z ponad 25-letnim stażem, pracował w Radiu Opole, pełnił m.in. funkcję szefa działu sportowego i redaktora naczelnego radia. W Czasie na Opole zajmuje się głównie tematami kulturalnymi, sportowymi i historycznymi.

Najnowsze artykuły