Alfabet Andrzeja Hamady. Litera O

Trochę ten alfabet dziurawy, brakuje kilku literek, ale nawet w długim, 98-letnim już życiu bohatera jest tak, że nie na każdą literę zostaje wspomnienie, które warto było przechować. Po niektórych, tych znaczących, zostały w domu Andrzeja Hamady, nestora opolskich architektów,  opolanina od 70 lat, materialne pamiątki. A po innych tylko ulotny przebłysk pamięci. Ale skoro już on nastąpił, skoro się jakoś odcisnął, to widocznie z jakiegoś powodu. W jakimś nieuświadomionym sensie był istotny.

O

Odwet. Podczas okupacji w Krakowie patrole niemieckiej żandarmerii najczęściej legitymowały młodych ludzi. Bo wiadomo, młody Polak to teoretycznie może być partyzant. I raz na Kopernika na wysokości ogrodu botanicznego zatrzymali dwóch młodych mężczyzn, by okazali papiery. Jeden wyjął Ausweis a drugi miał na piersi przewieszony pod płaszczem automat i przez ten płaszcz puścił serię kładąc trupem na miejscu cały patrol. Takie wieści rozchodziły się wtedy w Krakowie lotem błyskawicy. Jeszcze tego samego dnia całe miasto o tym mówiło. Kraków był dumny, ludzie chodzili pod ogród botaniczny zobaczyć miejsce chwały  Też pojechałem obejrzeć, rzecz jasna już nie było trupów, ale na chodniku kredą obrysowane były kontury tych Niemców, jak oni tam leżeli. Na ścianie na murze były ślady po kulach.

No ale potem przyszedł czas odwetu. W całym mieście wisiały obwieszczenia z nazwiskami znanych krakowian przetrzymywanych jako zakładnicy, którzy mieli być likwidowani na wypadek śmierci Niemców. Z tej listy wybrali dziesięciu i rozstrzelali ich pod ogrodem, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie zastrzelili tych żandarmów. Jeden z zakładników przeżył, upadł natychmiast gdy pluton otworzył ogień i znalazł się pod stertą trupów. W ten sposób ocalał. Niemcy co prawda na koniec chodzili i dobijali ofiary strzałem w głowę, ale jego ledwie drasnęli. To było już pod koniec wojny, kilka dni po egzekucji, odbył się oficjalny pogrzeb tych dziesięciu. Wtedy już było można, bo Niemcy mieli na głowie znacznie większe problemy na froncie, niż jakieś pogrzeby zakładników w Krakau.  Szedłem w tym kondukcie, to była w gruncie rzeczy patriotyczna manifestacja. Na przedzie niesiono 10 trumien, a za jedną z nich szedł  człowiek z bandażem na głowie. Za własną trumną szedł ten jeden ocalały. Kondukt się orientował doskonale kto zacz. Przejmująca chwila, symbol śmierci i nadziei jednocześnie. Czuliśmy, że Niemcom się nie damy, że wszystkich nas nie zniszczą. Że Polska zwycięży. Ludzie bili brawo temu ocalonemu. Nigdy tej chwili nie zapomnę.

Najnowsze artykuły