O człowieku, którego już nie chcą [FELIETON]

O człowieku, którego już nie chcą

Historia zawieszeń, dymisji, odejść i powrotów Ireneusza Jakiego na stołek prezesa spółki WiK przypomina wańkę wstańkę. Tyle, że w tym drugim przypadku prawa fizyki są czynne, a w tym pierwszym polityki raczej. Jakiego na stanowisku utrzymuje tzw. złoty głos Państwowego Funduszu Rozwoju, którego nominatów z kolei wybiera obóz rządzący, a w jego  skład wchodzą popierający Jakiego politycy, w tym rodzony syn. I wcale się ingerencji w kłopoty ojca nie wstydzi, choć wydawałoby się, że właśnie z powodów rodzinnych w tym konflikcie tatę należałoby wspierać, co zrozumiałe, lecz wyłącznie w relacjach prywatnych.

Ireneusz Jaki przez pracowników jest oskarżany o mobbing, do czego się nie przyznaje i takie jest jego prawo. Ale prawem i obowiązkiem głównego udziałowca spółki, jakim jest miasto, jest reagowanie na tego typu zarzuty. Czymś naturalnym w takiej sytuacji jest chęć odsunięcia człowieka od dotychczasowych obowiązków, a czymś dziwnym byłoby nicnierobienie, zlekceważenie zarzutów załogi potwierdzonych w jakimś tam zakresie przez raport PiP i powołanej niezależnej zewnętrznej komisji prawników specjalizujących się w zagadnieniu mobbingu. ( dokumentów, z uwagi na dobro zeznających pracowników, WiK nie upowszechnia). Takiej reakcji zresztą domagały się od rady nadzorczej spółki dwa największe w firmie związki zawodowe.

Istotą konfliktu w WiK nie jest nawet to, czy Ireneuszowi Jakiemu udowodni się mobbing przed sądem czy nie, ale fakt, że znaczna część pracowników spółki nie chce już z nim pracować.  Wszelkie przedstawiane przez niego zarzuty aferalno-gospodarcze, które zresztą jakoś nie mogą się doczekać prokuratorskiego finału, bledną wobec jednej prawdy: człowieku, ludzie już cię tam nie chcą. Nie chce cię też już główny udziałowiec spółki. Może osobiście wydawać się to niesprawiedliwe i krzywdzące,  ale nie ma sensu trwać, wykorzystując prawne kruczki.

Ta niechęć nie powinna być obojętna dla prezesa Jakiego, a wręcz nie może dla udziałowców. A wiele wskazuje na to, że dla przedstawiciela PFR jednak obojętna jest, gdy mobilizowany przez związkowców o przedstawienie jasnego stanowiska w sprawie zarzutów o mobbing wobec prezesa Jakiego, twierdzi, że… jeszcze się ze sprawą nie zapoznał. Jeżeli tak pilnuje się interesu PFR w spółce WiK, która jak każda gospodarcza struktura przecież nie prezesem a załogą stoi,  to nic dziwnego, że przedstawiciele funduszu zmieniają się w nim jak rękawiczki. A człowiek PFR w radzie nadzorczej jest postrzegany jako gwarant stołka dla ojca prominentnego polityka Solidarnej Polski.

Ireneusz Jaki ma pełne prawo bronić swojego dobrego imienia w sądzie i poza nim, ale na stołku prezesa już się nie broni.

Ryszard Rudnik

 

Najnowsze artykuły