Kły biednych misiów [KOMENTARZ]

Prezydent Andrzej Duda oświadczył, że jest wstrząśnięty zatrzymaniem Mariusza Kamińskiego i  Macieja Wąsika w Pałacu Prezydenckim. Nawiązując do ulubionego drinka Jamesa Bonda, szkoda, że nie jest zmieszany tym, że chciał dać azyl w siedzibie głowy państwa, której jest rotacyjnym lokatorem, dwóm skazanym przestępcom.

Paradoksalnie to właśnie policjanci, zatrzymując obu gości, uchronili prezydenta od kompletniej kompromitacji, a kto wie czy nie od wyroku karnego, gdy zakończy swą nieszczęśliwą dla Polski kadencję. Jak stanowi bowiem art. 239 kk: „osoba, która utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa uniknąć odpowiedzialności karnej, w tym zwłaszcza gdy ukrywa sprawcę albo zaciera ślady przestępstwa, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat”.  Generalnie pałac słabo nadaje się do roli przestępczej meliny. Żeby jeszcze siedzieli cicho w tym gabinecie u Mastalerka, ale nie: wyszli na konferencję jeszcze raz podkreślić jak głęboko w d… mają państwo prawa.

Fakt, prezydent uważa, że obaj skazani są „krystalicznie czyści”, lecz akurat sąd stwierdził inaczej. Cały system tworzony przez 8 lat Jarosława Kaczyńskiego z wydatną pomocą długopisu prezydenta Dudy polegał na tym, że to politycy mieli decydować, co jest zgodne z prawem, a co nim nie jest. Lecz ten system poległ decyzją narodu 15 października. Choć, jak widać, prezydent do dziś się tego truchła trzyma. Fakt, mieli osiem lat, żeby przyzwyczaić się do swojej bezkarności i nie można powiedzieć, żeby nie starali się zabezpieczyć od tej strony, wybierając własnych sędziów, a nawet własne sądy, jak na przykład nieuznawaną przez europejskie trybunały Izbę Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego. Która jak trzeba, to i rozpatrzy sprawę bezzwłocznie nawet bez akt, jak w przypadku tej dotyczącej przyszłości poselskiego mandatu Kamińskiego.

Oczywiście prezydent w swym wstrząśnieniu nie jest sam. Larum grają partyjni towarzysze skazanych. A im który ma więcej za uszami i czuje, że w kolejce na salę sądową może być kolejny, tym krzyczy głośniej. Niektórzy gotowi byli nawet przeskoczyć przez płot więzienia. Nic tak bowiem nie motywuje do obrony Kamińskiego i Wąsika jak obawa o własny tyłek.

Słabo natomiast wychodzi im włączenie do akcji opinii publicznej. Zrzutka na rodziny tłustych pisowskich kotów, w tym na ich dzieci, idzie tak sobie. Prawdopodobnie ze względu na świadomość, że na przykład syn Kamińskiego, nie dość, że od ponad 10 lat pełnoletni, zarabiał w Banku Światowym po pół miliona złotych rocznie.  Można nawet powiedzieć, że zbiórka ta zamieniła się w jedną wielką bekę, gdzie ludzie zrzucają się po złotówce na bardziej miękki niż więzienny papier toaletowy dla osadzonych.

Robienie z Kamińskiego i Wąsika biednych misiów, ofiar krwawego reżimu Tuska, nie sprawdza się nie tylko w świetle dotychczasowych wyroków, lecz również tych spodziewanych, związanych na przykład z nielegalną inwigilacją przeciwników politycznych systemem Pegasus. Wiele wskazuje na to, że w przypadku obu szefów CBA był to kolejny rozdział tej samej historii – mianowicie nielegalnego systemowego  niszczenia ludzi na polityczny obstalunek przez bezwzględnych intrygantów.

Ryszard Rudnik

 

Najnowsze artykuły