Roztańczona gównoburza [FELIETON]

Od dawna mam takie wrażenie, że opolscy radni PO i Zjednoczonej Prawicy spokojnie mogliby stworzyć jeden klub w radzie miasta, gdyż mówią w niej przeważnie jednym głosem. No ale są wyjątki, jak na przykład ostatni koncert „Roztańczona Polska” TVP w Opolu  na łące pod Górką Śmierci. Tu  radni PO występują solo argumentując,  że miasto nie dopilnowało, by murawa po wielkim koncercie wyglądała tak, jak przed.

Okazuje się przy tym, że nieważne iż w warunkach pozwolenia na ten koncert Ratusz zastrzegł, że teren po imprezie musi być przywrócony do stanu poprzedniego, co przeciętnie zdolnej firmie ogrodniczej zająć może najwyżej kilka dni. Radni Platformy mają pretensje, że Ratusz nie dopilnował. Ale na tym polega jednak metodologia działania, że nie zawsze wszystkiego trzeba pilnować, gdy można się zabezpieczyć, przed ewentualnymi stratami w stosownych zapisach pozwolenia na imprezę , a tak przecież było w tym przypadku. Co, urzędnicy mieli stać z samochodową wagą przy każdy tirze, który przywiózł tony sprzętu, czy może wjechać na murawę,  mieli regulować ruchem pojazdów? Oczywiście zawsze można dyskutować, czy miejsce na ten koncert zostało dobrane szczęśliwie, ale zawsze będą w tej kwestii argumenty za i przeciw. Za – to takie, że koncert umiejscowiony przy największym opolskim osiedlu ułatwił dostęp ludziom, którzy chcieli w nim wziąć udział. Tam były tłumy ludzi, również wyborców tych radnych, którzy teraz wieszają psy na Ratuszu, że na taką imprezę w tym miejscu pozwolili. Gdy Jurek Owsiak organizuje swój Pol’and’rock Festival na lotnisku w Czaplinku, to też nie od razu po zakończeniu mogą tam lądować samoloty.

Ta gównoburza jest o niczym, sprawa dopiero będzie, jeśli organizator koncertu wypiąłby się na zobowiązania, które powziął przed uzyskaniem zgody na lokalizację na piśmie. Ale przecież i wówczas istnieją prawne mechanizmy, by go do tego zmusić.

Ważny jest też czas, w którym to się dzieje, czyli czas przedwyborczy do sejmu. Siły opozycyjne mają tu we władzach Opola sojusznika, ale to nie przeszkadza gościom z Platformy atakować je jakby to były wybory samorządowe, gdzie stawką będą miejskie frukta w postaci stanowisk i wpływów w mieście, co zdaje się dziś jest główną troską lokalnych działaczy Platformy. Tymczasem ich lider Donald Tusk przekonuje, że stawka październikowych wyborów jest tak duża, że każdy głos się liczy, każde poparcie, wszystkie ręce na pokład. Z tego powodu posuwa się na krótkiej sejmowej ławce, by zrobić miejsce dla chcących z nim iść nawet wydawałoby się egzotycznych sojuszników. W każdym razie bardziej egzotycznych niż lokalny lider samorządowego Stowarzyszenia Tak! Dla Polski, z którym Platforma tworzy wspólną sejmową listę.

Jak opolski elektorat Platformy ma odebrać fakt, że tutaj jest inaczej? Że w Opolu to co mówi Tusk zupełnie się nie liczy?

Najnowsze artykuły