Minął Tydzień [FELIETON]

Ks. profesor Marek Lis, medioznawca z Opola, decyzję ministra kultury o likwidacji spółek Polskiego Radia porównał do decyzji hitlerowców likwidujących swe ofiary. Zastanawiające, co kieruje ludźmi, którym w polemicznych wzmożeniu pierwsze co przychodzi do głowy, to porównania ad hitlerum. Najpewniej to wyraz luk intelektualnych spowodowanych przypadkowym wachlarzem lektur, co przekłada się na ubogi arsenał warsztatowy polemisty. Pewnie jest tu również czynna powierzchowna wiedza historyczna, która nie włącza mu hamulca, przy tego typu zestawieniach jak postawienie spółki w stan likwidacji z ustawieniem ofiar przed niemieckim plutonem egzekucyjnym, co w oczywisty sposób kala pamięć hitlerowskich ofiar. Adwersarze księdza profesora sugerują, że powinien wstydzić się swoich słów, co jest kompletnie bez sensu. Ignorancja wyklucza bowiem z definicji jakiekolwiek poczucie wstydu.

***

Gdy już jesteśmy przy prostackich odniesieniach polskiej współczesności do czasów Hitlera: Oto Jan Pietrzak zażartował w swoim wypróbowanym stylu wyliniałych sucharów, że uchodźców, którym nam wciskają Niemcy można zakwaterować w barakach obozów koncentracyjnych. Natomiast Marek Król, bankrut medialny, który najwyraźniej nigdy się nie otrząsnął z tumoru tamtej spektakularnej porażki, wypróbowany ekspert TVPiS, ostatnio na uchodźctwie w TV Republika, dodał, że można by im przy okazji tatuować dla lepszej orientacji numery na rękach. Dołączył do nich poseł Marek Jakubiak z Kukiz’15, który porównał migrantów do „niepotrzebnych odpadów”. Pomijając fakt, że zdaje się nie będziemy musieli przyjmować żadnych nielegalnych uchodźców, bo zapewniliśmy już dom milionom Ukraińców uciekającym przed wojną: wygląda na to, że narodowo-socjalistyczne tęsknoty u nas ciągle są żywe. Widać nazi nie wszystkich dziś razi.

***

Gest Kozakiewicza w sejmie w wykonaniu posła Mariusza Kamińskiego skazanego prawomocnym wyrokiem na dwa lata więzienia odbił się echem również w jego macierzystych szeregach, z tym, że tam akurat nie spotkał się z oburzeniem. Prezes Jarosław Kaczyński stwierdził, że gestu nie widział, a więc mówienie o nim to „najdelikatniej mówiąc jest prowokacja”. Dalej w swoich sądach poszedł poseł Ziemi Płockiej i jednocześnie szef struktur PiS Ziemi Opolskiej, łączący swą osobą oba regiony  Kamil Bortniczuk, który w programie Moniki Olejnik w TVN stwierdził, że gest co prawda był, ale jego on aż tak nie oburza. I słusznie, odsuwani od państwowych beneficjów pisowcy powinni się do jego wymowy ogólnej zacząć przyzwyczajać.

***

A propos prezesa Kaczyńskiego: Na jego konferencji prasowej poświęconej wolności mediów dziennikarzom wyłączono mikrofon, prezes ich obraził, po czym wyszedł. W kwestii wolności mediów w PiS jest jeszcze dużo do przepracowania.

***

Nad Polskę znowu wleciała ruska rakieta. Część komentatorów zwróciła uwagę na fakt, że tym razem dowiedzieliśmy się o tym zaraz, a nie jak za  ministra Błaszczaka po 5 miesiącach. Wojsko uspokajało obywateli, że lot rakiety był cały czas monitorowany a rzeczona wleciała i zawróciła nad Ukrainę. Tylko skoro tak, to dlaczego jej u nas szukali? Mimo tych niekonsekwencji w przekazie, w sumie dobrze, że wyleciała. Jednak obrona powietrzna nie jest od tego, żeby monitorować a niwelować zagrożenia. I na to powinna być przygotowana, nawet jeśli rakieta leci u nas przez 3 minuty, gdyż przecież wiadomym jest, że zmierza w naszym kierunku o wiele wcześniej. Można się na taką wizytę przygotować i odpowiednio zareagować, zwłaszcza gdy wiadomo, że szykuje się zmasowany atak na Ukrainę w pobliżu granicy z Polską. Zdaje się, że ciągle w wojsku są problemy z decyzyjnością w kwestii reakcji na takie sytuacje. Miejmy nadzieję, że splatanie o monitoringu to było ostatni raz.

***

Marszałek Hołownia wysłał zgodnie z procedurą do Sądu Najwyższego odwołanie posłów Wąsika i Kamińskiego, skazanych za przestępstwa urzędniczo-karne na dwa lata więzienia, w sprawie ich wygaszonych mandatów. Marszałek odwołanie skierował do Izby Pracy tego sądu, gdyż jak wiadomo Izba Kontroli Nadzwyczajnej w świetle wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE nie jest sądem w rozumieniu prawa obowiązującego w Unii, a więc teoretycznie również i u nas. Tymczasem neo-sędzia z Izby Pracy pognał z wnioskiem Wąsika do Izby Kontroli Nadzwyczajnej, o czym nie wiedział przewodniczący składu IP, który miał się zająć jego rozpatrzeniem 10 stycznia. IKN wydała wyrok natychmiast twierdząc, że mandat Wąsika nie wygasł, co przewodniczący Izby Pracy skwitował w ten sposób, że aby jego izba mogła ten wniosek w ogóle w tej sytuacji rozpatrzyć, marszałek będzie go musiał do niego wysłać raz jeszcze. Następnie ten sąd odniesie się najpierw do nieprawności wyroku Izby Kontroli Nadzwyczajnej, by mógł się zająć wnioskiem właściwym Wąsika. Natomiast wnioskiem Kamińskiego się Izba Pracy owszem zajmie, gdyż tego wniosku nie udało się żadnemu neo-sędzi przemycić do Izby Kontroli Nadzwyczajnej, która w świetle europejskiego prawa jest tylko grupą towarzyską w śmiesznych fioletowych czapeczkach i adekwatne do statusu są też jej roztrzygnięcia.  Jeśli dodamy to tego fakt, że skazani Kamiński i Wąsik nie uznają swoich wyroków, ba, nie uznaje go również głowa państwa, a szef ich macierzystej partii wręcz straszy sąd, który skazał ich na więzienie, odpowiedzialnością, to mamy w miarę pełny obraz dylematu jaki staje przed marszałkiem Hołownią w kwestii mandatów obu panów. Jeśli jego decyzja będzie nie po myśli PiS, z pewnością rzeczeni odwołają się do Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Jak raz Sąd Najwyższy w poszerzonym składzie uznał jednak, że wyroki tego trybunału w istocie nimi nie są „gdyż organ, w którego składzie zasiadają osoby powołane na wcześniej obsadzone miejsca, nie jest organem opisanym w konstytucji jak Trybunał Konstytucyjny”. To decyzji marszałkowi więc nie ułatwi. Warto przy tym podkreślić, że procedura związana z wygaśnięciem mandatów absolutnie nie wstrzymuje wykonania orzeczonej kary pozbawienia wolności. Taki jest mniej więcej obraz wymiaru sprawiedliwości po 8 latach demontażu ekipy Ziobry. Staramy się tu nie używać knajackich słów, ale akurat najwłaściwszym określeniem stanu polskiej praworządności zaoranej przez PiS wydaje się być „wielki rozpiździaj”.

***

Rząd rozpoczął porządki kadrowe w rozmaitych instytutach, radach itp. ciałach, które w dużej mierze były przechowalnią pisowskich pociotków, za całkiem solidne pieniądze. Beata Szydło na przykład została odwołana z Rady Muzeum Auschwitz-Birkenau, która to rada mimo namów szefostwa samego muzeum nigdy się nie spotkała.  Niektóre instytucje zlikwidowano w całości, jak Krajowy Zasób Nieruchomości, który powstał 8 lat temu w celu budowy domów pod wynajem dla niezamożnych młodych Polaków. W ciągu swego kilkuletniego istnienia instytucja ta wybudowała jeden blok na 40 mieszkań, w tym samym czasie zakupiła 22 służbowe samochody i płaciła pensje 76 pracownikom, co jest puentą samą w sobie, więc nie będziemy się tu silić na jakąś inną.

***

 

Najnowsze artykuły