Wersalu nie było, czyli łabędzi śpiew starej władzy [KOMENTARZ]

Gdyby obradami na sali kierowała marszałek Witek, nie byłoby takiego chaosu – powiedział w sejmie jeszcze wiceminister Wójcik. No nie udało się jednak, mimo wielu starań, wyprowadzić marszałka Hołowni z równowagi. Marszałek radził sobie, a złośliwości wobec siebie obficie ripostował z dużym taktem oraz smakiem. Ale to nie było trudne, bo inwektywy spod obucha, czyli grubo ciosane, mają z natury to do siebie, że pozostają tępe, a na dodatek osłabieni wynikiem wyborczym miotacze spod znaku PiS-u nie mają już siły, żeby uderzyć dotkliwie.

Najlepszym dowodem była seria wystąpień ministrów na odchodnym, którzy wreszcie mieli na sali wiele do zarzucenia, bez przerwy przypominając, że limity czasu wystąpień ich nie obowiązują, i jakby chcieli, trzeba by ich było słuchać do rana. Ale po co do rana, mieli osiem lat żeby wyborcom powiedzieć coś co ich przekona. No i przekonali, ale tylko swoich, którzy są w mniejszości. I to by było na tyle.

Jeszcze raz potwierdziła się przy tym stara zasada, że nikt tak nie kocha demokracji i konstytucji jak zamordyści w opozycji. To jest tak jak z mężem, który awanturuje się i bije, a gdy przychodzi czas rozliczenia to mówi, że kocha. Niestety krzykiem prawdy się nie zagłuszy: PiS przegrał wybory, w najlepszym razie trzeba będzie opuścić gabinety, oddać limuzyny, a w najgorszym odpowiedzieć karnie.

Ale najbardziej symptomatycznym obrazkiem z drugiego dnia obrad Sejmu X kadencji był interwencja prezesa Kaczyńskiego, który starym zwyczajem podszedł do sejmowej katedry marszałka. Tym razem jednak niebo nie zadrżało. Z początku marszałek w ogóle tego nie zauważył, po czym prezesa wysłuchał i kompletnie nie zareagował. Prezes coś tam powiedział, po czym odszedł nieobsłużony. No i tu wiceminister Wójcik ma rację, gdyby obradami kierowała marszałek Witek coś takiego nie zdarzyłoby się na pewno.

A co do meritum obrad, sejmowa większość zrobiła pierwszy krok w kierunku likwidacji neoKRS, wprowadziła tam swoich ludzi, a wyprowadziła politycznych komisarzy, którzy pilnowali z ramienia PiS przebieg głosowań w tym niekonstytucyjnym gremium. I to ostatnie nie są to tylko ustalenia międzynarodowych trybunałów, ale orzeczenia Zgromadzenia Sądu Najwyższego w pełnym składzie, oraz Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ludzie demokratycznej większości w neoKRS to nie jest niekonsekwencja, jak próbował rzecz całą zbyć minister Czarnek. To był pierwszy krok ku nieuchronnemu – przywróceniu w Polsce praworządności. Poprzedni sejm uchwałą powołał swoich członków i ten uchwałą odwołał tamtych i powołał swoich. Gadanie, że nie można było tego zrobić inaczej niż ustawą, jest zwykłym nawijaniem makaronu na uszy.

Ryszard Rudnik

 

fot. fot. Rafał Zambrzycki/Kancelaria Sejmu

Najnowsze artykuły