Minął tydzień

Dzieje się w regionie: Oto były wiceminister obrony, poseł tej ziemi z klubu PiS, szef Stowarzyszenia OdNowa RP  Marcin Ociepa przypomniał sobie o swoich samorządowych korzeniach i zgłosił swój komitet w wyborach. Plany ma szerokie, tylko pamięć krótką. Jako prawicowy populista był jedną z twarzy ośmioletniego ugrabiania samorządów, i wciskania ich pod but pisowskiego centralizmu za pomocą ograniczania uprawnień, podatków i ręcznego sterowania dotacjami po uważaniu. Czego symbolem były kartonowe czeki, narzędzie politycznego lansu lokalnych działaczy partii rządzącej.  Owszem, rozdając nie swoje, stworzył sobie w ten sposób grono przymilnych samorządowców, choć raczej należałoby napisać, że kupił ich państwowymi dotacjami, wykorzystując swoje koneksje. Teraz za Ociepą nie idą już żadne złotówki, więc zapewne pozna ile w istocie znaczy tamto oddanie za pieniądze. Ale to już jest problem posła Ociepy. Problemem PiS natomiast jest ustalenie, czy poseł z ich klubu jest dla ich lokalnych list wzmocnieniem czy konkurencją. Tu zdania są podzielone. Zdaje się, że ta przystawka szuka dla siebie nowego głównego dania.

***

Jak ujawnił portal Opowiecie.info, Mirosław Pietrucha, dyrektor Elektrowni Opole z politycznej poręki wtedy jeszcze Solidarnej Polski, został właśnie w wieku 55 lat żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej. Tę miłość do munduru, która najwyraźniej spełniła się w przypadku dyrektora Pietruchy, podobnie jak jego kariera felietonisty nto, dopiero w wieku średnio zaawansowanym, niektórzy tłumaczą koincydencją między aktualnym wietrzeniem spółek z nominatów poprzedniej władzy a przepisami artykułu 303 Ustawy o obronie Ojczyzny. Artykuł ten zakłada, że w okresie pełnienia m. in. służby w WOT z człowiekiem nie można rozwiązać stosunku pracy bez jego zgody. Służba w WOT może trwać 6 lat, czyli w wypadku Mirosława Pietruchy skończy się, gdy będzie on już objęty kolejną ochroną, tym razem przedemerytalną. O ile rzecz jasna wcześniej nie zmieni się prezydent na kogoś bardziej poważnego niż obecny i nie zostanie skreślony zapis ustawy, który uruchomił przechowalnię dla rozmaitych tłustych kotów. Chodzą słuchy, że takich zaawansowanych wiekiem żołnierzy z dobrą fuchą w cywilu, szykuje się nam w regionie więcej. Stare powiedzenie: Za mundurem panny sznurem, doczekało się lekkiego liftingu: Sznurem kariera wiązana z mundurem. Panny wyszły, bo w wieku volkssturmowym zaczyna być o nie trudno.

***

Pojawiają się doniesienia, że działacze PiS starają się jak mogą u prezesa o biorące miejsca na listach do Europarlamentu przed zbliżającymi się w wielkim tempie wyborami, czyli przeważnie na Podkarpaciu. No a przecież wiadomo, że wszyscy się tam nie zmieszczą. Na razie faworytami są Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński. Również były prezes TVP Jacek Kurski, gdy fucha załatwiona w Banku Światowym przez prezesa NBP nie okazała się tak pewna jak się wydawało, śle sygnały, że chętnie nie wracałby do umiłowanego kraju, a i Daniel Obajtek ma przecież miejsce podobno obiecane.  Rzecz jasna immunitet europarlamentarzysty też można uchylić w obliczu zarzutów kryminalnych, ale po kolejnych wyborach może być to trudniejsze niż dotąd, gdyż sondaże dają skrajnej prawicy większe niż dotąd szanse na wygraną i zakładają nawet przejście z euroopozycji do populistycznej koalicji. A ta już taka skłonna do rozliczeń swoich nie będzie. Znienawidzona Bruksela jawi się dziś pisowskim politykom i ich pomagierom jako bezpieczna przystań. Zamiast celi, do Brukseli – można powiedzieć.

***

Były premier Mateusz Morawiecki skarży się w Brukseli jak to w Polsce łamana jest demokracja, a dopiero co grzmiał, że nie godzi się nadawać na Polskę za granicą. W jego opowieściach Tusk był już spojrzeniem wilczym, rozumiał tylko po niemiecku a obecnie jest jokerem, czyli stał się negatywnym bohaterem w sferach postrzegania, lingwistycznej a także popkultury.  Efekt tych jęków jest mizerny, gdyż raczej nie ma szans, by tam ktokolwiek mu uwierzył, zwłaszcza po latach nacisków i apeli, by się Komisja Europejska  do spraw polskich nie wtrącała. Nie chciał, to ma. A i w ojczyźnie nie za dobrze mu idzie. Pytany gdzie był, gdy Zbigniew Ziobro, jak by nie było minister z jego rządu, z Funduszu Sprawiedliwości opędzał swojej Solidarnej a potem Suwerennej Polski polityczne potrzeby, tłumaczy, że nic o tym nie wie, tak był zarobiony.  Jak wiadomo w świecie bajki od kłamstw rośnie nos, ciekawe co rośnie hipokrytom. No bo że wielkie oczy u ich obserwatorów, to wiadomo.

***

Po wstępnej kontroli w Kancelarii premiera Morawieckiego okazało się, że tuż przed październikowymi wyborami zatrudniono tam sto nowych osób, które zajmowały się głównie lansem partii rządzącej. Znaczy za państwowe pieniądze PiS zatrudnił sobie partyjnych propagandzistów.  Nic dziwnego, że w grudniu ubiegłego roku w KPRM zabrakło trzech milionów na wypłaty.

***

A skoro jesteśmy przy podsumie: dwutygotniowy rząd Morawieckiego kosztował podatników 780 530 złotych, a to tylko ministerialne pensje plus, uwaga, ekwiwalent za niewykorzystane urlopy. Mogli chociaż na te dwa tygodnie urlopy sobie wypisać, to byłoby jednak taniej. Tak się prezydent Duda z kumplami bawi za nasze. Marnowali publiczną kasę dopóki się dało.

***

W ramach obrzydzania rządów Tuska, były minister edukacji Przemysław Czarnek naucza, że przed 2015 rokiem młodzi Polacy nie mieli nawet na spodnie. Prawdopodobnie jego rozdawnictwo willi było więc wyrazem najwyższego stadium dobrobytu za rządów PiS, po uprzednim opędzeniu niedoborów dolnej garderoby rzecz jasna.

***

Zapowiada się prokuratorskie śledztwo w sprawie budowy tzw. dwóch wież w stolicy, o których to prezes Kaczyński mówił, do austriackiego architekta, że za przygotowanie projektu budynków zapłaci mu inna firma niż spółka Srebrna, która mu robotę zlecała. Jak wiadomo taki układ rzadko się zdarza, że nie płaci ten kto zlecał, chyba, że są to bogaci rodzice. Prokuratura sprawdzi więc powiązania, w jakimś tam stopniu rodzinne. Tylko to raczej będzie rodzina w rodzaju Soprano. A szukać będą głowy tego szachrajstwa. Żeby się tylko nie okazał nią były ojciec narodu.

***

Raport NIK w sprawie fuzji Orlenu i Lotosu jest dokumentem nierzetelnym i przekłamanym- oświadczył były minister aktywów państwowych Jacek Sasin. W raporcie kontrolerzy NIK zarzucają mu brak pieczy nad transakcją i dowodzą, że aktywa Lotosu sprzedane zostały o połowę taniej niż wynosiła ich wartość, a państwo straciło kontrolę nad rafinerią w Gdańsku oraz nad kierunkiem sprzedaży 20 procent produktów polskich rafinerii. NIK nie skontrolował samego Orlenu, bo spółka go nie wpuściła do firmy, w związku z czym Izba złożyła doniesienie do prokuratury. No niestety, pomysłodawcy i nadzorcy tej transakcji już nie mogą liczyć, że prokuratura śledztwo zamiecie pod dywan, a akta prześle do garażu w Lublinie. Dlatego Sasin powinien jednak przemyśleć jakąś lepszą strategię obrony.

***

W kwestii raportu NIK dotyczącym fuzji Orlenu z Lotosem głos zabrał również były już członek zarządu Jan Szewczak. Stwierdził, że wyliczenia kontrolerów o stracie są błędne, gdyż Orlen nie stracił 5 miliardów a zyskał miliardów dziesięć, co jest nawet możliwe, rzecz w tym jak rozdysponowano resztę majątku Lotosu, który poszedł w obce ręce. Jedno o czym wiceprezes Szewczak nie wspomniał to fakt, że jego firma kontrolerów NIK do siebie nie wpuściła, i to jest jego i pozostałych członków zarządu z czasów prezesa Obajtka przepustka do kryminału a nie do krytyki wyników kontroli, której w Orlenie nie było.

RUD

Najnowsze artykuły