Minął tydzień [FELIETON]

Jak się można było domyślać, pikniki rodzinne 800+ okazały się po prostu propagandowymi przedwyborczymi  parteitagami Zjednoczonej Prawicy za pieniądze rządu, czyli nas wszystkich. Z góry było wiadomo, że tak będzie, bo cóż da się opowiedzieć o ośmiu stówkach, przecież każdy wie jak wyglądają. Dokładnie nie wiadomo ile kosztują te dymane pikniki. Podobno 10 milionów przeznaczył na nie premier Morawiecki. Minister Maląg od rodzin stwierdziła, że koszty pikników się podliczy po ich zakończeniu. To tak jakbyście zaprosili do domu fachowca a on wam powiedział, że o cenie porozmawiacie po robocie. No ale frekwencja za duża nie będzie, bo ludzie zauważyli, że to żaden piknik rodzinny, tylko pisowskie przedwyborcze spędy za publiczne pieniądze, całkowicie sprzeczne z zasadami wyborczej ordynacji. O uczciwych zasadach konkurencji nie wspominając.

Coraz bardziej staje się na powrót aktualne stare gierkowskie hasło: „Partia kieruje, rząd rządzi” a kasa wspólna –  można by dodać. Prezes Kaczyński na takim pikniku głównie obrzydzał ludziom Tuska. Było o Tusku jako największym wrogu Polski, o ryżym, który powinien wyjechać do swoich Niemiec, co raczej nie budowało rodzinnej atmosfery, a cuchnęło nienawiścią, wykluczeniem, nagonką i prymitywizmem. Rozsądny rodzic przy takich spiczach zatyka dzieciom uszy.

Prezes podobno ma być teraz ostry jak brzytwa, z tym, że na razie wali tępo obuchem. Mistrzem riposty to on chyba nie zostanie. Nie wiadomo tylko, co w prezesie jest stanem koniunkturalnym: inteligent z Żoliborza, czy ten obuch właśnie.

***

Zdesperowany plantator z Kiełczewic Maryjskich w woj. lubelskim wywiesił na polu kartki z informacją, że kto chce może sobie bezkarnie zerwać porzeczkę czerwoną, zjeść, ewentualnie wziąć do domu. Cena skupu porzeczki jest bowiem taka, że musiałby jeszcze dopłacić do zbioru. Najwyraźniej plantator doszedł do wniosku, że lepsze jest zwykłe bankructwo od bankructwa rozszerzonego. W rolnictwie taki mamy klimat. I choćby nie wiem jak się wiceminister rolnictwa Kowalski wydarł na plantatorów, tak się rolnikom nie pomoże.

***

Na spotkaniu z wyborcami w Krotoszynie, premier Morawiecki powiedział, że Polska nie jest dla milionerów. To może być zapowiedź szerokiej fali emigracji nomenklatury PiS po wyborach. W każdym razie jak poseł Zembaczyński chciał rozwinąć ich listę na schodach kościoła na Górce w Opolu to mu schodów brakło.

***

Ministerstwo Edukacji Narodowej odmówiło współpracy z chcącymi skontrolować resort posłankami Koalicji Obywatelskiej argumentując, że posłanki informują potem społeczeństwo o tym, co się dzieje w resorcie. No ale na tym polegają kontrole poselskie oraz ogólnie misja posła – na transparentności przed swoimi wyborcami. Zasada „a po co ludziom wiedzieć” sprawdza się jedynie przy produkcji kiełbasy, i w ruskim ładzie, do którego w tym MEN-ie najwyraźniej ktoś zatęsknił.

***

Jarosław Szymczyk, komendant główny policji przekazał swoje ustalenia, z których wynika, że w sprawie pani Joanny z Krakowa, którą z powodu zażycia tabletki poronnej w kordonie policji wieziono do szpitala gdzie przesłuchiwano i rewidowano ją podczas badań lekarskich, funkcjonariusze nie popełnili żadnego błędu. A ich modelowa akcja miała na celu ratowanie życia pacjentki. Tym, których całkowite odklejenie od rzeczywistości komendanta Szymczyka oburza, trzeba przypomnieć jednak o okolicznościach łagodzących: Chodzi tu o opinię gościa, który odpalił granatnik w gabinecie sądząc, że włącza głośnik. I do dziś twierdzi, że w związku z tą sytuacją czuje się osobą pokrzywdzoną. No chyba, że przez los. Tak więc ludzie, więcej zrozumienia dla tego skomplikowanego przypadku. A że został komendantem głównym, widocznie swój swego poznał.

***

Jeśli będziecie z Warszawie, możecie spróbować skorzystać z apartamentów Transportowego Dozoru Technicznego, które ostatnio odkryli posłowie opozycji. Za kilkadziesiąt złotych są tam do dyspozycji komfortowo urządzone pokoje, za kilka stówek za noc superapartamenty full wypas. Na miejscu jest też   dwukondygnacyjna strefa fitness i inne udogodnienia. I to wszystko przy zerowym właściwie obłożeniu. Bo jak wynika z oświadczenia właściciela obiektu, czyli rzeczonego TDT – w 70 mieszkaniach i 4 apartamentach mało kto sypia, ze szczególnym uwzględnieniem absencji parlamentarzystów, członków ich rodzin oraz osób zajmujących  kierownicze stanowiska państwowe. Wygląda więc na to, że Transportowy Dozór Techniczny wykosztował się budując wieżowiec za 100 milionów złotych i dokłada do tego hotelarskiego interesu właśnie z myślą o utrudzonym w tygodniu przeciętnym Polaku, który by chciał raz na jakiś czas zorganizować sobie tani wypad do stolicy a jeszcze nie zna dobrego adresu. No to dzięki inicjatywie posłów opozycji właśnie poznał.

***

Minister klimatu Anna Moskwa w imieniu rządu złożyła pozew do Trybunału Sprawiedliwości UE na państwo niemieckie w sprawie przywożonych do nas śmieci. Pani minister liczy, że państwo niemieckie do nas przyjedzie ciężarówkami i sobie te śmieci z powrotem weźmie.  Gdyby w grę nie wchodziły jedynie żałosne próby rządzących odwrócenia uwagi od ich nicnierobienia w temacie odpadów, oraz od statystyk Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska,  z których wynika, że za ich rządów przywieziono tych śmieci najwięcej, a udział w nich odpadów z Niemiec wzrósł z niecałych 17 procent za rządów Kopacz do ponad 64 procent po czterech latach panowania PiS, to można by powiedzieć, że to dobry ruch. Tyle, że do sądu powinno się iść z firmami, które te odpady kupowały, przewoziły i składowały, bo raczej Merkel ich w torebce nie przemycała. Jak ktoś kupi felernego mercedesa, to przecież nie pisze do Urzędu Kanclerskiego w Berlinie, żeby go sobie zabrali.

Najgorsze co może dziś spotkać ten rząd to fakt, że TSUE podejdzie do sprawy jak najbardziej poważnie i przed wyrokiem zacznie drążyć, kto sprowadzał, kto te praktyki tolerował, na podstawie jakich przepisów. Jest nadzieja, że za sprawą europejskich sędziów wreszcie poznamy prawdę a nie tylko będziemy świadkami propagandowych jasełek w postaci składania podpisów na kartoniku przez minister Moskwę wraz z min. Szynkowskim vel Sękiem od spraw kontaktów z UE. No ale kartoniki można pokazać teraz, a wyrok będzie długo po wyborach i o to w tym przede wszystkim chodzi.

***

Prezes NIK Marian Banaś włączył się w kampanię wyborczą po stronie Konfederacji. Tyle mówił o niezależności a wystarczyło, że jego syn startuje z tego ugrupowania do sejmu i mu przeszło. To znaczy niezależności ciągle ma pełne usta tylko kontekst, czyli wspólna konferencja z liderem K. Słąwomirem Mentzenem temu zaprzecza. Dzieje się tak ciągle z tego samego powodu – otóż w Polsce misja polityczna to jest dla większości przede wszystkim projekt biznesowy, źródło dobrego zarobku i sposób urządzenia w życiu siebie i najbliższych. Mieliśmy kiedyś polityków, którym zależało na Polsce: Tadeusza Mazowieckiego. Jacka Kuronia, Bronisława Geremka i wielu im podobnych, ale ten złoty polityczny kruszec sami zamieniliśmy na tekturowe krążki. No i efekty są jakie są.

 

Najnowsze artykuły